"Zostawiłem moje dziecko dla dobra nas obojga". Zrezygnowali z ojcostwa, ale uratowali swoje życie

Kacper Peresada
– Gdy mój syn się urodził, miałem 21 lat. Wiedziałem, że sobie nie poradzę jako ojciec, więc po prostu wyjechałem – mówi mi Ludwik. Przyznaje, że nigdy nie chciał mieć dzieci. – Moje dzieciństwo nie było usłane różami. Nie czułem potrzeby bycia ojcem. Gdy dowiedziałem się o ciąży, czekałem tylko na odpowiedni powód, aby wyjechać.
Fot: Toa Heftiba/Unsplash
Któregoś dnia Ludwik po prostu uciekł. Starał się wyrzucić syna z pamięci, gdyż uważał, że w ten sposób będzie mu łatwiej. Płacił alimenty, wysyłał prezenty, czasami dzwonił.

– Nie było między nami żadnej relacji ojciec/syn. Gdy mieszkasz kilkaset kilometrów dalej, łatwo jest udawać, że twoje dziecko nie istnieje.

Dla niego cała sytuacja była naturalna. Nie było w tym nic trudnego. Skupił się na swoim życiu i nie myślał o małej osobie, która nigdy nie była jego częścią.

– Gdy byłem w związku z jego matką, czułem się samotny. Nie miałem przyjaciół, pracowałem za grosze i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Dla mnie ta decyzja była czymś oczywistym.


Ludwik uważa, że gdyby został z rodziną, byłby nieszczęśliwym facetem, który negatywnie wpływa na całą trójkę. – W ten sposób jego matka mogła po prostu się nim zajmować, a ja ją wspierałem tak, jak umiałem, przekazując pieniądze.

Czytaj też: Kocham moje dzieci, ale nie znoszę być ich rodzicem. Każdy zna to uczucie albo się oszukuje

Pewnego dnia jadąc do domu, odwiedził swoją byłą i w ten sposób poznał swego syna. Było dziwnie. Ale gdy zaczął się z nim bawić, coś w nim się obudziło. Przez następne dni zaczął planować.

– Chciałem przenieść się bliżej i móc go czasami odwiedzać. Nie jako ojciec, ale wujek. – Tak zrobił i przez następne lata zbliżał się do syna coraz bardziej, aż w końcu został “tatą”.

– Mój syn nie wie, że nie było mnie przy nim przez większość jego życia. Gdy dorośnie, będę z nim szczery – przyznaje Ludwik w rozmowie ze mną. On sam nie jest w stanie czuć niechęci do ludzi, którzy rezygnują ze swoich dzieci. Sam przecież tak postąpił.
Strach, brak dojrzałości – ludzie decydują się na taki krok z różnych względów. – Cieszę się, że udało mi się wrócić do tego świata.

Najłatwiej udawać, że nic się nie wydarzyło

– Miałem 20 lat i byłem prawiczkiem, więc gdy jakaś dziewczyna chciała się ze mną przespać, długo się nie zastanawiałem – opowiada Michał. Był świadom, że jego partnerka ma problemy psychiczne. Od lat brała psychotropy, walczyła z depresją i myślami samobójczymi.

– Gdy dowiedziałem się, że jest w ciąży, nalegałem, by usunęła ciążę –mówi. Jego ówczesna partnerka wyraziła zgodę, ale potem zmieniła zdanie. Nie wiedział co robić. – Kupiłem pierścionek zaręczynowy, bo myślałem, że tak należy – wspomina.

Jednak jego rodzice przekonali go w końcu, że to zły pomysł. Znał tę dziewczynę jedynie 4 miesiące. Dziecko nie powinno być jedynym powodem ślubu. Z czasem matka jego dziecka go znienawidziła. – Mieszkaliśmy w różnych miastach. Czułem wstyd, że w ogóle doszło do tego wszystkiego i nikomu o niej mówiłem. Ani tym bardziej o ciąży.

O wszystkim wiedziała jedynie najbliższa rodzina Michała. Razem z rodzicami doszedł do wniosku, że najłatwiej będzie płacić alimenty na dziecko i udawać, że nic się nie wydarzyło.

Od narodzin jego dziecka minęło 15 lat. – Co jakiś czas zaglądam na jej profil na Facebooku i patrzę na zdjęcia mojej córki. Ma wrażenie, że obie mają szczęśliwe życie. Jego eks wyszła za mąż, za faceta, który sprawia wrażenie sensownego gościa, a jego córka wygląda na szczęśliwą nastolatkę.

– Czasami zastanawiam się, czy kiedykolwiek się do mnie odezwie? – przyznaje. Nie miałby problemu z taką sytuacją. Pewnie nawet by się ucieszył. Sam jednak nie chce się odzywać, aby nie wpieprzać się w życie, które zbudowały sobie jego córka i jej matka.

Decyzja, która może uratować życie

– Przez pierwsze lata jego życia byłem idealnym ojcem – mówi Tomek. – Zajmowałem się synem cały czas, byliśmy nierozłączni. Gdy skończył 6 lat, coś się zmieniło.

Tomek przyznaje, że za decyzją o tym, by porzucić rodzinę, w dużym stopniu stały jego problemy psychiczne. Przez lata walczył z depresją, a jego głównym lekarstwem był niestety alkohol. – Nie byłem agresywny w stosunku do żony czy syna, ale czułem, że nie jestem w stanie się cieszyć rodzinnym szczęściem – przyznaje.

Za każdym razem, gdy wychodził z synem na podwórko, Tomek, nawet gdy się śmiał, czuł, że tak naprawdę udaje dobry nastrój. – Wolałem siedzieć sam w domu. Bez konkretnego powodu. Po prostu siedziałem sam i nic nie robiłem. Nie czułem potrzeby przebywania z ludźmi. W pewnym momencie zrozumiałem, że muszę coś zmienić.

Tomek chciał zrobić sobie przerwę. Zrozumiał, że musi odciąć się od życia, które nie tylko go nie cieszy, ale też doprowadza do myśli samobójczych. – Nie umiałem poradzić sobie ze sobą, będąc ciągle zamkniętym w domu z dzieckiem i z żoną. Nie miałem miejsca na samego siebie.

Gdy syn poszedł do podstawówki, Tomek wyprowadził się do innego miasta. – To była najtrudniejsza rzecz, którą zrobiłem w życiu.

Pierwsze miesiące były męczarnią, ponieważ czuł się winny, miał wyrzuty sumienia. – Zacząłem chodzić na terapię, przestałem pić, zacząłem pracować nad swoim ciałem. Potrzebował 4 lat, by dojść do siebie.

– Mój syn ma teraz 16 lat – mówi Tomek. Widuje się z nim co dwa tygodnie. Nie pije od 6 lat i czuję się zdrowy. Przyznaje, że od kiedy na nowo nawiązał kontakt z rodziną, musi się uczyć wszystkiego od podstaw. – Bycie rodzicem nastolatka to trochę inna robota niż bycie ojcem 7-latka.

Pytam, czy uważa, że podjął właściwą decyzję. Odpowiada, że tak. Gdyby wtedy nie uciekł, prawdopodobnie dzisiaj by nie żył. Rozumie jednak, że ludzie mogą postrzegać go jako zwykłego tchórza. – Nie będę się starał przekonywać ludzi, by uwierzyli, że postąpiłem słusznie. Zrobiłem to, co uważałem za właściwe – mówi.

Według niego nieszczęśliwi rodzice nie są w stanie wychować szczęśliwych dzieci. – Nie chciałbym uczyć swojego dziecka, że życie w smutku to naturalny stan rzeczy. Czasami trzeba podjąć decyzję, która cię odrzuca, ale zarazem może uratować ci życie.