Prawie każdy z trzydziestolatków, z którym rozmawiam, ma jakieś problemy psychiczne. Na co dzień śmiejemy się z memów o samobójstwie, bo to dla nas metoda radzenia sobie z własnymi kłopotami.
Od kilku lat jestem bardzo aktywnym użytkownikiem Reddita. Zauważyłem, że ostatnio co drugi dzień na główną stronę tego serwisu trafiają żarty sugerujące, że samobójstwo dla wielu ludzi byłoby wybawieniem. Gdy nadchodzi nowy rok, cały Internet prześciga się w opowiadaniu, dlaczego kolejne 12 miesięcy będzie jeszcze większym g... niż poprzednie.
Gdy rozmawiam z ludźmi na Tinderze, Messengerze czy innych komunikatorach, ciągle słyszę, że ktoś był, jest lub zamierza wybrać się na terapię. Ludzie zmagają się z depresją, lękami, problemami alkoholowymi, bezsennością – ze wszystkim, co da się nazwać, opisać i wyjaśnić.
Co ważne, nie kryją się z tym przed innymi. Problemy psychiczne czy emocjonalne są czymś naturalnym dla pokolenia Millenialsów.
Oczywiście ten trend nie jest niczym nowym. Już w 2014 roku wydano książkę doktora Jeana Twenge’a, opisywał on między innymi, że jeśli zestawić ze sobą studentów z 1937 i tych z 2007 roku, u tych drugich ryzyko zachorowania na depresję jest siedmiokrotnie większe.
Ta liczba opiera się jedynie na badaniach osób, które przyznały się do choroby. Są też inne statystyki, które potwierdzają, że problem istnieje i staje się coraz poważniejszy.
O 38 procent wzrosła liczba nastolatków, którzy mają problem z pamięcią w porównaniu do równolatków z lat 80. 78 procent więcej osób ma obecnie problemy ze snem i dwukrotnie więcej trafia do psychiatrów i psychologów.
Trudno wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje. Mamy nieograniczony dostęp do internetu, nowe seriale trafiają do nas trzy razy w tygodniu, kupujemy sobie super telefony, ale przy okazji chcemy strzelić sobie w łeb.
Wielu badaczy sugeruje, że duży wpływ na naszą psychikę mają social media. Ciągła obecność na Facebooku i porównywanie naszego życia do innych ludzi powoduje, że wszystko wydaje się nam marne i nieciekawe. Zdaniem naukowców z Uniwersytetu Medycznego w Pittsburghu w USA osoby, które częściej korzystały z Facebooka, czuły się gorzej od osób, które rzadziej odwiedzały ten serwis.
Nie da się jednak jednoznacznie powiedzieć, że Facebook czy Instagram to zło, które robi ludziom krzywdę. Serwisy tego typu mogą mieć również pozytywny wpływ na ludzi.
Po dokładniej analizie tysięcy postów facebookowych z lat 2009–2012 badacze stwierdzili, że więcej było w nich treści pozytywnych niż negatywnych. Z drugiej strony jeszcze kilka lat temu udostępnianie w social mediach memów o wkładaniu głowy do piecyka gazowego nie przyszłoby mi do głowy. W tym tygodniu zrobiłem to bez zastanowienia i zebrałem dużo lajków od znajomych.
Na pierwszy rzut oka tego typu żarty są nie na miejscu. Zwłaszcza w Polsce, która pod względem liczby samobójstw wśród nastolatków, jest w czołówce Europy. Według badaczy dla "memiarzy" tego typu żarty mogą mieć efekt terapeutyczny.
Takie memy nie wyśmiewają samobójstw czy osób zmagających się z myślami samobójczymi. Pomagają za to nawiązać relacje ludziom, którzy szukają sposobów na radzenie sobie ze swoimi problemami.
Bart Andrews, amerykański psycholog, członek Amerykańskiego Stowarzyszenia do spraw Samobójstw, wręcz namawia ludzi do tego typu żartów. W rozmowie z magazynem "The Atlantic" wyjaśnia: w komentarzach pod memami o samobójstwie, młodzi ludzie próbują się wspierać, dodając sobie otuchy.
Przez lata jako społeczeństwo unikaliśmy trudnych tematów, dlatego fakt, że obecnie nie boimy się mówić o naszych problemach, jest zdrowym objawem.
Reddit ma wkrótce uruchomić funkcję, dzięki której użytkownicy serwisu będą mogli zgłaszać innych użytkowników jako osoby, które w ich opinii mogą zmagać się z myślami samobójczymi.
Google, Facebook, Instagram czy Twitter od dłuższego czasu starają się pokazywać, że wspierają osoby z problemami psychicznymi. Jednak nie można tego robić bezmyślnie. Trzeba wyznaczyć granicę między normalizacją a destygmatyzacją samobójstwa. Ta druga opcja może pomóc uratować wielu ludzi, którzy, zamiast ukrywać się ze swoimi problemami, mogą zdecydować się na leczenie.
Dlaczego Millenialsi mają depresję?
W opinii terapeutów powodem z dużym stopniu są problemy ekonomiczne, z którymi muszą mierzyć się młodzi ludzie. Oczywiście stać nas na to, by kupić sobie nowego iPhone’a od czasu do czasu, ale już marzenia o posiadaniu własnego mieszkania to dla wielu mrzonka.
Badania opublikowane trzy lata temu przez "Forbesa" wykazały, że aż 44 procent osób między 35. a 44. rokiem życia musi mieć dodatkową fuchę oprócz głównej pracy.
Dlatego takie aplikacje jak Uber, Fiverr czy Bolt zyskują na popularności. Wszyscy jesteśmy biedakami i musimy jakoś sobie radzić.
Niezależnie od tego, jak ciężko pracujemy, i tak zarabiamy kwoty, które być może wydają się znaczące naszym babciom, ale niewiele jesteśmy w stanie kupić za te pieniądze, bez względu na to, co pewien cymbał gada o taniejącym oleju.
Jesteśmy nieszczęśliwi.
Nie widzimy szans na rozwój, świat wokół nas powoli umiera, czujemy się wykorzystywani przez pracodawców i nie możemy liczyć na to, że na starość odpoczniemy i będziemy mogli przejadać dużą emeryturę.
Zostaje nam więc patrzenie w pustkę, którą często jest nasze życie, a także robienie sobie z tego żartów. Lepiej śmiać się przez łzy niż po prostu płakać.
Wielu badaczy sugeruje, że duży wpływ na naszą psychikę mają social media. Ciągła obecność na Facebooku i porównywanie naszego życia do innych ludzi powoduje, że wszystko wydaje się nam bardziej marne i nieciekawe.
Mamy nieograniczony dostęp do internetu, nowe seriale trafiają do nas trzy razy w tygodniu, kupujemy sobie super telefony, ale przy okazji chcemy strzelić sobie w łeb.