"Latanie jest nałogiem, a ja jestem na odwyku". Pilot o tym, jak pandemia wpływa na branżę lotniczą

Aneta Zabłocka
Rafał Skibniewski do niedawna latał właściwie codziennie. Teraz, podobnie jak wielu jego kolegów po fachu, jest przymusowo uziemiony. Na co dzień pracuje jako pilot samolotów pasażerskich, ale dziś nie może wykonywać swojej pracy. Ma za to czas na inne sprawy, równie ważne, na przykład na wspólne odrabianie lekcji z dziećmi.
Fot. Naonbrand/Unsplash
W jego przypadku homeoffice nie istnieje, bo pilot nie jest w stanie pracować zza biurka. Jak wygląda świat w pandemii z perspektywy 10 tysięcy metrów nad ziemią, a jak - gdy możesz tylko siedzieć i czekać na moment, gdy będzie można wrócić do latania?

Twoja rodzina nie bała się, że latając po świecie w czasie rozwoju epidemii, możesz zachorować?

Jako pilot mam znikomy kontakt z pasażerami, a w okresie, gdy latałem, rozwój pandemii dopiero nabierał tempa w Europie. Z większą liczbą osób piloci spotykają się tylko w terminalu, w szczególności na przejściach granicznych, gdy wracamy spoza Unii Europejskiej. Zdecydowanie bardziej narażone na zakażenie były stewardessy.


Czytaj też: "Tak wygląda nasze więzienie w raju". Polacy utknęli na Bali razem z cudzoziemcami z całego świata
Fot. Blake Guidry/Unsplash
Lataliście w maseczkach i rękawiczkach?Jak wyglądała praca na pokładzie w czasie rozwoju epidemii?

Gdzie byłeś, gdy wprowadzono zakaz lotów?

W Rzymie. Gdy lądowałem, połowa lotniska była zamknięta. Od początku marca odczuwalny był znaczny spadek liczby pasażerów, zwłaszcza na trasach do i z Włoch.

W połowie marca coraz więcej krajów zaczęło wprowadzać restrykcje dotyczące przylatujących pasażerów, w końcu w Polsce również zabroniono lądowania z pasażerami na pokładzie. Wyjątek uczyniono tylko dla samolotów LOT-u przywożących Polaków zza granicy.

W jaki sposób dbaliście o "sterylność" kabiny pilotów?

Mój pracodawca od razu zapewnił nam niezbędne środki ochrony. Mieliśmy nie tylko maseczki, ale też płyny do dezynfekcji rąk i kokpitu.

Przed każdym lotem piloci czyścili panele kontrolne, a także joystick. Ciekawostką jest fakt, że załogi samolotów, tak jak kierowcy TIR-ów, nie podlegają kwarantannie. W przeciwnym wypadku to mogłoby sparaliżować cały transport.

Masz umowę o pracę?

Moja firma, jako jedna z nielicznych linii lotniczych, zatrudnia pilotów na umowę o pracę. W tej chwili otrzymuję tylko podstawę wynagrodzenia, ale nie narzekam. Mam zagwarantowane wszystkie prawa pracownicze.

Wielu kolegów z innych linii nie jest w tak komfortowej sytuacji, bo większość przewoźników zatrudnia na umowach "śmieciowych".

Sytuacja linii lotniczych może się pogarszać. Istnieje ryzyko, że wielu pilotów nie będzie miało pracy i będą zmuszeni do tułaczki po świecie. Niektóre linie lotnicze już zapowiedziały, że nie przywrócą wszystkich rejsów do swoich siatek połączeń. Na jeden samolot przypada 10 pilotów i 25 stewardess. Rezygnacja ze stu samolotów, co ogłosił jeden z dużych przewoźników, to tysiąc pilotów bez pracy.

Ostatnich kilka lat był czasy boomu w lotnictwie cywilnym. Linie przyjmowały bardzo młodych pilotów, świeżo po szkole. Wielu z nich bardzo szybko chciało dostać awans na kapitana, nie dostrzegali deficytu własnego doświadczenia.

Zauważyłem, że coraz mniej nowych pilotów było pasjonatami latania. Wybierali ten fach nie z pasji, a raczej w nadziei na dobrą pensję. Jeśli ktoś nie kocha tego, co robi, będzie kiepskim i zmęczonym lotnikiem. Zwykły dzień pracy pilota to 12-13 godzin, często mamy 4 odcinki do pokonania.

Z powodu pandemii branża lotnicza zapewne zdecydowanie wyhamuje. Najpierw dotknie to linii lotniczych, potem szkół lotniczych, które dzisiaj przypominają fabryki pilotów.

Powrócą czasy, gdy kandydat do linii lotniczej musiał mieć wylatane minimum 500 godzin, często jako instruktor na małych samolotach. Zaliczenie pierwszych 500 godzin w "małym" lotnictwie wymaga wielu wyrzeczeń. Możliwe jest więc, że z powodu pandemii w lotnictwie cywilnym znowu pojawi się więcej pasjonatów.

Jak wykorzystujesz okres kwarantanny, gdy nie latasz?

Nie nudzę się. Od kilkunastu lat rozwijam własne lądowisko. Teraz mam dużo czasu, by w pełni oddać się temu projektowi. Teraz rozwijam agroturystykę, bo dotychczas nie było u mnie opcji noclegowych. Mam trzy hangary, autocysternę, sprzedaję paliwo lotnicze.

Wreszcie miałem też możliwość posiedzenia z dzieciakami i wspólnego odrabiania lekcji. Co zabawne, udało mi się wykorzystać metodykę nauczania stosowaną w lotnictwie do nauki trygonometrii i geografii razem z moją córką.

Tęsknie za lataniem. Prawdę mówiąc, prawdziwy lotnik nie chodzi do pracy, tylko idzie sobie polatać, a do tego płacą mu za tę przyjemność. Latanie jest moim nałogiem, a teraz jestem na przymusowym „odwyku”. Tydzień lub dwa wolnego da się wytrzymać, ale z czasem rośnie pragnienie powrotu w przestworza.