"Niebo a ziemia" Obejrzałam telewizyjne lekcje dla szkół średnich. TVP chyba odrobiło pracę domową

Aneta Zabłocka
Programy edukacyjne dla dzieci ze szkół podstawowych to była porażka. Pisaliśmy o tym, zresztą nie tylko my. Oczekiwania były za wysokie, a wykonanie pozostawiało wiele do życzenia. Teraz mamy okazję zobaczyć, jak wygląda telewizyjna edukacja dla uczniów ze szkół ponadpodstawowych.
Fot. VOD
Jeszcze niedawno uwaga wszystkich skupiała się na lekcjach "Szkoły z TVP" dla uczniów z podstawówek. Trudno się dziwić, były bardzo słabe. Nie mogło być inaczej, skoro nagrania odbywały się w chaotycznych warunkach, a nauczyciele i nauczycielki, którzy je prowadzili, po raz pierwszy w życiu znaleźli się przed kamerą.

Wielu z nich popełniało merytoryczne błędy, co oburzyło mnóstwo osób. Fala hejtu była ogromna i w dużej mierze skierowana w złą stronę - za przygotowanie programów odpowiada TVP.

Czytaj też: "Widzę, kto z uczniów gra w Fortnite'a" - nauczyciele o tym, jak naprawdę wygląda nauczanie zdalne



Telewizja Polska chyba powoli się uczy, bo na antenę trafiły właśnie lekcje dla uczniów szkół ponadpodstawowych — i prezentują się o niebo lepiej. Nadal nie jest to szkoła naszych marzeń, edukacja w wykonaniu telewizyjnym nie porywa, ani nie rzuca na kolana, ale nie ma też wstydu. Lekcje wyglądają przyzwoicie.

Plany, na których nagrywane są lekcje, wyglądają dużo lepiej. To nie są już puste studia, które sprawiają wrażenie, jakby ktoś kręcił te programy w garażu podziemnym.

Nauczyciele mają do dyspozycji więcej pomocy naukowych. Nie brakuje rekwizytów — podczas lekcji geografii nauczyciel prezentuje skały, które omawia.

Widać też, że ktoś zadał sobie trud, by całość zmontować na przyzwoitym poziomie. Jeśli były jakieś nauczycielskie pomyłki czy przejęzyczenia, wycięto je w postprodukcji.

Najważniejszą zmianą są nauczyciele dobrani do prowadzenia lekcji. Przyznam, że gdy zobaczyłam ogłoszenia dotyczące rekrutacji związanej z prowadzeniem edukacji w TVP, miałam wątpliwości, czy zgłosi się ktoś sensowny.

Po części dlatego, że po pierwszych lekcjach na nauczycielki prowadzące zajęcia wylała się fala hejtu. Można było zakładać, że nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie chciał pakować się w tak ryzykowne przedsięwzięcie i narażać swojej nauczycielskiej reputacji na szwank.
Fot. VOD
Myliłam się jednak. Prowadzący zajęcia dla szkół ponadpodstawowych są okej.

Lekcję biologii prowadzi profesor Piotr Tryjanowski, wykładowca Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Opowiada o ptakach tak ciekawie, że gdyby nie kwarantanna, byłabym gotowa pędzić do parku i obserwować te zwierzęta.

Fajnie wypadła też lekcja polskiego prowadzona przez poznańskiego nauczyciela, Grzegorza Kotłowskiego. To osoba ceniona w środowisku, uczy nie tylko polskiego, ale i filozofii.

Niewielu uczniów lubi "Lalkę" Bolesława Prusa, w szkole zwykle dyskutuje się o niej w kontekście postaci Wokulskiego. Telewizyjna lekcja dla klas II, którą oglądałam, dotyczyła Izabeli Łęckiej i była naprawdę znośna (choć Łęcka to najbardziej irytująca postać w powieści Prusa).
Fot. VOD
Ktoś może powiedzieć, że Izabela to "głupia gęś", a nauczyciel się nie zna. Ale jednak będzie to miało znamiona merytorycznej dyskusji, a nie hejtu.

Nie ma sensu omawiać każdej lekcji z nowego cyklu dla szkół ponadpodstawowych, da się jednak zauważyć zdecydowaną poprawę.

Może ludzie z Telewizji Polskiej wyciągnęli wnioski z katastrofalnego pierwszego tygodnia "Szkoły z TVP"? Może to kwestia doboru nauczycieli? Na razie wygląda na to, że nastolatki można zostawić przed telewizorem bez obawy, że będzie to dla nich strata czasu.