"Próbuję nie wariować". Tak wygląda życie rodziców czekających na poród w czasach koronawirusa

Aneta Zabłocka
Terminu porodu się nie wybiera. 9 miesięcy temu moi rozmówcy z optymizmem myśleli o przyszłości i cieszyli się na myśl o narodzinach dzieci. Teraz obawiają się tego, co czeka ich za parę dni czy tygodni. Witamy w świecie dzieci przychodzących na świat w czasach pandemii koronawirusa.
Fot. Wes Hicks/Unsplash
To miał być jeden z najważniejszych dni ich życia — narodziny dziecka. W wielu przypadkach – pierwszego. Nowy członek rodziny miał przewrócić ich życie do góry nogami.

Tymczasem przyszła pandemia i zrobiła nam wszystkim rewolucję. Największą – rodzicom, którzy lada dzień spodziewają się dziecka.

Wstrzymujemy porody

Przedwczoraj zamknięto oddział położniczy w Szpitalu Specjalistyczny im. Stefana Żeromskiego w Krakowie. Powód? U jednej z położnych wykryto koronawirusa.

– W trosce o bezpieczeństwo wszystkich naszych przyszłych ciężarnych pacjentek z przykrością musimy poinformować, że decyzją sanepidu zamykamy porodówkę w naszym szpitalu do odwołania – takie oświadczenie pojawiło się na stronie placówki.


Dyrekcja liczy, że szpital na nowo ruszy 3 lub 4 kwietnia, ale to jedynie przypuszczenia. – Sytuacja, z którą boryka się teraz każdy szpital, jest bardzo dynamiczna, ale staramy się robić co w naszej mocy i służyć pomocą – napisali.

To już trzeci oddział szpitala w Nowej Hucie, który został wyłączony z użycia. W "Żeromskim" nie przyjmują pacjentów na oddziale chorób wewnętrznych i na neurologii. Na razie inne szpitale niezakaźne funkcjonują normalnie. Pacjentki w ciąży mogą bez przeszkód korzystać z pomocy szpitali wielooddziałowych z oddziałami położniczymi.

Jak być oazą spokoju?

Tyle teoria. W praktyce wielu położników zwiesiło praktykę i prowadzenie pacjentek w ciąży. W szpitalach zakazano porodów rodzinnych.

Obecna sytuacja jest wyzwaniem nie tylko dla matek, ale i dla ojców, którzy muszą zapewnić ciężarnej partnerce opiekę i wsparcie. Muszą być oazą spokoju, ale jak nią być, gdy człowiek nie wie, co będzie z jego pracą za miesiąc?

– Jestem wkurzony – mówi Tomek. Jego żona jest już po terminie porodu. W związku z tym muszą jeździć co drugi dzień na badanie KTG [zapis kardiotokograficzny czynności serca dziecka i częstotliwości skurczy macicy – przyp.red.].

– Wczoraj weszliśmy na Izbę Przyjęć do szpitala, moja żona pociągała nosem, bo jest trochę przeziębiona. Przez godzinę czekaliśmy nad podpięcie do KTG. Nagle żona zakasłała, więc przyleciała pielęgniarka i nas wyrzucili – denerwuje się Tomek.

Czytaj też: Po pierwsze: nie zwariuj. Po drugie: to samo. Faceci radzą, jak przetrwać okres po porodzie

– Podobnie było z lekarzem prowadzącym – dodaje Tomek. – Mieliśmy zaplanowaną wizytę tuż przed datą porodu, ale nagle została odwołana.

– Położnik kazał zgłosić się do swojego kolegi, a tamten poinformował nas, że wszystkie wizyty są odwołane – denerwuje się Tomek. – Gdyby teraz zaczął się poród, chyba bym zwariował!

Nigdy aż tak nie tęskniłem

Tomek ma już dwójkę dzieci. Z powodu pandemii, nie chodzą do przedszkola. – Siedzę jak na szpilkach. Jak to ogarniemy? Kto zajmie się dziećmi? – zastanawia się.

– Miała nam pomóc babcia, ale nie możemy jej ściągnąć. To najgorszy okres w moim życiu. Trzymam kciuki, żeby mój syn wytrzymał w brzuchu u mamy jak najdłużej. Może znajdziemy jakieś rozwiązanie – rozkłada ręce Tomek. W dobie pandemii w trudnej sytuacji są też pary, których ciąża nie przebiega bezproblemowo.

Stres związany z troską o zdrowie dziecka i matki dodatkowo potęguje poczucie zagrożenia nie tylko związanego z możliwością zakażenia, ale także z niepewnością na rynku pracy.

Żona Michała ma cukrzycę ciążową i wielowodzie. Od tygodnia przebywa na patologii ciąży. – Odwiozłem ją, gdy dostała skierowanie i tyle się widzieliśmy. – Jest zakaz odwiedzin, rzeczy o które prosi mnie żona, mogę jedynie przekazać pielęgniarce przez drzwi. W życiu nie tęskniłem tak za moją żoną – tłumaczy Michał.

– W przyszły czwartek mamy zaplanowaną "cesarkę". Nie zobaczę nawet mojego dziecka. A to mój pierwszy syn. Wracam do pustego mieszkania, w którym wszystko już gotowe na przyjęcie dziecka i pozostaje mi oglądanie Netflixa.

– Sytuacji wcale nie poprawia to, że pracowałem w gastronomii. Teraz mam wolne, nie wiem, czy nasza knajpa przetrwa kryzys i czy utrzymam miejsce pracy. A tu jeszcze dziecko – opowiada Michał.

– Jak każdy ojciec martwię się teraz o byt rodziny. Nie zarabiałem dużo, a ciąża dodatkowo zjadła nasze oszczędności – tłumaczy. – Jestem zestresowany, ale nie mogę nic zrobić.

Stara się nie wariować

Daniel zachowuje optymizm. Postanowił być przeciwwagą dla nerwowej żony, która w końcówce ciąży jest zmęczona i drażliwa.

Daje mu popalić, ale on, mimo własnych obaw dotyczących pandemii postanowił, że będzie łagodził stres w domu.

– Czasami mówię żartem, żeby zacisnęła nogi i wytrzymała do końca pandemii – mówi Daniel. – Został nam miesiąc. Na razie pracuję, a żona siedzi w domu. Mamy kredyt hipoteczny, nie mogę sobie pozwolić na branie wolnego.

– Staram się nie wariować, regularnie myję ręce, dezynfekuję klamki, ale też wychodzimy na spacery. To nasza namiastka normalności – tłumaczy Daniel. Ma nadzieję, że położna pozwoli mu na obecność przy porodzie.

– Fajnie byłoby, gdyby się udało, ale zdrowie mojego dziecka i żony jest priorytetem. Nie wiadomo, jakie wirusy mógłbym przypadkowo przynieść na "porodówkę" – mówi.

– Wszyscy zawsze powtarzali mi, że jak ma się małe dziecko, to się w ogóle nie wychodzi z domu. Człowiek nie ma czasu na spotkania ze znajomymi i ciągle robi zakupy na zapas. Czyli w sumie tak, jak teraz – żartuje Daniel.