Nauczyciele ich nie lubią, inni rodzice uważają za wariatów. Powód? Wybrali edukację domową
Mógłbyś wysłać swoje dzieci do szkoły, oddać je pod opiekę nauczycieli, pozwolić im spędzać czas z równieśnikami i na trochę uwolnić od towarzystwa rodziców. Wolisz tego nie robić, decydujesz się zatrzymać je w domu i uczyć samodzielnie. Właściwie dlaczego?
Dlaczego niektórzy rodzice chcą przejąć rolę nauczyciela i wychowawcy? Czy ojciec albo matka mogą być lepsi od nauczyciela z doświadczeniem pedagogicznym? I wreszcie, czy nauka w domu naprawdę przynosi efekty?
Szkoda czasu na taką szkołę
Marcin, który uczy w domu dwójkę dzieci w wieku 7 i 10 lat (jego trzecie dziecko, najstarsze, chodzi do liceum) zdecydował się na edukację domową po tym, jak spotkał pewną amerykańską rodzinę, która w ten sposób edukowała szóstkę dzieci.
– Decydującym argumentem dla nas było uświadomienie sobie, ile czasu dziecko marnuje w szkole – wyjaśnia. – Po czym i tak musi uczyć się w domu, nie wspominając o pracach domowych. U nas, i w przypadku większości rodzin uczących w systemie edukacji domowej, nauka zajmuje czas od godziny 9 do 12 – tłumaczy.
Według danych z września 2019 roku liczba dzieci uczących się w systemie w edukacji domowej w Polsce to około 11500, w tym 1500 na poziomie szkoły średniej. Duży wzrost liczby rodzin, które przeszły na edukację domową widać po 2015 roku i wprowadzeniu niechlubnej reformy edukacji PiS.
Rodzice decydują się na edukację domową z wielu powodów. Gdy o to pytam, najczęściej słyszę: moje dziecko jest wrażliwe, chcę spędzać z nim więcej czasu, uważam, że jest nieprzystosowane do pracy w grupie szkolnej. Chyba najczęściej pada zarzut, że edukacja w polskich szkołach, po reformie PiS, jest trochę bez sensu.
– Wydaje mi się, że nawet jeżeli nauczyciele czy dyrekcja szkoły są zaangażowani w edukację, problemy wywołane przez tę reformę bywają nie do przeskoczenia – mówi Jan, ojciec 10-letniego syna i 5-letniej córki.
– W szkołach są 10-oddziałowe klasy, nauka odbywa się na dwie zmiany... W takich warunkach nawet osoby o dobrej woli mogą zwątpić. Edukacja domowa jest odpowiedzią na te problemy.
Od przedszkola do...
– Wiedzy zaczyna brakować już przy 10-latku, ale tak jak trener skoczków narciarskich nie musi wykonywać 200-metrowych skoków, tak i rodzice nie muszą wszystkiego wiedzieć – żartuje Marcin. – Moją rolą jest wskazywanie źródeł i organizowanie warsztatu – mówi.
– Warto na późniejszych etapach edukacji wypracować formę współpracy z rodzicami o innych kwalifikacjach, można też rozważyć korepetycje czy zatrudnienie guwernera, czyli nauczyciela na stałe – dodaje Jan. Zwykle rodzice łączą się w grupy z rodzinami mającymi podobne poglądy na edukację czy religię.
Jeśli ktoś jest pewny, że chce podjąć się edukacji nauki własnych dzieci od podstaw, zwykle rezygnuje z przedszkola. Niektórzy rodzice zajmujący się edukacją domową przekonują jednak, że warto wysyłać dziecko do przedszkola, choć na kilka godzin w tygodniu, by po prostu odpocząć od obowiązków. Dominują jednak opinie o nadmiarze bodźców w grupach przedszkolnych.
– Jesteśmy nietradycyjną rodziną, bo edukujemy w domu, ale uważaliśmy, że przedszkole będzie dobrym miejscem do kształcenia społecznego. Mamy niewielu znajomych z dziećmi, mieszkamy daleko od dziadków czy reszty rodziny – tłumaczy Jan.
– Dzieci, które uczą się w domu, rzadko mają problemy w relacjach z rówieśnikami, ale warto pamiętać, że takie ryzyko istnieje. Wtedy z pomocą przychodzą zajęcia pozalekcyjne – harcerstwo, sport, kursy językowe czy po prostu koledzy – dodaje.
– Ani przedszkole, ani nauka w edukacji domowej nie są nieodwołalne – podkreśla jedna z matek, z którą rozmawiałam. – Jeśli ten system nauki się nie sprawdza, dzieci mogą przecież pójść do szkoły.
Od świtu do zmroku
Poranne wstawanie do szkoły to jedno z przekleństw dzieci. W edukacji domowej tego nie ma, panuje większa dowolność, na dobrą sprawę można się uczyć w piżamie.
– Moje dzieci wstają, gdy ich rówieśnicy siedzą już w szkole na pierwszej lekcji. Dzień zaczynamy od wyboru przedmiotu, którego będziemy się uczyli danego dnia. W edukacji domowej jest tendencja do uczenia się jednego lub dwóch przedmiotów dziennie – wyjaśnia Jan.
Fot. Annie Spratt/Unsplash
Ojcowie, z którymi rozmawiałam, podkreślają, że czas na niestandardową naukę – wycieczki do parku, wspólne zakupy, odwiedziny w muzeach. Wspólnie z dziećmi decydują, czego będą się uczyć danego dnia.
Elementem systemu edukacji domowej jest pomoc wolontariuszy, cudzoziemców, którzy podróżują między krajami i w zamian za mieszkanie, dzielą się z dziećmi swoją wiedzą.
Rodzina Marcina regularnie przyjmuje u siebie takich gości. Mieszkają z nimi, uczą ich dzieci, pomagają też w domu. Wizyty mogą być kilkudniowe, ale i kilkumiesięczne. Wszystko zależy od ustaleń.
– Największa korzyść to oczywiście możliwość nauki języków obcych. Dzięki wolontariuszom dzieci uczą się błyskawicznie – mówi Marcin.
– Wolontariusze chętnie dzielą się swoimi pasjami. Zdarzały się nam tygodnie taneczne, muzyczne czy ornitologiczne. Dzięki temu nasze dzieci poznają świat – dodaje.
Czasem można mieć dość
Wielu rodziców, którzy decydują się na edukację domową, pracuje w domu. – Edukacja domowa to tak jakby mieć dzieci, ale jeszcze bardziej – mówi Jan.
– U nas od 4. klasy dzieciaki uczą się właściwie samodzielnie, ufamy im. Nigdy nas nie zawiodły – mówi Marcin.
Edukacja domowa oznacza, że jesteś ze swoim dzieckiem niemal non stop. Czasami można mieć dość. – Nie znam rodzica, który od czasu do czasu nie byłby zmęczony takim systemem kształcenia. Z drugiej strony, dzieci w edukacji domowej są bardziej samodzielne, więc takich momentów jest mało – stwierdza Marcin.