"Aborcja była dla nas ratunkiem". Zanim zaczniecie się oburzać, przeczytajcie tę opowieść ojca

Paweł Bielecki
Mieliśmy już dwójkę dzieci, gdy dowiedziałem się, że być może trzecie jest w drodze. Czułem, że eksploduję, gdy usłyszałem, że nasza rodzina może się powiększyć. Już drugie dziecko miało się nie urodzić, przynajmniej w mojej głowie – lekarka na początku ciąży powiedziała nam, że nie wykrywa u niego bicia serca.
Fot: Ira Ostafijchuk/Unsplash
Trafiliśmy wtedy do szpitala w 10. tygodniu ciąży i byliśmy przygotowani na to, że czeka nas usunięcie martwego płodu. W pewnym sensie czułem ulgę, gdyż od jakiegoś czasu byłem nieszczęśliwy w tym związku i wiedziałem, że kolejne dziecko jedynie wydłuży ten okres nieszczęścia.

Okazało się jednak, że ginekolożka się pomyliła. Dziecko było całe i zdrowe, a kilka miesięcy później przyszło na świat. To był chłopiec, drugi w naszej rodzinie. Jest wyjątkowy, kochany i piękny, ale gdy pół roku później okazało się, że mamy mieć trzecie dziecko, serce mi zamarło.


Ona wiedziała, co czułem
Kocham bycie ojcem. To jedna z niewielu rzeczy, które mi wychodzą. Jednak gdy wyobraziłem sobie, że miałbym mieć jeszcze trzeciego szkraba, zanim dwa pozostałe zaczną dojrzewać, wszystko mi opadło.

Zaczęliśmy rozmawiać o tym, jakie mamy możliwości. Nie zaproponowałem aborcji, uważam, że taka propozycja nie powinna nigdy wyjść ze strony mężczyzny i na pewno nie powinno się to zdarzyć na początku rozmowy.

Siedziałem więc w ciszy starając się wspierać decyzję matki moich dzieci. W głowie miałem jednak tylko jedną myśl: trzymałem kciuki za to, aby jej decyzja była taka, jakiej oczekiwałem. Naprawdę bardzo chciałem, żeby to dziecko się nie urodziło.

Oczywiście, ona wiedziała, co czuję. Widziała, że zachowuję się inaczej niż przy poprzednich ciążach. Domyślała się, że trzecie dziecko to może być dla mnie za dużo. Nie dzieliłem się swoimi przemyśleniami, ale ludzie nie są idiotami. Potrafią wyczuć, że ich partner czegoś nie chce. Zwłaszcza gdy mówimy o posiadaniu kolejnego dziecka.

Po prostu byłem obok
Podjęliśmy decyzję. Ona zaczęła szukać w sieci informacji na temat tego, gdzie i w jaki sposób możemy się umówić na zabieg. W końcu zdecydowaliśmy się na aborcję na Słowacji. Nie wiem, czy w tamtym okresie byłem dla niej wsparciem. Bałem się nawet odezwać.

Chciałem, aby czuła moje wsparcie, ale z drugiej strony nie chciałem, żeby myślała, że wywieram na nią presję. Jeszcze bardziej bałem się tego, że odczyta moje słowa jako sugestię, że jednak warto mieć to trzecie dziecko. Byłem po prostu obok niej, gdyby mnie potrzebowała.

Czy aborcja miała wpływ na to, co spotkało nas później? Żadnego. Czy gdyby efektem tej niechcianej ciąży było dziecko, czy to zmieniłoby nasze życie? Na pewno.

Przez życie przechodzę jako człowiek obojętny i w tej sytuacji takie podejście bardzo mi pomogło. Byłbym pogodzony z każdą decyzją, którą podjęłaby matka moich dzieci.

Wiedziałem, że ona podświadomie potrzebuje ode mnie czegoś więcej niż tylko bycia obok. Nie wiedziałem jednak czego albo wiedziałem, tylko nie chciałem lub nie umiałem jej tego zaoferować.

Śniadanie przepadło
Umówiliśmy wizytę jakiś czas po ogarnięciu, że jest w ciąży. Możliwe, że był to tydzień albo dwa później. Może trzy? Nie pamiętam. Wiem, że wyjechaliśmy z Warszawy, z samego rana i zatrzymaliśmy się na noc w Bielsko-Białej. Zamówiliśmy jedzenie do pokoju. Wiem, że to głupie, ale cieszyłem się, że uda mi się załapać na śniadania hotelowe, które są jedną z najlepszych rzeczy, jakie mogą spotkać człowieka w życiu.

Okazało się jednak, że musimy z samego rana pojechać na parking pod jednym z centrów handlowych. Trzeba było wyjechać przed 6:00, więc śniadanie przepadało. Do tego WiFi w hotelu było marne, ale daliśmy radę obejrzeć jakiś serial na Netflixie.

Gdy dojechaliśmy na parking, okazało się, że jesteśmy za wcześnie. Czekaliśmy więc, aż podjedzie umówiony busik. Gdy się w końcu pojawił, w środku siedziało kilka par. Niektórzy byli w naszym wieku, inni młodsi.

Byłem śpiący i czułem się niekomfortowo. Nie miałem jednak poczucia, że robię coś złego. To tylko płód. I do tego taki, który mógłby złamać grzbiet nawet takiego fana ojcostwa jak ja. Możliwe, że gdyby ktoś przyjrzał mi się wtedy, pomyślałby, że jestem otumaniony, bo czuję jakieś wyrzuty sumienia.

Tymczasem ja po prostu byłem niewsypany. Spędziłem 7 godzin w samochodzie dzień wcześniej, po czym złapałem jakieś cztery godziny snu. No i ominęło mnie śniadanie w hotelu. Do tego muszę jechać na Słowację, aby usunąć ciążę, której oboje nie chcemy.

Kocham bycie ojcem. Jednak gdy wyobraziłem sobie, że miałbym mieć jeszcze trzeciego szkraba, zanim dwa pozostałe zaczną dojrzewać, wszystko mi opadło.

Bałem się, że będę miał dość życia
Podjechaliśmy pod szpital. Okazało się, że trzeba tam być bardzo wcześnie, ponieważ kobiety z Polski muszą zostać "obsłużone" przed pacjentkami ze Słowacji.

Nie wiem, dlaczego. Wiem, że wszystkich niedoszłych ojców odwieziono do dwupiętrowego domku, w którym siedzieliśmy i czytaliśmy książki, tępo gapiąc się przed siebie. Nie byłem w stanie ocenić, czy ktokolwiek z nas naprawdę czuje jakiś moralny ból, czy po prostu fakt, że musieliśmy wstać o 5 nad ranem, spowodował, że wyglądamy jak zombie. Wiedziałem, do której grupy się zaliczam.

Nawet przez chwilę moje katolickie wychowanie nie odezwało się we mnie, że może nie powinienem tego robić. Mieliśmy plany dotyczące naszego życia. Dwójka dzieci to było już dużo pracy dla nas obojga.

Nie widziałem możliwości, jak mógłbym poradzić sobie z trójką dzieci. Chwilami bałem się wręcz, że kolejne dziecko może spowodować, iż po prostu będę miał dość życia. Nie tylko osoby, z którą już nie chciałem być, ale również dwójki moich obecnych dzieci. To były straszne myśli.

Moja partnerka kochała swoją pracę i chciała się jej poświęcić. Ja miałem swoje wyobrażenie o przyszłości. Dlaczego mielibyśmy z nich rezygnować? Nie podejmowaliśmy głupiej decyzji nastolatków, nawet jeśli nie byliśmy jej pewni. Mieliśmy oboje około 30 lat – wiedzieliśmy, co robimy. Rozważyliśmy wszystkie opcje i wspólnie doszliśmy do wniosku, że dziecko numer 3 nie powinno pojawić się na tym świecie.

Każda historia jest inna
Dwie godziny później przyjechał po nas samochód. Podjechaliśmy pod klinikę, z niej wyszły 4 dziewczyny. Wróciliśmy na nasz parking i wsiedliśmy do samochodu.

– Jezu, jakie to było dziwne – usłyszałem po długiej chwili milczenia. – Jedna dziewczyna zaczęła płakać. Miała nie więcej niż 19 lat.

Trzymałem kciuki za to, aby jej decyzja była taka, jakiej oczekiwałem. Naprawdę bardzo chciałem, żeby to dziecko się nie urodziło.

W końcu odważyłem się zapytać, jak wyglądał zabieg. Odpowiedziała, że był po prostu szybki. Każda z pacjentek po kolei wchodziła, po czym wychodziła, trochę lżejsza. Ledwo to wszystko pamiętam. To był zabieg, którego nie musiałem przechodzić osobiście. Nawet mnie przy nim nie było. Moja rola ograniczyła się do bycia kierowcą, i tyle.

Ja byłem sobą, ona była sobą. Przeżyła aborcję. Jestem szczęśliwy. Mamy dwójkę dzieci, ale się rozstaliśmy. Ona poszła swoją drogą, ja swoją.

Czy aborcja miała wpływ na to, co spotkało nas później? Żadnego. Czy gdyby efektem tej niechcianej ciąży było dziecko, czy to zmieniłoby nasze życie? Na pewno. Być może nadal byśmy tkwili w związku, którego miałem wtedy dosyć. Może byłbym jeszcze gorszym partnerem niż byłem (a byłem beznadziejnym)? Może byłbym gorszym ojcem dla mojej dwójki dzieci?

Uważam, że kobiety powinny samodzielnie podejmować decyzję, czy chcą się poddać aborcji. Uważam, że ten zabieg powinien być legalny. Wiem też, że każda historia jest inna. Dla mnie aborcja była ratunkiem, który pomógł mi nie przekreślać mojego życia.