To wyświechtane hasło, ale na bezpieczeństwie dziecka nie ma co oszczędzać. A jeśli uważasz, że można, to poszukaj sobie w internecie, co dzieje się z małymi dziećmi podczas wypadków – zwłaszcza w niedopasowanych fotelikach. Moja córka tymczasem używa już drugiego od Cybexa i o ile trzeba przyznać, że to droga zabawa, o tyle nie mogę nie zauważyć, że to porządny sprzęt. A więc: jak jest i czy drugi raz zdecydowałbym się na związanie się z tą marką?
Reklama.
Reklama.
Z tym związaniem się to ja nie żartuję. Co prawda producent na swojej witrynie sprzedaje ten koncept jako oszczędność pieniędzy (serio), ale cały ten system, którego częścią stałem się ja (a właściwie moja córka), jest trochę pomyślany właśnie tak, żeby ciebie, jako ojca, uwiązać przy danej marce.
Otóż fotelik, który widzicie na zdjęciach, to Cybex Sirona Z2 i-Size. Nie powiem ci, że musisz go kupić, bo… Cybex wycofał go ze sprzedaży (chociaż u hurtowników jeszcze można go znaleźć). Zastąpił go nowszy model (Sirona T i-Size). Ale poza kilkoma udogodnieniami to w sumie ten sam fotelik, więc jeśli myślisz o kupnie nowej wersji, to ten tekst też będzie dla ciebie pełen przydatnych informacji.
W każdym razie fotelik, który widzicie, to już drugi fotelik Cybexa, którego używa córka. Wcześniej używała tzw. łupiny – Cybexa Cloud Z i-Size, którego na zdjęciach ci nie pokażę, bo stoi gdzieś na strychu u teściów. Ale masz internet, skoro czytasz ten tekst, więc sobie go znajdziesz.
A na czym polega to przywiązanie do marki? Otóż oba foteliki montujesz do jednej bazy – u mnie to Cybex Baza Z. Więc jak już miałem bazę Cybexa i fotelik Cybexa, to kolejny też wezmę Cybexa, prawda? Baza zostaje przecież na dłużej. No i tak to się kręci.
Ale wiecie co? Po dwóch latach nie wyobrażam sobie wozić dziecka w foteliku niemontowanym do bazy.
Bezpieczeństwo przede wszystkim
Żeby nie było: tak, da się kupić dobry fotelik niemontowany w bazie. Ale nie jest to takie oczywiste i wiele z nich nie gwarantuje po prostu spokojnej głowy. Bezpieczeństwo, które zyskałem dzięki temu zestawowi (czyli fotelik plus baza), jest nie do przecenienia. Przez te niecałe dwa lata zdarzały się nam różne sytuacje i już z doświadczenia wiem, że nie byłbym psychicznie w stanie wozić córki w foteliku bez bazy.
Ale serio – jeśli tylko możesz sobie na to pozwolić, to zawsze kupuj fotelik montowany do bazy (czyli bazę też). Owszem, wspomnianej łupiny można używać bez bazy (montujesz ją do pasów bezpieczeństwa), ale takie rozwiązanie w ogóle nie budzi mojego zaufania. Kolega tak woził córkę (zanim kupił bazę) i szybko zaprzestał tego procederu, mi też zdarzyło się wozić fotelik bez bazy (po prostu w innym samochodzie). I co? Po prostu wszystko chodzi w rękach. Jest niestabilne. Nie chcę nawet myśleć, co może się dziać z tak zamontowanym fotelikiem podczas wypadku. A nawet jeśli możesz (potrafisz) zamontować tak stabilnie fotelik, to jest to po prostu męczące, czasochłonne i łatwo o błąd.
Po drugie – w przypadku trochę starszych dzieci, które korzystają z już większych fotelików (jak Sirona Z2 i-Size ze zdjęć), praktycznie tylko foteliki montowane w bazie (montowanych na pasy jest mniej) są tak skonstruowane, że dziecko może podróżować tyłem do kierunku jazdy. Owszem, Sirona Z2 i-Size jest obrotowa i córka może jeździć w niej także przodem. Tak zresztą ustawiłem ją do zdjęć, żeby lepiej było widać fotelik. Tutaj jest odwrotnie, czyli tyłem do jazdy:
I właśnie – wożona tyłem podczas uderzenia czołowego jest ZNACZNIE bezpieczniejsza. Dlatego baza jest tak ważna. W kierunku do jazdy może po prostu nie wytrzymać przeciążeń. Dlatego producenci zalecają wożenie dzieci tyłem tak długo, jak to możliwe.
Trochę zrozumiałem, jak to ważne, podczas tegorocznego urlopu. W Chorwacji wynajęliśmy z żoną auto i dostaliśmy kompletnie noname’owy fotelik montowany do pasów. Jazda oczywiście była możliwa tylko przodem. Fotelik był całkowicie niedopasowany (chociaż niby dobrany był do wieku, wzrostu i wagi) do córki. Dość powiedzieć, że żona musiała jej przytrzymywać głowę podczas drzemki, żeby jej nie "latała" w zakrętach.
Prawdę mówiąc, takie foteliki są chyba tylko po to, żeby policja się nie przyczepiła podczas kontroli. Jest fotelik? Jest. I w sumie to tyle.
W tym kontekście fotelik Sirona Z2 i-Size (a wcześniej Cloud Z) zupełnie spełnił moje oczekiwania. Jest solidny, a producent chwali się rozwiązaniami, których na szczęście nie sprawdzałem (no, prawie, ale o tym zaraz), ale na papierze wygląda to dobrze.
Technologia ER-Tech (cokolwiek to znaczy) sprawia, że rośnie bezpieczeństwo dziecka nawet podczas kolizji czołowej, jeśli dziecko jechało właśnie w kierunku jazdy (ale serio, nie rób tego, jeśli nie musisz). Z kolei po bokach fotelika znajdują się takie rozkładane "skrzydełka". To z kolei system L.S.P., który pochłania energię podczas uderzenia bocznego. W połączeniu z budową samego fotelika, który także pochłania energię, według producenta siła uderzenia bocznego jest mniejsza o 25 proc.
Czy mam jak to zweryfikować? Oczywiście, że nie. Faktem jest jednak, że fotelik uzyskał w testach bezpieczeństwa dobre wyniki, a do tego po prostu robi solidne wrażenie.
Czytaj także:
Wygoda, wygoda, wygoda… i solidność
Fotelik Sirona Z2 i-Size jest nie tylko bezpieczny, ale i komfortowy. Sam zagłówek jest regulowany w dwunastostopniowym zakresie. Fotelik rośnie więc z moją córką, a po drugie historie typu opadająca głowa nie występują tu.
Zresztą cała jego konstrukcja – i to jest kolejna zaleta montażu fotelika w bazie – jest tak pomyślana, że jedną ręką możesz fotelik przestawić w pozycję bardziej pionową lub bardziej leżącą. Czemu jedną ręką? Bo na drugiej pewnie trzymasz dziecko. Tak samo fotelik możesz jedną ręką obracać – jeszcze niedawno nie robiło mi to różnicy, ale teraz, kiedy córka robi się naprawdę duża, miło obrócić go do drzwi i wygodnie zapakować pociechę do środka.
Ta możliwość obrotu to zresztą taki trochę deal breaker dla konkurencji. Na rynku jest cała masa fotelików montowanych w bazach różnych producentów, ale wiele z nich nie oferuje możliwości obrotu w każdej sytuacji.
Co ważne, mimo tak wielu ruchomych części, fotelik wpięty w bazę Cybexa (i baza wpięta w mocowania ISOFIX) robi solidne wrażenie.
Czytaj także:
Wiem zresztą, o czym mówię – w jednym z tekstów w dadHERO mówiłem wam, że częścią mojej pracy w mediach jest testowanie aut. A to oznacza, że moja baza nie jest wpięta do samochodu na zawsze i na wieczność. Fotelik z bazą przerzucam między autami regularnie, czasem nawet dwa razy w tygodniu. Robię to już szybciej niż pani na filmikach instruktażowych Cybexa, które są na YouTube. I nie rozleciał się pomimo setek wyjęć i włożeń.
I tak, całość jest już porysowana, poplamiona, a w bazie odpadł mi plastikowy wihajster, który służy do wpięcia szyny bazy w mocowania ISOFIX. Spojler: to tylko plastikowa nakładka, cały mechanizm działa i bez niej. O tu to widać, nie ma tego plastiku:
Który mam z drugiej strony:
Jest jedno "ale"
Ogólnie, jak pewnie już się zorientowałeś, ja z bazy i fotelików od Cybexa jestem zadowolony. Trudno jednak nie zauważyć, że to na rynku jedna z droższych dostępnych opcji. I nie chodzi nawet o to, że uważam, że fotelik jest za drogi. Nie, bo czuć, za co się płaci, a sam obrotowy mechanizm jest po prostu rewelacyjny. Konkurencja często go nie ma.
Rzecz w tym, że Cybex nie wymienia na swój koszt powypadkowych fotelików. Że za dużo wymagam? No nie, wiele konkurencyjnych firm to robi. A to bardzo ważne, bo w ten sposób pozbywamy się z rynku patologicznych zachowań. Bo są wśród nas niestety tacy rodzice, którzy próbują sprzedawać używane foteliki (co jest normalne, bo to drogie rzeczy), ale ukrywają ich powypadkową przeszłość. A to już normalne nie jest.
A niestety – po każdej stłuczce fotelik trzeba wymienić (nawet najdrobniejszej) i… właśnie mnie to czeka. Bo fotelik, który widzicie na zdjęciach, niedawno miał bardzo drobną przygodę (czyt. dostaliśmy w korku w tył auta). Uderzenie było delikatne, córce nic się nie stało, ale jednak – trzeba wymienić.