Oczy jak pięć złotych, złośliwe żarciki, wreszcie sugestie wyartykułowane wprost, z których jednoznacznie wynikało, że życie mi niemiłe. Z takimi reakcjami spotykałem się, kiedy moi znajomi dowiadywali się, jaki urlop sobie zaplanowałem. Bo wiecie, jedno to sobie wziąć babcię do opieki na plaży nad dzieckiem, a drugie wpakować w samolot trzy różne rodziny, o relacjach między którymi stereotypowo można powiedzieć… dużo. I szczerze? Było fajnie, ale rozumiem twoje obawy. Więc teraz opowiem, jak to zrobić, aby taka impreza nie skończyła się katastrofą.
Reklama.
Reklama.
Tytułem wstępu: jak do tego w ogóle doszło?
Cóż, bez większego dymu, a sam pomysł wyjazdu był większym zaskoczeniem dla postronnych niż dla samych zainteresowanych.
Bo zacznijmy może w ogóle od tego, że… to nie był pierwszy taki wyjazd. Moi rodzice i moi (wtedy przyszli) teściowie poznali się dość dawno, bo rok przed ślubem, czyli w sumie z pięć lat temu. Najpierw moi rodzice pojechali na weekend do nich (dzieli ich 400 kilometrów), potem oni wpadli do moich. I wszystko było okej.
Na tyle okej, że postanowiliśmy pójść za ciosem z żoną i w prezencie ślubnym podarowaliśmy im wyjazd do Włoch na przedłużony weekend. Wspólny. I tam też było super. Potem było kilka lat "ciszy" (ale bez jakiegoś podtekstu, tak po prostu wyszło przy okazji pandemii), ale kiedy na świecie pojawiła się nasza córka, z raptem półroczną zabraliśmy ich znowu razem na weekend do Trójmiasta. I znowu było super.
Na tyle super, że potem latem znowu się spotkaliśmy (u teściów), a w tym roku (bo tamte wydarzenia były w roku minionym) zabraliśmy ich razem do Hiszpanii.
I w sumie dość przypadkowo tak się wydarzyło, bo początkowo miał to być wyjazd wyłącznie z moimi rodzicami. No ale pojechaliśmy razem znowu, i to nie na dwa czy trzy dni, a na sześć. I co? Znowu się udało. Choć z pewnymi kruczkami, do których zaraz przejdę.
Wnioski z nich płynące mogą pomóc ci odpowiedzieć na pytanie, czy też chcesz zorganizować taki wyjazd. Pewnie już się zresztą zorientowałeś, że ten tekst nie będzie dramatyczną relacją z urlopu z teściami, bo... zwyczajnie było spoko. Nie będzie tu żadnej relacji z dziwnych zachowań, nieporozumień, rodzinnych awantur. To nie będzie kolejny tekst w internecie o problemach w takich relacjach, bo to w ogóle nie ten case.
To raczej poradnik, co zrobić, żebyś też tak mógł. W każdym razie jest jeszcze jedno ważne pytanie...
Po co mi to było?
Cóż, motywacji jest kilka. Po pierwsze: i ja, i moja żona jesteśmy jedynakami i zależy nam na dobrych relacjach z rodzicami. Taki wyjazd to idealne "uhonorowanie" dla nich. Po drugie: i ja, i moja żona mamy w sobie silną potrzebę pokazywania rodzicom świata. O ile moi rodzice jeszcze sami latają na wczasy (choć zorganizowane przez biuro podróży), o tyle moich teściów trzeba na takie coś wyciągnąć. I po trzecie: chcemy, żeby po prostu mieli różnorodny kontakt z wnuczką, zwłaszcza że wiemy sami najlepiej, jak bardzo starają nam się pomagać.
A tak w ogóle to… tak jest po prostu taniej. Bo staramy się z żoną raz w roku gdzieś pojechać i z moimi rodzicami, i z jej rodzicami (patrz punkt o pokazywaniu świata). Tak było na przykład rok temu. Jeśli jedziesz razem, to... płacisz za jeden wyjazd, a nie za dwa.
Tak więc w moim odczuciu – zdecydowanie warto. Ale to nie sztuka pojechać na taki wyjazd i być zirytowanym każdego dnia. Trzeba jeszcze zrobić to tak, żeby po prostu... dobrze się bawić.
Po tym przydługim wstępie możemy więc przejść do rzeczy. Jak taki wyjazd powinien wyglądać, żeby nie stracić na nim nerwów, bo to wcale nie jest takie oczywiste nawet mimo pokojowych stosunków? Punkt pierwszy jest trochę przewrotny, ale…
1. To nie jest tak, że wspólny wyjazd z rodzicami i teściami to zawsze dobry pomysł
I to jest też punkt, na który nie masz większego wpływu. Bo tak, my sobie na taki urlop pozwoliliśmy, bo wiedzieliśmy, że relacja pomiędzy nimi jest na tyle dobra, że to się po prostu uda.
Nie mam jednak zamiaru ci wpierać, że jeśli relacja pomiędzy nimi jest zwyczajnie poprawna, bo widzieli się ze dwa razy w życiu, z czego raz na ślubie, to musisz nagle budować front rodzinnego zjednoczenia i zapraszać ich razem na Teneryfę.
I nie, nie próbuj nikogo w ten sposób na siłę godzić. Każdy zna przypadki rodzin z obu stron, które pokłóciły się nawet jeszcze przed ślubem. Najczęściej o organizację tegoż zresztą. Jeśli myślisz, że zabierzesz ich na wspólny urlop i pogodzą się przy butelce prosecco, najpewniej prosisz się o kłopoty.
2. Organizujesz ten wyjazd nie dla dziecka, a dla nich
Zaskoczony? Cóż, moi rodzice i moi teściowie pewnie nawet nie pomyśleli w ten sposób, bo uważają naszą córkę za pępek świata, ale serio – jeśli planujesz taki wyjazd, to zaplanuj go pod najstarsze pokolenie, a nie najmłodsze. Oszczędzisz sobie nerwów.
Brutalna prawda jest taka, że dwu-, trzyletnie dziecko jest znacznie lepszym podróżnikiem niż czwórka ludzi przed sześćdziesiątką.
Dziecko ma dużo siły. Dziecka nie bolą nogi. Dziecko możesz w razie potrzeby nieść czy wziąć na barana. Dziecko wsadzisz w wózek. Dziecku nie musisz specjalnie planować atrakcji – ono i tak będzie zachwycone nowym miejscem oraz obcowaniem z tyloma dziadkami naraz.
I z tym łączy się kolejny punkt. A mianowicie:
3. Weź pod uwagę możliwości wszystkich – i pogódź je
To jest coś, czego spodziewałem się, choć nie myślałem, że aż tak mocno tego doświadczę. W każdym razie – przez cztery lata zmieniają się nie tylko dzieci, ale i twoi rodzice/teściowie.
Mówiąc na konkretach – pamiętam ich kondycję na wspomnianym wyżej wyjeździe do Włoch w 2019 roku. Teraz minęły cztery lata i…było już zupełnie inaczej.
Ten tekst nie będzie oczywiście przeglądem schorzeń, które zaczęły dotykać moich i mojej żony rodziców. Nie o to w nim chodzi. Ale sam najlepiej wiesz, w jakim stanie są twoi rodzice i twoi teściowie. Wiesz, w jakiej są kondycji. Wiesz, co lubią. Czego potrzebują. Pamiętaj, żeby na takim wyjeździe znaleźć coś dla każdego. Na pewno ktoś bardziej chce odpocząć w cieniu palmy na plaży, a ktoś chce więcej chodzić i zwiedzać. Weź to pod uwagę przy planowaniu.
Nie możesz wpaść w jakiś schemat. Jeśli twoja mama woli zwiedzać, a teściowa odpoczywać na plaży, to nie próbuj na siłę realizować potrzeb swojej mamy. I odwrotnie – nie próbuj na siłę "okazywać szacunku" teściowej. Szukaj złotego środka.
4. Przygotuj się na to, że… każdy będzie miał swoje zdanie na temat twojego dziecka
To akurat mnie zaskoczyło, chociaż tego też mogłem się spodziewać, bo przecież wiedziałem, z kim jadę i co słyszę na co dzień. Ale weź pod uwagę (czyt. nie daj się sprowokować), że taki wspólny wyjazd, jeśli nie masz dzieci, może być po prostu przyjemny bezwarunkowo, ale jeśli masz dzieci, to… prawdopodobnie (i mimowolnie) zamieni się w festiwal dobrych porad.
Mówiąc obrazowo: nasza córka na wyjeździe miała delikatny katar, z którego absolutnie nic nie wyszło. Żadna choroba. W zasadzie w dniu powrotu do kraju jej przeszło. Co w związku z tym jednak? Bez owijania w bawełnę: jedna babcia twierdziła, że kategorycznie nie powinna wchodzić do wody, a druga... że powinna, bo sól morska oczyści jej nos. Miejsca na opinię rodziców (czyt. mnie i żony) jakby zabrakło. Kto by się tam przejmował takimi bzdurami.
To przykład, ale z pewnym zażenowaniem obserwowałem, jak próbowano mi pokazać na tym wyjeździe, że można się lepiej zająć (lub lepiej się wie, jak to zrobić) Mają niż ja. Porada: ustal jeszcze przed wyjazdem pewne zasady. Bo chyba zgodzimy się, że ostatnie słowo w kwestii twojego dziecka powinno należeć do ciebie i do twojej partnerki, prawda? Będzie potem mniej nerwów. Bo rodzinny obiad, na którym słuchasz porad, trwa godzinkę, dwie. A na wyjeździe trochę się od tego nie odetniesz i to przez długi czas.
5. Nie każdy musi wszystko zrobić
Nie, nie chodzi o to, że nagle macie się rozdzielać na dwie grupy. Ale po prostu – jeśli ktoś nie może wejść na kolejny punkt widokowy, to nie stawiaj sobie za punkt honoru, żeby każdy wszędzie dotarł. Czasem po prostu ktoś musi poczekać na dole.
I takie rozwiązanie będzie z korzyścią dla całej grupy (czyt. rodziców i teściów). Ciągnięcie kogoś na siłę raczej skończy się źle. Tak samo zatrzymywanie całej grupy na dole.
I jak to wychodzi w praktyce?
Przy założeniu, że nie uszczęśliwiasz wszystkich na siłę, bo tak jak pisałem, taki wyjazd wcale nie musi być genialnym pomysłem, to wychodzi po prostu... dobrze.
To tak naprawdę żadne rocket science. Na temat relacji pomiędzy dziećmi, rodzicami i teściami narosło wiele stereotypów, ale przecież... to stereotypy. Ty sam najlepiej wiesz, jak między nimi jest.
Nie będę twierdził, że przez cały wyjazd nie było żadnych nieporozumień, ale finalnie to tak jak w każdej grupie. Jak jeździłem na grupowe wyjazdy ze znajomymi (bez dzieci!) lata temu, to też nie wszystko było łatwe i przyjemne, bo każdy ma jednak swoje interesy i swoje potrzeby. Jeden chce iść spać i od rana zwiedzać, drugi balować całą noc i spać do czternastej.
Jeśli natomiast ta relacja między swatami (nigdy nie przestanie mnie bawić, że tak się nazywa taką "zależnośc") jest w porządku, to czemu coś ma być nie tak? Kluczem do sukcesu jest potraktowanie ich jak... dorosłych ludzi. Brzmi pewnie dość idiotycznie, ale to po prostu nie jest wyjazd z babcią do pilnowania wnuków, kiedy ty chcesz się wyszaleć z partnerką (czytaj: zapomnieć o dzieciach chociaż na wakacjach).
To wyjazd, na którym masz po prostu dużą grupę, w której każdy musi dostać swoje. Nie bierzesz ich po to, żeby mieć cztery opiekunki dla dziecka. Jeśli tak na to patrzysz – to daj sobie spokój, bo pewnie wyjdzie niezręcznie.
Ale jeśli patrzysz na to jak na wyjazd z fajnymi ludźmi, to na pewno będzie właśnie fajnie. Na dobrą sprawę taka impreza nie ma wad. Poprawia twoje relacje z rodzicami, z teściami, budowane są więzy rodzinne (o ile ten wyjazd nie zakończy się żadną nieplanowaną awanturą, ale po to są te porady), dziadkowie mają czas z wnuczką, ty wychodzisz na prawdziwego bohatera, bo chciało ci się to wszystko zrobić.
PS. A swoje i tak skorzystasz. Ja nie pamiętam, kiedy byłem z żoną na randce pięć wieczorów z rzędu.