"Nigdy nie byłem zaangażowany w poważniejszy związek. Przeskakuję z kwiatka na kwiatek. Nie ukrywam, spotykam się z wieloma kobietami, jednak nigdy żadnej nic nie obiecuję. Mówię wprost, że nie szukam miłości, a osoby, z którą mógłbym miło spędzić czas" – napisał do nas jeden z czytelników.
Reklama.
Reklama.
"Jestem młody, mam niespełna 30 lat. Wychodzę z założenia, że jeszcze całe życie przede mną. Na rodzinę, nocne pobudki, zmienianie pieluch i karmienie kaszkami przyjdzie jeszcze czas. Teraz postanowiłem korzystać z życia. Wyjazdy z kolegami, samotne wojaże, niezapomniane przygody. Mnóstwo adrenaliny. Kocham to. Uwielbiam te emocje.
Tylko szczerość
Uwielbiam kobiety, ich towarzystwo, poczucie humoru. Nigdy tego nie ukrywałem. Nie wyobrażam sobie życia bez nich. Spotkałem w swoim życiu wiele kobiet – z jednymi od razu znalazłem wspólny język, z innymi nie nadawałem na tych samych falach. Wymieniliśmy ze sobą kilka zdań i każdy z nas szedł w swoją stronę. To chyba normalne,
spotykanie się na siłę, dla zasady, czy sam nie wiem w jakim celu, nie ma sensu.
Nigdy żadnej z kobiet nie oszukałem, zawsze na pierwszym spotkaniu otwarcie mówiłem, że nie szukam miłości, a znajomości. Osoby, z którą mógłbym pogadać, wybrać się do kina, na kolację czy do klubu. Panie, które tego nie akceptowały, nie spotykały się ze mną więcej. Takie zachowanie uważam za naprawdę w porządku.
Jedno spotkanie
Kilka miesięcy temu wybrałem się z kolegą na jakieś biznesowe spotkanie. Poprosił, żebym z nim poszedł – nie miałem innego wyjścia. Choć nie ukrywam, że naprawdę nie miałem ochoty brać działu w takiej imprezie. Wszyscy w garniturach, krawatach, z kieliszkiem szampana w ręku. Wyprostowani, jakby kija połknęli. Zupełnie nie moje klimaty.
W pewnym momencie podeszła do nas pewna kobieta, bardzo elegancka. Miała w sobie to coś. Taką niepowtarzalną klasę, wdzięk. Sam nie wiem, jak to nazwać. Od razu zwróciła moją uwagę. Odnoszę wrażenie, że także przypadłem jej do gustu. Na wymianie kilku zdań się skończyło. Zniknęła. Nie mogłem przestać o niej myśleć. Siedziała w mojej głowie. Zadzwoniłem do kolegi, by o nią wypytać. Znajoma z pracy. Dał mi jej numer telefonu.
Co się dzieje?
Zadzwoniłem, umówiliśmy się na spotkanie. Onieśmielała mnie aż do tego stopnia, że nie miałem odwagi powiedzieć jej słów, które zawsze powtarzam – nie szukam miłości. Zaczęliśmy się spotykać. Chyba tak na poważnie. To był zupełnie inny poziom spotkań niż dotychczas. Przed każdym z nich byłem trochę zdenerwowany, rozkojarzony. Po kilku tygodniach zdałem sobie sprawę, że chyba naprawdę się w to wkręciłem. Przecież to niemożliwe. Ja? Facet, który zarzekał się, że na razie na pewno się nie zakocha.
Spotykaliśmy się dobre kilka miesięcy. Nigdy u mnie, ani u niej. Zawsze gdzieś na mieście – w restauracji, kinie, teatrze. Często wybieraliśmy się na długi spacer, w weekend na wycieczkę rowerową. Czasami w ostatniej chwili odwoływała spotkanie, tłumaczyła się brakiem czasu, zmianą planów. Nie ukrywam, byłem wtedy zły, wściekły i nie mogłem o niczym innym myśleć, jak tylko o niej.
Szok i niedowierzanie
Kiedyś po takim odmówionym spotkaniu nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Postanowiłem pójść na długi spacer. Przechodząc obok placu zabaw, zobaczyłem ją, z dwójką maluchów. Od razu podszedłem, bez chwili zastanowienia.
Przywitała mnie tym pięknym uśmiechem, tym co zawsze. Jednak widziałem na jej twarzy pewne skrępowanie, zażenowanie, niepewność. Dwóch chłopców, tak na moje oko 4-6 letnich, podbiegło do niej, krzycząc 'mamo'. Odebrało mi mowę. Ona spojrzała na mnie bezradnym wzrokiem i przedstawiła mi swoich synów.
To było dla mnie zbyt wiele. Wiem, że to kobieta moich marzeń, ale sama, w pojedynkę. Bez dzieci. Odszedłem, powiedziałem, że się zdzwonimy. Potrzebuję czasu, by pogodzić się z tą sytuacją. By ją zaakceptować. Ale czy będę potrafił?".