Pierwsze dni, a nawet tygodnie, przedszkola nie należą do najłatwiejszych. Są bardzo emocjonujące, zarówno dla dzieci, jak i rodziców. Jedne maluchy szybko przyzwyczajają się do nowego otoczenia, innym zajmuje to zdecydowanie więcej czasu. Nasz czytelnik podzielił się z nami swoimi obawami.
Reklama.
Reklama.
"Jedynaczka, wymarzona, wyczekana, wręcz wywalczona. Pamiętam, jak przychodziła na świat, jak przecinałem pępowinę. W tym roku rozpoczyna swoją przygodę z przedszkolem. Choć długo nie mogłem w to uwierzyć, musiałem się z tym pogodzić.
Pierwszy krok
Przygotowania do przedszkola rozpoczęliśmy już w wakacje. Żona czytała córce różne książeczki z tym związane. Ja z kolei udawałem panią nauczycielkę, raz nawet założyłem spódnicę i perukę, żeby było zabawniej. Kilka razy byliśmy przed przedszkolem, oglądaliśmy z daleka plac zabaw.
Wydawało się, że Maja jest gotowa na rozpoczęcie tej nowej przygody w życiu. Ponoć najtrudniejszy jest pierwszy dzień, pierwsze założenie kapci i samodzielne wejście na salę. Żona obawiała się, że nie da rady. Przeczuwała, że kiedy córka zapłacze, skrzywi się
czy zrobi smutną minę, zabierze ją do domu. W pełni to rozumiem. Z racji tego, że jestem silniejszy pod względem emocjonalnym, postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce.
Poszła
Maja pożegnała się z mamą w domu – dwa buziaki, uściski i wyszliśmy. Złapaliśmy się za rączki i dzielnie podążaliśmy w stronę przedszkola. Trochę podziwialiśmy przyrodę, trochę rozmawialiśmy o tym, co ją dzisiaj czeka. Szła dzielnie, nie marudziła.
Byłem z niej bardzo dumy, ale obawiałem się, że kiedy przekroczy próg przedszkola, po prostu zmięknie. O dziwo bardzo mnie zaskoczyła. Widziałem, że trochę się boi, jest przepełniona niepewnością, ale nie płakała.
W szatni spotkaliśmy chłopca z tej samej grupy, który za nic w świecie nie chciał puścić spódnicy mamy. Krzyczał, płakał. Szybko się przebraliśmy, wyszliśmy z szatni i poszliśmy
w stronę sali. Wyszła jedna z cioć, która wzięła Maję za rączkę. Szybki buziak i poszła! Nie mogłem w to uwierzyć. Zajrzałem jeszcze przez okienko w drzwiach, ale wyglądało na to, że wszystko jest w porządku.
Ogromna zmiana
Byłem przekonany, że wszystko, co złe, mamy już za sobą. Skoro poszła pierwszego dnia, nie płakała i wyszła nawet zadowolona, drugiego dnia nie powinno być już żadnych problemów.
Bardzo się zdziwiłem, może nawet rozczarowałem. Już w drodze do przedszkola przebąkiwała, że nie ma ochoty tam iść. Robiła wszystko, abyśmy wrócili do domu. Miałem chwile zwątpienia, nie wiedziałem, jak się zachować, co zrobić. Pomyślałem jednak, że może kiedy wejdzie do przedszkola, nabierze większej ochoty na zabawę. Niestety, myliłem się.
W szatni Maja urządziła wielką histerię. Rzuciła się na podłogę, krzyczała, płakała. Zachowywała się podobnie, jak ten chłopiec dnia poprzedniego. Miałem to szczęście w nieszczęściu, że do szatni przyszła 'ciocia'. Wzięła córkę na ręce, a ja po prostu uciekłem. Nie wiedziałem, co robić, spanikowałem. Zostawiłem ją, czułem, że tak będzie najlepiej. Ale czy miałem rację? Aż się boję pomyśleć, co będzie jutro".