Czy te dzieci jeszcze umieją się bawić? Czy mają na to czas?
Dziś nasze dzieci są inne, my jesteśmy inni. Kiedy dziecko wychodzi do kolegi, ma napisać wiadomość, jak dotrze i dokładnie 2 godziny później kolejną, że wraca. Z kolegą spędzają czas, leżąc na dywanie, w najlepszym razie na trampolinie i wymieniając się Pokemonami. Gdyby nie przyzwoitość, po całym dniu, spokojnie mogłyby iść spać bez mycia, bo dziś dzieci się nie brudzą.
Nie chodzą po drzewach, nie bawią się w piasku, nie wiedzą, co to prawdziwa bitwa na śnieżki i nie znają uczucia biegania boso po błocie. Czas na dworze spędzają pod okiem trenera albo nauczyciela WF-u. Na każdych zawodach, a nie rzadko i na treningach, pod czułym okiem rodziców. A kiedy przychodzi zjechać po rurze, czy wspiąć się po ściance - bezradnie rozkładają ręce.
Bo dziś dzieci nie mają przestrzeni na eksperymenty, doświadczanie życia i swobodnej zabawy. Rodzice do spółki ze szkołą chcą kontrolować, narzucać, śledzić każdy ich krok. Szkoła znienacka wdarła się we wszystkie aspekty naszego życia. Pamiętam, jak w pierwszej klasie szkoły podstawowej najstarszy syn oświadczył, że w czasie ferii świątecznych ma zrobić ponad 30 stron w ćwiczeniach.
Zupełnie, jakbyśmy mieli wszelkie plany porzucić i spędzać czas na odrabianiu lekcji w czasie bądź co bądź wolnym, kiedy pani będzie zapewne odpoczywać. Stanowczo odmówiliśmy dołączenia do tego procederu. Zwłaszcza że dziecko wyraźnie umiało robić to, co zadano, ale z braku czasu w szkole jakieś karty pracy nie zostały wypełnione, więc teraz miał to nadrobić.
Nieraz potem okazywało się, że nauczyciel próbuje zrzucić na nas część odpowiedzialności za edukację szkolną naszych dzieci, nie przyjmując przy tym argumentów, że nie życzymy sobie, aby ingerował w nasze metody wychowawcze. Zgodnie ze współczesną wiedzą psychologiczną unikamy zastraszania, szantażowania, czy nazywania dziecka grzecznym - niegrzecznym.
Nagradzanie słodyczami i oglądaniem bajek też odrzuciliśmy, co nie raz spotykało się z krytyką ze strony grona pedagogicznego, bo jak inaczej dyscyplinować dziecko? Szkoła próbowała wtargnąć na nasz grunt, ten, który dla dziecka powinien być odskocznią. Ilość prac domowych skutecznie utrudniała dziecku znalezienie czasu na swobodną zabawę, więc postawiliśmy granicę.
Dziś uważam, że to była jedna z najważniejszych decyzji wychowawczych, jakie podjęliśmy. Spuściliśmy dzieci ze smyczy i pozwalając im na spędzanie maksimum czasu na swobodnej zabawie, oszczędzamy na terapii integracji sensorycznej, nasze dzieci stały się znacznie sprawniejsze fizycznie, samodzielne, ciekawe świata i... szczęśliwsze, co korzystnie wpływa na atmosferę w domu. Czasem przez to nie odrobią lekcji.
Jak się bawią, nie masz kontroli
Nie można oczywiście bez nadzoru puścić samego na plac zabaw 4-latka. Ale naprawdę 8-, 9-latek może eksplorować świat samodzielnie, czy w towarzystwie kolegów. Boisz się, że dziecko zachowa się nieodpowiedzialnie, bo kiedy patrzysz, robi głupoty?
Z moich obserwacji wynika, że największe głupoty robią dzieci, których rodzice stoją obok. Zwieszanie się głową w dół z drabinki, wchodzenie za wysoko na drzewo - kiedy wiedzą, że je zdejmiesz, uchronisz, przestają same uważać.
Dzieci w znaczącej większości przypadków mają całkiem nieźle rozwinięty instynkt samozachowawczy. Przecież nikt nie chce spaść i się poturbować. Wiedząc, że na dole nie czeka poduszka powietrzna w postaci ojca czy matki, dziecko staje się bardziej ostrożne. To jak z chodzeniem boso - nie mając ochrony, automatycznie stajemy się bardziej uważni i ostrożni.
Mój średni syn na rodzinnym spacerze nigdy nie rozgląda się, przechodząc przez ulicę. Kiedyś wracając do domu autem, widziałam, jak przechodzi przez ulicę. Zatrzymał się, rozejrzał, upewnił, że jest bezpieczny i przeszedł. Dziecko podskórnie wie, że może liczyć tylko na siebie i naprawdę potrafi to zrobić.
Rówieśnicy są lepsi niż ty
Pokusa grania z dzieckiem w piłkę jest silna, ale obydwoje dobrze wiemy, że trochę musisz mu dać fory, bo inaczej się zniechęci. Rówieśnicy uczą go prawdziwych zasad, pokazują, że raz się wygrywa, raz się przegrywa.
Owszem - nie mają litości, ale świat taki jest, świat nie ma litości, nie daje forów. Dziecko tylko z ludźmi podobnymi do siebie może nauczyć się tego, jak funkcjonować w społeczeństwie.
Jeśli towarzyszysz im na takim meczu, jako widz, nawet na odleglejszej ławce, to wiedz, że zaburzasz funkcjonowanie całej grupy. Twój potomek czuje presję, żeby się przed tobą wykazać, a reszta raczej nie powie mu wprost, jak coś skopie.
Dzieci bez rodziców bawią się lepiej, swobodniej, mocniej przeżywają i mają więcej okazji do doświadczania zarówno fizycznego, jak i emocjonalnego - tak naprawdę. Kiedy patrzysz, tworzysz nieświadomie pewną barierę.
Nie wiesz, z kim dziecko się zadaje? Zaproponuj, żeby zaprosił kolegów na ognisko, grilla, wspólny wieczór filmowy... Masz wiedzieć z kim i gdzie się znajduje, ale nie możesz przejmować kontroli nad tym czasem.
Swobodna zabawa daje kontrolę i rozwija
Swobodna, niekontrolowana przez dorosłych zabawa daje dziecku pole do popisu. Samo musi zdecydować, co jest bezpieczne, zmierzyć się ze swoimi słabościami. Samo wie, czy jest mu ciepło, czy zimno, czy musi odpocząć, czy jeszcze da radę biegać. Samo kontroluje i decyduje. Zyskuje poczucie sprawczości.
Ta świadomość przydaje się w dorosłym życiu, a właściwie na każdym etapie. Dziecko, za które nie myślisz, chętniej podejmuje ryzyko, ale nadal zachowuje ostrożność. Szybciej uczy się, że jego decyzje mają swoje konsekwencje. A te nie zawsze są przyjemne, choć wcale nie zawsze bolesne.
Swobodna zabawa w piachu, błocie, na drabinkach, bieganie, tarzanie po trawie, huśtanie "do nieba", czy szybkie kręcenie na karuzeli, to tylko część atrakcji, które dziecko zafunduje sobie, gdy nie będziesz patrzeć. Te, choć przyprawiają cię o zawrót głowy, są dziecku potrzebne do prawidłowego rozwoju integracji sensorycznej.
Kiedy dzieci wracają czyste - czuję porażkę
Przywykliśmy do tego, że nasze dzieci codziennie, niezmiennie trzeba porządnie wyszorować od stóp do głów. Po spuszczeniu wody z wanny, na jej dnie zostaje błoto. Wiele ubrań nosi trwałe plamy z trawy. Ulubione spodenki były już kilka razy łatane, a wiele innych okazało się być jednorazowymi.
Dlaczego moje dzieci tak się brudzą? Bo mogą codziennie swobodnie się bawić, poznawać świat, a starte kolana noszą dumnie, jak ordery. Kiedy, któreś z dzieci wraca do domu przesadnie czyste, wniosek nasuwa się sam - tego dnia aktywnością na dworze był spacer z telefonem. To zawsze odbieram jako porażkę i słaby dzień. Na szczęście takich jest niewiele, a może też są im potrzebne?