
REKLAMA
Pytanie "A czy tata pomaga?" usłyszała żona Rafała na wizycie kontrolnej u lekarza. To pierwsze sytuacja, w której zadzwonił mu dzwoneczek oznajmiający, że ojcowie niekoniecznie są traktowani jak równi rodzice.
– Ja dopiero zaczynam to zauważać, bo mam malutkie dziecko, ale coraz częściej mnie to dotyka – mówi Rafał.
Dzień po wizycie na kontroli bioderek rodzice Marceliny poszli na wizytę do przychodni, by zaszczepić dziecko. I chociaż Rafał od początku zajmował się dzieckiem, rozebrał córkę do ważenia i zabawiał w czasie oczekiwania na szczepionkę, to szybko został sprowadzony do tradycyjnej roli męskiej - nieprzeszkadzacza.
– Czytałem różne wpisy i komentarze dotyczące tego, że w czasie szczepienia fajnie, żeby byli oboje rodzice, bo to bardzo stresujący moment dla bobasa – opowiada Rafał. Jednak był zaskoczony tym, że podczas gdy jego żona dostała komendę: "A teraz mama weźmie dziecko", on został odesłany, by... zapłacić za szczepionkę.
Opowiada, że pielęgniarka chyba zorientowała się w popełnionym faux-pas, bo po szczepieniu zwracała się już do obojga rodziców.
Czy tata pomaga w domu?
– To kwestia słowa. "Pomaganie" nie ma w sobie niczego złego, ale język kreuje naszą rzeczywistość i jeśli sprowadzamy rolę ojca tylko do "pomagania", to traktujemy go wyłącznie jako uzupełnienie rodzicielskie – mówi Rafał.A on dostrzega swoją rolę ojca jako współwychowywanie i jak najbardziej zaangażowaną opiekę. Pracuje i zdaje sobie świadomość, że czas spędzany z dzieckiem nie będzie taki sam, ale w godzinach "popracowych" chce być tatą na 100 procent.
– Wszyscy, którzy mówią, że w domu się nie pracuje albo wyznają zasadę "pomagania", polecam zostać z niemowlęciem samemu na dwa-trzy tygodnie. To zweryfikuje jego podejście – radzi Rafał.