Już jest ostateczny zwiastun nowej części przygód Jamesa Bonda. "No Time To Die" będzie miało w Polsce premierę 20 listopada. Mimo atrakcyjności serii o Agencie 007 widoczne jest już znużenie widzów wiecznym oczekiwaniem na film.
Kilka dni temu pojawił się ostateczny trailer do nowej części filmów o Jamesie Bondzie.
"No Time To Die" będzie miało premierę w Polsce 20 listopada.
To będzie ostatni film, w którym w rolę Agenta 007 wcieli się Daniel Craig.
Gdy wybuchała pandemia koronawirusa jednym z pierwszych newsów zagrażających bezpieczeństwu publicznemu, był ten, że premiera "No Time To Die" zostaje przesunięta na nie wiadomo kiedy.
Już wyszedł singiel Billie Eilish, już rozkręcano inbę, czy James Bond ma dziecko w ostatniej części, już pisano, że Daniel Craig się skończył, ale nie można było tego wszystkiego zobaczyć na kinowym ekranie.
Niemniej wtedy okazało się, że świat może żyć bez Agenta 007.
Tuż po "Spectre" Daniel Craig zarzekał się, że kończy cały ten majdan i więcej nie wypije wstrząśniętego martini. A jednak. Wytwórni udało się przekonać aktora, aby wsiadł do Aston Martina i nie wybrzydzał.
I tak zaczęły się prace nad "No Time To Die". James Bond pospieszy na pomoc koledze Felixowi Leiterowi, który poprosi agenta o odbicie z rąk porywaczy zaginionego naukowca.
Fabuła, jak fabuła, tak naprawdę chodzi o to, co się stanie z Jamesem, który do tej pory żegnał filmy słowami: "James Bond jeszcze powróci". Tym razem założeniem filmu jest zamknięcie wszystkich wątków i pożegnanie się z agencją MI6.
Czy na dobre wygaśnie licencja na zabijanie? Pewnie nie.
Ta 15-letnia podróż z Danielem Craigiem jest jedyna w swoim rodzaju i postawiła świat Jamesa Bonda na głowie. Do tej pory filmy można było oglądać niezależnie od siebie. "Casino Royal" było wejściem do piekła i uzależnieniem widzów od historii Bonda. Kolejne części miały wspólny mianownik, nie tylko w postaci tego samego aktora, ale jego powoli odsłanianej biografii.
Na potrzeby "Casino Royal" stworzono nowy życiorys Jamesa. Urodzono go w 1968 roku (stary Bond urodził się w latach 20. XX wieku), uśmiercono rodziców, wrzucono do wojska i nauczono nowych języków niezbędnych do wykonywania kolejnych misji.
Była nawet próba usidlenia wiecznego playboya. Pojawił się news, że Bond ma być ojcem i wieść spokojne życie u boku jednej kobiety.
Widownia była oburzona! A już wcześniej pojawiały się głosy, że Craig jest zbyt blondynem na bycie Bondem. Co dopiero usadzenie go w roli ojca?!
Czy ta kura zniesie jeszcze jedno złote jajo?
Wśród wszystkich czterech "nowych" filmów o Agencie 007 bank rozbiło "Skyfall", które przy budżecie na kręcenie wynoszącym 200 mln dolarów zarobiło ponad miliard zielonych.
Wtedy też przyszło czekać widzom chwilę na premierę, bo "Skyfall" wyszło cztery lata po "007 Quantum of Solance", które akurat było najmniej kasowym filmem kwartetu. Czy 5 lat wystarczy, by rozpalić pożądanie w widzach?
Wydaje mi się, że nieustanne przekładanie premiery zmęczyło już oczekujących. Świat zapomniał o piosence Billie Eilish i o tym, że gdzieś w jakimś magazynie leży pocięte i gotowe do dystrybucji "No Time To Die". Ale może mi się tylko wydaje. W końcu sama nie przeoczyłam żadnego zwiastuna filmu.
Ten najnowszy wbija trochę w fotel, a trochę nuży. Chciałoby się w nim mieć już tę odpowiedź: czy warto było tyle czekać na nowego Bonda?
Widać, że twórcy filmu chcą rozwiązać wszystkie wątki narosłe po poprzednich filmach. Jest w Bondzie w tym zwiastunie wyczuwalna chęć własnej śmierci. Choć tytularnie to "nie czas umierać", ogień w oczach Agenta 007 gaśnie.
A czy to znużenie Craiga rolą, czy wymęczenie widzów nieznośnym oczekiwaniem przekonamy się 20 listopada w dniu premiery.