Od zdrowego budowania sylwetki do szprycowania się anabolikami i aż do rozrostu tkanki mięśniowej plastikowej lalki do zabawy. Mężczyzna idealny narodził się na początku XX wieku i nic nie wskazuje na to, aby miał być zdetronizowany na rzecz normalsów.
Eugen Sandow, siłacz z początków XX wieku, jest uważany za pierwszego kulturystę na świecie.
Szerszy rozgłos budowaniu sylwetki przyniósł dopiero Arnold Schwarzenegger.
Gdyby Ken, chłopak lalki Barbie, był człowiekiem, to od 1964 roku obwód jego bicepsa wzrósł z 30,48 centymetrów do 68,58.
Jeśli obarczasz winą za nierealne oczekiwania dotyczące sześciopaku instagramerów, to srogo się mylisz. Powinieneś zacząć od niego.
Eugen Sandow to ojciec bodybuildingu, który swoją karierę kulturystyczną zaczynał na początku XX wieku. Określano go "najlepiej rozwiniętym okazem na świecie". A myślisz, że teraz mężczyźni traktowani są przedmiotowo?
Po tym, jak twórca broadwayowskich musicali zauważył, że kobiety na ulicy odwracają się za Sandowem, zatrudnił go w swoim teatrze. Sandow sprzedawał kartki pocztowe ze swoim wizerunkiem, książki, cygara, gorsety, cygara, zabawki dla dzieci. Teraz kosiłby krocie za posty na Instagramie. Ale i w wtedy dochrapał się niezłego majątku.
Na treningach opracowanych przez Sandowa pracował m.in. Arnold Schwarzenegger. Statuetka z wizerunkiem Eugena jest wręczana zwycięzcy najbardziej prestiżowych zawodów kulturystycznych na świecie, Mr. Olympia.
Wraz z założeniem przez Sandowa szkoły budybuildingu, hype na umięśnione ciało rozgorzał na dobre. W Kalifornii swoje miejsce kulturyści znaleźli w Muscle Beach, która była miejscówką imprez fitnessowych od 1934 roku. Jeśli widzicie na Insta napakowanych kolesi, który oznaczają się na plenerowym treningu w LA, to prawdopodobnie ćwiczą właśnie tam. A przynajmniej robią sobie zdjęcia.
I wtedy, w 1940 roku cały umięśniony wjeżdża John Grimek. Uznany za pierwszego współczesnego kulturystę. A zresztą sama II wojna światowa zainspirowała mężczyzn, by zwrócić uwagę na tężyznę fizyczną.
Nadal jednak było to zajęcie dla profesjonalistów, a nie mieszkańców przedmieść. Dopiero Arnold Schwarzenegger i jego kariera popkulturowa wniosły kulturystykę, w oparach hormonów wzrostu i insuliny, do mainstreamu.
A te dwie substancje to tylko podnóża góry sterydowej, z której zdarzało się czerpać bodybuilderom Equipoise (stworzonego dla koni), deca durabolin, dianabol, anavar i anadrol...
Zrobiło się niebezpieczne, bo nawet 20-letni zawodnicy kończyli w piachu. Magazyn T-natin zaczął publikować coroczne zestawienie kulturystów, którzy zmarli z przedawkowania. Diuretyki, czyli leki moczopędne, wspierające pozbywanie się wody z organizmu aby uwydatnić mięśnie prowadziły do krwiomoczu i chorób nerek.
Wracamy do Arnolda, który mięśnie zamienił w maszynkę do zarabiania pieniędzy. Nie zaglądamy mu do kieszeni, bo chłopakowi po prostu się należało. Arni zrobił dla kulturystyki najwięcej ze wszystkich jej przedstawicieli.
Jego nazwisko przyciągnęło młodych adeptów fitnessu, telewizje, które zaczęły transmitować zawody kulturystyczne, gazety pod wodzą Schwarzeneggera były kupowane nie tylko przez siłaczy, ale i laików, którzy lubili popatrzeć na niego na okładce. Na pierwszych stronach magazynów Muscle and Fitness oraz Flex Magazine, które prowadził "Conan", wystąpił 50 razy.
Tym sposobem wjechaliśmy do czasów internetu. Teraz już pójdzie szybko i tylko z jednym hasztagiem #crossfit.
Sport, który zagospodarował grupę cieniasów, którzy do tej pory pałętali się po siłowni bez celu. Poza tymi, którzy przyszli zrealizować postanowienia noworoczne, a prawdziwymi pakerami, trzymający miskę, recytującymi swoje obwody z pamięci w środku nocy oraz nagrywającym i serie filmików z martwego ciągu.
Aktualnie hasztag "crossfit ma ponad 60 milionów oznaczeń. Zdeklasował #abs 50 milionów i #sixpack skromne 12 baniek. Goni ojca, czyli oznaczenie #bodybuildig - na razie silne 113 milionów. Ale część tych postów to również zdjęcia z zajęć crossfitnessowych.
Tymczasem do drzwi siłaczy zbliża się wróg - dad bod. Nowy trend, któremu firmuje nawet Jason Mamoa, znany ze swojej imponującej postury Khala Drogo w "Grze o Tron". Jego reklamówka na Super Bowl może i poprawiła milionom facetów na świecie przez chwilę humor, ale była to tylko reklama.
Niemniej mężczyźni, którzy rozgościli się już w swoich rodzinach i nie muszą już prężyć muskułów w barach, by poderwać dziewczynę, przyjęli "ciało tatuśka" z pocałowaniem ręki. Zwolniło ich z nieustającej i opresyjnej walki o idealne ciało.
Nie brakuje w social mediach ojców, dla których siłownia jest drugim domem. Filmy Marvela, "Wiedźmin", a nawet zwykłe reklamy Calvina Kleina przypominają, że biznes nie śpi. Może i dobrze? Wszak za całą tą fabryką pieniędzy i pracy stała u postaw troska o zdrowie.
Bzdury. Mężczyźni są straceni.
Na podsumowanie dodam, że gdyby bawić się w ożywianie zabawek, to od 1964 roku obwód bicepsa Kena, znanego w świecie chłopaka Barbie, wzrósł z 30,48 centymetrów do 68,58. Ale na razie doczekaliśmy się tylko żeńskiej wersji normalizowania wymiarów lalki. Męskie realia czekają w odstawce.