"Nie ma złej pogody". To zdanie jak mantrę powtarzają mi wszyscy biegający z dziećmi rodzice. Czy śnieg czy słota, wsadzają dzieci do wózków, przyczepek i lecą się wybiegać. Pytam ich, jak przygotować się na zimową wyprawę oraz co daje im i ich dzieciom szczypanie mrozu w policzki.
Bieganie z wózkiem to sport, który kochają rodzice małych dzieci.
Wymaga siły i wytrzymałości, by przebiec kilkanaście kilometrów z dodatkowym obciążeniem w postaci wózka i pasażera.
Rodzice, którzy nie baczą na pogodę, tylko biegają, zdradzają, jak przygotować się do biegu w każdych warunkach.
Bieganie z dzieckiem daje im to, co w rodzicielstwie jest najważniejsze - wspólnie spędzony czas.
W co ubrać dziecko?
– Dla dziecka dodatkowo biorę jakiś koc i cieplej ubieram. Deszcz umiarkowany raczej nie przeszkadza, bo biegamy z przyczepą, tam ma cieplutko jak pączek w maśle – zdradza Dominika Karaś z Warszawy w odpowiedzi na moje pytanie na grupie "Bieganie z wózkiem" .
Biega z wózkiem cały rok. Jesień czy zima, zgarnia z przedpokoju dodatkową kurtkę na wypadek postoju na placu zabaw oraz koc dla dziecka.
– Biegamy w każdych warunkach. Nasze must have to folia przeciwdeszczowa, która chroni przed wiatrem i zimnem. Obowiązkowo rękawiczki, czasem 2 pary, i krem na buzię. Pod koniec, kiedy się obudzi ściągam folię, aby młoda zaczerpnęła powietrza – zdradza Paulina Prawucka-Glina mama, dietetyk i zapalona biegaczka z Rawicza.
Cztery tysiące kilometrów szczęścia
Piotr Bańczyk ma niecodzienną radę: koniecznie weźcie ze sobą dzwonek do przeganiania dzików. – Biegałem ze starszym synem od pierwszego do 5 roku życia. Z młodszym zdecydowanie mniej. Żadna pogoda nie była straszna. Odpowiedni ubiór, osłona przed deszczem, śniegiem, wiatrem, czy słońcem, dzwonek do przeganiania napotykanych dzików, woda i tak jakieś 4000 km przygód zleciało – chwali się biegacz.
– Każdy dzień to inne warunki, inna trasa, nawierzchnia, pogoda... Ważne, aby to dziecko podczas biegania czuło się dobrze, a nie nasz plan treningowy i tyle – zdradza swój sposób na zimową przygodę z dzieckiem.
Marek Bogdoł, autor bloga "Droga do Tokio", przebiegł ze swoją córką trzy półmaratony. Tak, i wcale nie biegła obok niego, ale pchał ją w wózku. To dodatkowe obciążenie dla biegacza, ale i niesamowita przygoda dla rodziny. Jak wspominał w czasie naszej poprzedniej rozmowy w dad:hero, w czasie pierwszych treningów jego uda płonęły żywym ogniem.
– Zaliczam się do tej grupy biegaczy, która niestety nigdy nie wykonywała dodatkowych ćwiczeń. W bieganiu z wózkiem fajne jest to, że ciężar wzrastał powoli – mówi Marek. – W miarę kolejnych treningów, bez problemu byłem w stanie pokonywać podbiegi przy obciążeniu rzędu 25 kilogramów. Gdy przestałem biegać z wózkiem, odkryłem, że mam taką siłę w nogach, o którą nigdy bym się wcześniej nie posądzał – śmieje się.
Z córką Magdą biega przez cały rok. Jednak czasem przeszkadzał im smog i niska temperatura połączona z dużą wilgotnością.
– Dorosły ma niejednokrotnie problem z właściwym doborem odzieży, a co dopiero mówić o dziecku. Na pewno dwie warstwy spodni, ciepłe buty, a na górę koszulki, swetry i zimową kurtkę. O czapce i rękawiczkach chyba nie muszę wspominać. Bardzo ważne, aby wózek miał ocieplany śpiworek. Krem na twarz również się przyda – podaje konkret Marek.
W wypadku takiego bagażu zdecydowanie przydaje się koszyk pod wózkiem, w który można zapakować dodatkowo folię przeciwdeszczową.– Niejednokrotnie wracaliśmy w sporym deszczu. Z naszej dwójki tylko Magda była sucha – żartuje Bogdoł.
Pod górkę
Przemysław Maj prowadzi bloga "Majobiega - biegający tata", mówi, że jego zdaniem zawsze jest dobra pora na spędzanie czasu na zewnątrz. – Okres jesienno-zimowy wbrew obiegowej, nomen omen, opinii wzmacnia odporność, a nie osłabia. O ile zimowy spacer z dzieckiem raczej nie szokuje, to widok biegnącego rodzica z wózkiem też nie powinien. To to trochę szybszy spacer - śmieje się Przemek.
– Poza tym lato też niesie wiele zagrożeń, jak choćby udar cieplny. Idąc tym tokiem myślenia, trzeba by chować dziecko w szklanej bańce. Chyba nie o to chodzi.
Jego prawie dwuletni syn jest bardzo dobrze ubrany na czas biegu. Dziecko w wózku co prawda nie ma ruchu, tylko siedzi, ale też trzeba brać pod uwagę, że wózek osłania je od wielu niekorzystnych czynników, takich jak wiatr, opady czy temperatura.
– Kalesonki, spodnie, koszulka z krótkim rękawem, cienka bluzka, kurtka – wylicza. – Okrycie stopek, dłoni i głowy to oczywiście podstawa, więc ciepłe rękawiczki i dobrze dopasowana wiązana czapka. Całość uzupełnia śpiworek.
– Oczywiście nie wybrałbym się na 30-kilometrowe wybieganie z wózkiem na sporym mrozie – zastrzega Majo. – Zdarza mi się, że wychodzę z synem na krótki, np. 40-minutowy bieg ze względu na nieprzyjemną aurę, po czym podczas biegu jest tak fantastycznie, o czym przekonuje mnie nieustanne śpiewanie małego pasażera, że wracamy po dwóch godzinach. Humor dziecka to postawa i jeśli chce biegać to po prostu biegajmy, trzymając jednak rękę na pulsie, czy wszystko jest ok – zauważa biegacz.
Po co?
Najważniejsze jednak jest po co oni wszyscy to robią.
– Bieganie to moje życie, a ojcostwo i bieganie z dzieckiem to najlepsza rzecz jaką dane mi jest robić - dla mnie idealne połączenie zacieśniające więzi rodzinne, zabawa i sportowa rywalizacja w jednym, bo... nie rezygnuję z szybkiego biegania i bicia rekordów – mówi Przemek.
– Jak dla mnie najbardziej istotny był fakt spędzenia tego czasu z córką. Wreszcie miałem z kim porozmawiać. Na początku były to monologi. Z czasem przerodziły się w serię pytań. Pamiętam taką sytuację: środek lata, spory podbieg i pytanie Magdy "Tato, co to znaczy "chociażby?". Długo trwało, zanim znalazłem właściwą odpowiedź – wspomina bloger "Drogi do Tokio".
– Bieganie niejednokrotnie dostarcza sporą dawkę endorfin. Możliwość spędzenia tego czasu z dzieckiem to ich dodatkowa porcja, której nigdy za wiele. Szczególnie w tych dziwnych czasach – mówi Marek Bodgdoł.