Zdarza mi się przekląć przy moich dzieciach. Nie będę kłamał. Nie widzę w tym nic złego. Oczywiście nie wyklinam moich chłopaków, ale jak wywrócę się o porozrzucane po ziemi zabawki, czasami zakrzyknę "noż k*rwa mać". Czy to czyni ze mnie złego ojca?
Nie ma badań, które wskazywałyby negatywnego efekty wulgaryzmów na rozwój dzieci.
Wiele osób postrzega używanie wulgaryzmów, jako oznakę braku kultury.
Czy przeklinanie przy dzieciach to zły pomysł?
Jak przekleństwa wpływają na dzieci?
Zdarza się, że dorośli ludzie podkreślają, że nie powinien się wyrażać w taki sposób, w jaki się wyrażam. Również przy nich. Mam na koncie nawet kilka banów na parentingowych forach, w których uznano, że używanie wulgaryzmów nie przystoi dorosłemu człowiekowi korzystającemu z internetu.
Mój związek z przekleństwami zmienił się mniej więcej w 2 klasie liceum. Wtedy to dyrektor Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii, do którego chodziłem, podkreślił, że przekleństwa są naturalną częścią języka i w niektórych sytuacjach powinniśmy wręcz z nich korzystać.
Od tego czasu postanowiłem żyć według tej zasady. Z przekonaniem, że są momenty, gdy przekleństwa są na miejscu.
Nie ma nic złego w przeklinaniu
Wielu dorosłych uważa, że korzystanie z wulgaryzmów jest oznaką niskiej inteligencji i braku kultury. Jest to stricte klasistowskie podejście do języka, nawiązujące do czasów, gdy tylko bogaci i wykształceni mogli liczyć na odpowiednie wykształcenie, a co za tym idzie byli uczeni "poprawnego" wykorzystywania języka oraz kultury. Na szczęście dziś nie musimy się przejmować tym co myśli o nas szlachta.
Od kiedy mam dzieci muszę przyznać, że przeklinam więcej. Nie na głos, ale często w głowie wrzeszczę, gdy moi synowie po raz tysięczny mnie nie słuchają, a ja nie umiem nic na to poradzić. Kocham moje dzieci, ale jeśli są na świecie stworzenia, które doprowadzają mnie do szału, to są to moje psy, pewien ośmiolatek i czterolatek.
Przekleństwa pomagają w walce z bólem
W każdym języku od zawsze istnieją słowa, które uznajemy za szkodliwe. Każde z nich pełni ważną funkcję. Z jakiegoś powodu, gdy przywalimy małym palcem w drzwi i zakrzykniemy: "K*RWA", nasz mózg spowoduje, że magicznie będzie nas mniej bolało.
Badania na temat tego, jak przekleństwa pomagają nam znosić ból, są dosyć znane w mediach. W 2009 roku psycholog Richard Stephens z Keele University przeprowadził badanie, w którym prosił uczestników o włożenie ręki do lodowatej ręki (podobny test został przeprowadzony w "History of Cursing" na Netfliksie). Okazało się, że ci, którzy mieli pozwolenie na przeklinanie w trakcie odmrażania sobie kończyny, wytrzymywali w zimnie o 40 sekund dłużej niż ci, którzy musieli siedzieć cicho.
Chociaż nie mamy jednoznacznego potwierdzenia tej teorii, naukowcy uważają, że gdy czujemy ból i przeklinamy, nasz organizm uruchamia ciało migdałowate, które następnie wysyła adrenalinę do krwiobiegu i pomaga zmniejszyć, przynajmniej tymczasowo, ból.
Twoim dzieciom nie zwiędną uszy
Jednak problemy zaczynają się, gdy używamy wulgaryzmów przy dzieciach. Jak się okazuje, żadne badania nie wskazują, jakoby przeklinanie w towarzystwie małych ludzi miało na nie negatywny wpływ. Wręcz przeciwnie. Dla dzieciaków słowa tak naprawdę nic nie znaczą, dopóki nie powiemy im, że mają je szokować.
Dodajmy do tego, że jedynym sposobem, aby nauczyć nasze dzieci, jak korzystać z języka to nie ukrywać go przed nimi. Żyjemy w czasach, w których rozmowa o seksie, alkoholu i narkotykach nikogo już nie dziwi, ale gdy wchodzimy na temat wulgaryzmów, okazuje się, że tylko "patologiczni" rodzice o tym dyskutują.
Jak wyjaśnił autor i ekspert od języka angielskiego Philip Goodin dla Business Insider: "Przekleństwa są obraźliwe, ponieważ ludzie są gotowi, by się obrazić". Oznacza to tyle, że gdy słowo samo w sobie nic nie znaczy, to problemem są osoby, które nie są w stanie się pogodzić z tym, że język jest żywym tworem, który powinniśmy celebrować. I którego na pewno nie powinniśmy się bać.
Benjamin Bergen z Uniwersytetu z San Diego i autor "What the F: What Swearing Reveals About Our Language, Our Brains, and Ourselves" zirytował wielu rodziców, stwierdzając, że wulgaryzmy wcale nie mają negatywnego wpływu na dzieciaki. W końcu wielu wciąż uszy więdną... Co mamy zatem myśleć o przeklinaniu przy dzieciach?
Przekleństwa są ok, chyba, że chcesz kogoś obrazić
Według większości lekarzy przeklinanie przy dzieciach pobudza je do agresji oraz osłabia normalne emocjonalne reakcje. Bergen podkreślił, że te opinie są… opiniami, które nie mają żadnego potwierdzenia w badaniach. Głównie dlatego, że naukowcy boją się przetestować, jak "k*rwy" wpływają na dzieciaki ze względów etycznych.
Bergen postanowił więc stworzyć własne badania, które oparł jednak na studentach i ich reakcji na "brzydkie słowa". Wyniki? Przekleństwa nie mają żadnego wpływu na słuchacza. Najważniejsze jednak jest, abyśmy nie używali ich, aby obrazić innych ludzi.
Jeśli spadnie nam cegła na stopę, krzyknięcie "ja pie*dole" będzie naturalną reakcją. Jeśli jadąc samochodem, będziemy wyklinać innych kierowców – tutaj temat wygląda całkowicie inaczej.
Badania z 2014 roku wskazało, że 143 gimnazjalistów, którzy musieli słuchać homofobicznych wulgaryzmów, przyznawało, że odczuwa negatywne skutki tego języka.
Szanuj innych
Co z tego wynika? Nie musicie przejmować się, jeśli raz na jakiś czas krzyknięcie "k*rwa", gdy Lewandowski nie strzeli setki. Jeśli jednak będziecie ich używać, aby obrażać i atakować innych ludzi – tutaj musicie postawić granicę. Same słowa to nadal tylko słowa, ale od waszej intencji zależy, jak będą odbierane.
Mało tego badania wskazują, że o wiele gorzej znosimy nawet mniej wulgarne sformułowania, jeśli używamy ich w stosunku do innych ludzi, niż te legendarne, brzydkie słowa powiedziane bez złych intencji.
Dlatego, jeśli kiedyś wejdziecie do swojego mieszkania z dziećmi i zobaczycie, że was pies dorwał się do śmieci, rozciągnął je po całym domu, a następnie obsrał wam łóżko i obrzygał podłogę, możecie powiedzieć "noż ja pie*dole". W takich sytuacjach wk*rwienie się to nic złego.