Każdego dnia umykają nam wspomnienia związane z naszymi dziećmi. Mamy plan, co im przekazać, by wyrośli na mądrych i silny dorosłych. Przyszłych empatycznych rodziców. Być może lepszych, niż my jesteśmy teraz. Jednak w codziennej gonitwie zapominamy o poważnych rozmowach o życiu, a skupiamy się na dopasowaniu butów do lewej i prawej stópki. Mariusz Rakowski znalazł sposób, by nie umykało mu dzieciństwo jego syna. Pisze do niego listy.
"Synu,
list do Ciebie próbowałem napisać wielokrotnie. Pierwsza próba odbyła się lata temu, kiedy w najśmielszych snach nie myślałem o zakładaniu rodziny. Kolejną poczyniłem zaraz po tym, jak dowiedziałem się, że przyjdziesz na świat. Kilka słów spisałem, gdy się urodziłeś, ale wtedy byłem przerażony, niczym przed startem największego rollercoastera świata. Dziś zebrałem kilka myśli i notuję je, bo kiedy będziesz mógł to samodzielnie przeczytać, moja pamięć może być już zawodna".
Mariusz Rakowski, dziennikarz "Świata Motocykli", prowadzący bloga RideToBe.com pisze poruszające listy do swojego dziecka. Część z nich publikuje na swojej stronie internetowej i profilach społecznościowych. Inne trafiają do szuflady.
Jego syn, Konstanty, ma dopiero niecałe trzy lata. Jednak kilkuletnia rewolucja, jaką były dla mężczyzny narodziny dziecka, zaczęła się wiele lat przed tym, zanim planował założenie rodziny.
Pytamy go o najcenniejsze wspomnienia z relacji z synem oraz o wzorzec ojca, którego w Polsce jeszcze brakuje. Zdradza nam, jakie cechy powinien wyrobić w sobie każdy facet, zanim jeszcze, chociażby pomyśleć o tym, aby zostać ojcem.
Czemu piszesz listy do swojego syna?
Konstanty urodził się w styczniu 2018 roku, ale pierwsze listy pisałem na długo przed jego narodzinami. To trochę mój sposób na ojcostwo, o którym jako człowiek wychowany w latach 90-tych niewiele mogłem się nauczyć od mojego, wiecznie nieobecnego, ojca.
Do napisanego listu mogę wrócić, by zweryfikować swoje myślenie z danego okresu. To trochę pomaga weryfikować, czy to moje ojcostwo, idzie w takim kierunku, jaki sobie wymarzyłem.
Jak wyglądały twoje pierwsze 24 godziny bycia ojcem? Niezależnie czy liczysz to od momentu narodzin syna, czy zobaczenia pierwszej kropki na USG.
Do roli ojca przygotowywałem się na długo przed zobaczeniem pierwszej kropki na USG, bo oboje z żoną "zaplanowaliśmy sobie dziecko". I oczywiście nie chodzi mi o wygląd zewnętrzny, IQ czy zawód, jaki nasz potomek miałby wykonywać w dorosłości. Raczej mam na myśli długie rozmowy o tym, jakie wartości chcielibyśmy przekazać dziecku.
Do samego porodu wydawało mi się, że sporo wiem, i że ze spokojem przejdę przez akt narodzin. Oh, jakże się myliłem! Gdy tylko położna wykrzyczała "10 na 10 w skali Apgar" z dorosłego i trzeźwo myślącego mężczyzny zmieniłem się w zombie - niezdarnie zacząłem grzebać w walizce w poszukiwaniu pierwszego ubranka, a trzeba wiedzieć, że moja arcydzielna żona ponumerowała gotowe zestawy i wystarczyło znaleźć ten z wielką jedynką.
Gdy pierwszy raz wziąłem Konstantego na ręce, po niesamowitej euforii, ojcowski rollercoaster zaczął jechać pionowo w dół, pojawiły się lęki: czy ta mała istotka kwiląca na moich rękach jest głodna, a może jest jej niewygodnie, a może zrobiłem jej krzywdę, podnosząc z dziwnego zawiniątka zwanego "rożkiem". A może na wszelki wypadek wezwać położną? Nie, nie. Lekarz będzie bardziej kompetentny! Słowem, pierwsze dwadzieścia cztery godziny ojcostwa to zombie na rollercoasterze.
Twoje ulubione pytanie, które zadał Ci syn? "Dlaczego...", "A co to...", na które aż się zająknąłeś.
Kostek jest na etapie nieustannego zadawania pytania "A co to jest ....". Gdy tylko przetrze oczy, wypytuje o każdy znany mu element motocykla – ze względu na mój zawód, właśnie z nimi ma najwięcej do czynienia. Tak więc tłumaczę niespełna trzyletniemu obywatelowi, co to sprzęgło, amortyzator, kierownica, kask, skrzynia biegów, i jak wujek Andrzej robi stoppie, czyli hamowanie motocyklem na przednim kole. Jakiś czas temu zaskoczył mnie, pytając "A co to jest Polska?". Całe szczęście, że jest jeszcze mały, mogłem mu po prostu powiedzieć, że to kraj, w którym się urodziliśmy i mieszkamy.
Niestety wiem, że kiedyś będę musiał mu opowiedzieć, że gdy zapytał o to pierwszy raz, Polska była krajem, w którym to, kogo kochamy, decydowało o tym, czy możemy czuć się bezpiecznie na ulicy. Że w demokratycznym kraju w centrum Europy, musieliśmy wyjść na ulice, bo rządzący odebrali kobietom prawo do decydowania o własnym ciele. Niewinne "A co to..." mojego syna doprowadziło do postawienia pytania, czy dzisiejsza Polska to dobre miejsce na wychowywanie dzieci?
Nie, nigdy! Może dlatego, że sam zostałem wyposażony przez rodziców w zestaw prawd, które do niedawna całe moje życie ustawiały pod hasłem "Ty zawsze sobie poradzisz!". To, co miało dawać mi siłę, sprawiło, że przez lata odcinałem się od własnych emocji, bo przecież nie wolno się mazać, życie trzeba ogarniać! Bycie w kontakcie z własnymi emocjami to trudna sztuka, ale z pewnością dużo łatwiejsza do opanowania, gdy pozwala się dzieciom zarówno na uśmiech szczęścia, jak i łzy wzruszenia, niezależnie od płci.
W jakim kierunku chcesz prowadzić swoje ojcostwo? Jakim tatą chciałbyś być?
Ojcostwo codzienne, a nie dorywcze! Chcę być obecny zarówno w tych wzniosłych momentach, jak pierwsze kroki, pierwsze słowa, pierwsze samodzielnie przejechane metry na rowerze, ale i w tej codzienności wspólnie celebrowanych śniadań, nieudanych próbach budowania zamków z drewnianych klocków, skoków w kałuże i próbach nawiązywania pierwszych podwórkowych przyjaźni. Ojciec obecny – to mój plan.
Gdzie, jako społeczeństwo popełniliśmy błąd, że dopiero teraz tworzymy model empatycznego taty?
Kluczową rolę w marginalizacji ojców odegrała rewolucja przemysłowa XVIII wieku. Mężczyźni zmuszeni do pracy w wielkich fabrykach i kopalniach, często po kilkanaście godzin na dobę, skutecznie zniknęli z codzienności swoich dzieci. Ojciec pracujący "za pensję" pojawiał się w domu późnym wieczorem, był wiecznie przemęczony, a dzieci na jego widok miały stawać na baczność i nie sprawiać problemów. Na udziale ojców w wychowaniu dzieci niekorzystnie odbiły się również pierwsza i druga wojna światowa, a w Polsce dodatkowo okres przemian i zachwyt możliwością "dorobienia się".
Mam wrażenie, że zmiany kulturowej na szerszą skalę dokonują młodzi ojcowie urodzeni w latach 80-tych. Przestajemy być "ojcami pomagającymi" w wychowaniu, a stajemy się na powrót najbliższymi istotami dla naszych dzieci, zaangażowanymi w ich potrzeby rozwojowe, jednocześnie partycypujemy w codziennych obowiązkach domowych, które nasi ojcowie wrzucali do kategorii "to robią baby, bo my pracujemy".
Trzy cechy ojca, które powinien wykształcić w sobie facet, zanim pojawi się na świecie jego dziecko?
Co prawda jestem na początku tej drogi, ale mam wrażenie graniczące z pewnością, że te trzy rzeczy dla każdego będą całkiem mocnym fundamentem do dobrego ojcostwa:
1. Wrażliwość – zgoda na przeżywanie całego spektrum emocji. Przecież dzieci nie robią tego, co chcemy. Robią dokładnie to, co my. Uczą się przez naśladownictwo. Jeśli zamiast przeżywać, zacznę wypierać lub zaprzeczać trudnym emocjom, mój syn będzie robił dokładnie to samo. By to zrozumieć, musiałem pójść na psychoterapię.
2. Zaangażowanie – ojcostwo to nie kolejny projekt obok kariery, gry w piłkę z kumplami, czy zakupu nowego motocykla. Zaangażowanie to najcenniejsze, co możemy ofiarować dziecku. Czasem wracam do domu i mam wrażenie, że mój syn jest rozdrażniony, nie potrafię rozpoznać, o co mu chodzi. Po chwili odkrywam, że wystarczy na 100% wejść do świata jego zamków budowanych z klocków i nagle malec się uspokaja.
3. Akceptacja błędów – Przyznając się do błędów, mam w sobie akceptację do ich popełniania. W końcu błędy są rzeczą ludzką. Dzieci są doskonałymi obserwatorami i prędzej czy później zauważą, że rodzic zamiata niewłaściwe zachowanie pod dywan. Umiejętność przyznania się do błędu pozwala budować naturalny, oparty na zaufaniu autorytet.