— Wybranie mojego pierwszego terapeuty zajęło mi jakieś 8 lat — przyznaje Michał, który już od 3 lat stara się naprawić swoje zdrowie psychiczne. Podkreśla, że dojście do sytuacji, w której w końcu poczuł, że dalsze udawanie, że wszystko jest w porządku, zajęło mu o wiele za dużo czasu. I gdyby tylko mógł cofnąć się w czasie i przyspieszyć swoją pierwszą wizytę, zrobiłby to bez wahania.
— Wydaje mi się, że powinienem chodzić na terapię już, gdy byłem w gimnazjum — wyjaśnia. Powodem miałaby być śmierć jego ojca. Szkoła, do której jednak chodził, nie miała u siebie zbyt dobrego psychologa, a on sam nie czuł potrzeby szukania pomocy. Był w końcu nastolatkiem, więc nie myślał, że coś się z nim tak naprawdę dzieje.
Jednak im był starszy, tym coraz bardziej odczuwał ciężar istnienia. Pierwszy raz użył słów męska depresja w stosunku do siebie, gdy miał 22 lata. Siedział przez miesiąc w domu i nie był w stanie z niego wyjść. Nie spotykał się z ludźmi, jedynie patrzył w komputer i oglądał komedie romantyczne. Któregoś dnia stwierdził, że może powinien się sobą zająć, że może coś jest z nim nie tak.
— Zacząłem przeglądać strony, szukając jakiegoś terapeuty, ale gdy w końcu znalazłem takiego co mi pasował, okazało się, że nie ma u niego miejsc — Michał trafił na listę rezerwową. Przyznaje, że sam fakt, że szukał terapeuty, wpłynął na niego pozytywnie. Czuł, że robi coś ze swoim życiem, zmierza w odpowiednim kierunku. Jak sam wyjaśnia była to dla niego wystarczająca dawka leku, aby w kilka tygodni zapomnieć o tym, że w ogóle czuł się źle.
Uciekać przed problemami
Gdy w końcu miał otrzymać miejsce u wybranego lekarza, zdecydował, że jednak go nie potrzebuje. Ten ciemny okres był już za nim, więc czemu miałby się nim przejmować. — Coś takiego zdarzyło się w moim życiu, jakieś trzy razy — przyznaje. Wpadał w psychiczny dołek, szukał pomocy, humor mu się poprawiał, zapominał, że w ogóle kiedykolwiek myślał, że warto się wyleczyć. Do czasu.
Gdy miał trzydzieści lat, jego weekendy coraz rzadziej pozwalały mu wypocząć. Chodził na imprezy, nie unikał narkotyków i alkoholu, a potem spędzał tydzień w pracy, marząc, że będzie mógł się odciąć od otaczającego go świata za kilka dni. Zaczął zauważać, że czasami używki zastępują w jego życiu rolę bliskich osób.
Wolał siedzieć sam, wciągając koks zamiast spotykać się z ludźmi wokół niego. Zresztą miało to jednoznaczny wpływ na jego stan finansowy. — Poczułem, że jestem uzależniony i stwierdziłem, że muszę się ratować, bo gdy nie byłem naćpany, po prostu chciałem wszystko skończyć.
Michał wybrał pierwszy, lepszy numer telefonu, zadzwonił i poszedł na spotkanie. Przyznaje, że go to uratowało. Podkreśla, że z perspektywy czasu rozumie, co powstrzymywało go przed zdecydowaniem się na leczenie — wstyd.
Jeden telefon
— Łatwo jest szukać pomocy, gdy czujesz się jak śmieć — opowiada, że gdy miał najgorsze okresy życia i nie widział innego wyjścia, tylko wtedy szukał tak naprawdę ratunku. Jednak gdy jego humor odrobinę się poprawiał, stwierdzał, że przecież nie musi iść się leczyć. Był młody, w dobrej formie, z własnym mieszkaniem i dziewczyną. Dlaczego niby miałby się przyznawać do tego, że jest chory. Łatwiej było stwierdzić, że po prostu akurat wtedy miał gorszy okres, ale tak naprawdę nic mu nie jest.
Michał przyznaje, że jeśli chodzi o jego zdrowie fizyczne, zawsze bardzo o siebie dbał. Mimo nadużywania narkotyków i alkoholu dbał o formę. Łykał tonę pigułek, biegał, ćwiczył, chodził na basen i siłownię, odwiedzał lekarza co najmniej dwa razy do roku, aby sprawdzić krew i zrobić ogólny przegląd swojego ciała, szczepił się na grypę, robił wszystko, aby jego ciało było w idealnym stanie.
Jednak gdy dochodziło do dbania o własny umysł, stwierdzał, że wszystko będzie ok. — Mówiłem sobie, że jakoś to się ułoży.
Nie wstydź się dbać o siebie
— Dopiero później zacząłem łapać się, że moje zachowanie można porównać do tego, że złamałem sobie nogę, ale stwierdzam, że nie muszę iść do szpitala, bo w sumie po co — wyjaśnia. Przyznaje, że od kiedy zdecydował się na terapię. namawia na nią wszystkich znajomych.
— Gdybym zrobił sobie badanie prostaty i okazało się, że coś jest nie tak, nie kryłbym tego przed bliskimi mi ludźmi. Mówiłbym, aby oni też sprawdzili, czy wszystko jest w porządku, bo jeśli jest. to stracili tylko godzinę życia na spotkanie z doktorem, jeśli nie, może właśnie uratowali swoje życie — dodaje, że właśnie w taki sposób zaczął patrzeć na terapię. W najgorszym wypadku terapeuta powiedziałby mu, że jest całkiem zdrowy i nie musi się niczym martwić poza rachunkiem, który musi zapłacić po spotkaniu. Z drugiej strony, mógłby uratować siebie, przed samym sobą. Jest to ryzyko warte podjęcia.
W najbliższą sobotę,10.10, pod Pałacem Kultury i Nauki rusza ogólnopolska kampania społeczna "Terapia to nie wstyd". Ma ona na celu uświadomienie Polakom, że dbanie o własne zdrowie psychiczne nie jest przyznaniem się do słabości, a raczej pokazem tego, że jesteśmy silni i nie boimy się robić wszystkiego, co w naszej mocy, aby być zdrowymi.