W dzisiejszych czasach każdy z nas musi mierzyć się z nieosiągalnymi oczekiwania w stosunku do piękna. Mężczyźni muszą być nieziemsko wyrzeźbionymi siłaczami, kobiety idealnie szczupłymi księżniczkami. Oczekiwania w stosunku do tego, jak się prezentujemy jako ludzie, są gigantyczne i wpływają na psychikę każdego z nas. Od najmłodszych lat staramy się spełnić oczekiwania w stosunku do tego, jak powinien wyglądać piękny człowiek, choć niektórzy z nas mają to gdzieś. Są świadomi tego, że są "brzydalami" i nie żałują. Bo widzą w tym wiele pozytywów.
— Nikt nigdy mnie nie zagaduje poza ludźmi, którzy faktycznie chcą ze mną pogadać i mają ku temu podstawy, bo mnie znają — wyjaśnia Michał. W jego opinii bycie “brzydalem” pozwoliło mu zrozumieć, że ludzie nie mają potrzeby przypodobania mu się i rezygnują z niepotrzebnego udawania. Jeśli opowie żart, to zaśmieją się, jeśli gdy faktycznie będzie śmieszny. Nie musi też brać udziału w dyskusjach z ludźmi, którzy go nie obchodzą, bo ci nie są nim i tak zainteresowani.
- Oczywiście, bycie brzydkim jest w dużym stopniu sprawą subiektywną — podkreśla. Jemu udało się zdobyć żonę i ma z nią dziecko, dlatego znalazł kogoś, kto uznał go za przystojnego. Podkreśla jednak, że obiektywnie rzecz biorąc, gdyby ktoś go postawił na ulicy i ludzie mieliby oceniać jego atrakcyjność, to raczej nie zdobyłby wielu punktów. - Wiadomo, bycie brzydkim czasami ssie, ale gdy dorastasz, po prostu zaczynasz korzystać z tego, co masz.
Przyznaje, że jego wygląd pomaga mu, chociażby w pracy. Nikt nigdy nie podejrzewa, że jego awans mógłby wynikać z czegokolwiek innego niż jego wysokie umiejętności. - No i pomaga też, że jestem facetem — śmieje się. Podkreśla też, że łatwiej jest mu połapać się, kiedy ludzie starają się nim manipulować. - Jeśli ktoś zaczyna ze mną flirtować w pracy, wiem, że coś jest nie tak.
Uroda i styl po kosztach
- Bycie brzydkim jest dosyć tanie — mówi mi Agnieszka. Wyjaśnia, że przez lata starała się gonić z urodą, której nie była w stanie tak naprawdę nigdy osiągnąć. Była tą samą dziewczyną, gdy wydawała setki złotych na makijaże i fryzjera. Zdecydowała więc po prostu być schludną normalną osobą, która jest zadowolona ze swojego życia.
- Atencja, którą otrzymują niektóre moje znajome, po prostu wydaje mi się niekomfortowa — dodaje. Agnieszka podkreśla, że nie jest typem cichej, szarej myszki, która wtapia się w tłum, ale gdyby musiała brać udział, w niektórych rozmowach, w których biorą udział jej przyjaciółki, dałaby sobie spokój z wychodzeniem z domu. - Czasami po prostu dziękowałam Bogu, że jestem tą brzydszą, gdy wychodziliśmy ze znajomymi, bo przynajmniej nie musiałam brać udziału w tych rozmowach.
Przyznaje zarazem, że chociaż może liczyć na mniej niechcianego zainteresowania od pijanych facetów, nadal nie żyje w świecie, w którym bycie kobietą w niektórych miejscach jest komfortowe. Rozumie też, że nawet jeśli nie jest w typie większości ludzi to nie czuje się z tego powodu źle. - Jest mi dobrze z samą sobą. Nie widzę czemu miałabym się tym przejmować.
Antyincelstwo
Andrzej podkreśla, że są dwie drogi, jeśli jesteś brzydki. Niestety w ostatnich latach częściej słyszy się o tej negatywnej. - Incele siedzą w internecie i żyją w przekonaniu, że świat jest przeciwko nim, bo są brzydcy, ale ich problemem nie jest ich wygląd, a raczej gówniana osobowość — mówi. On sam uważa, że fakt, iż nigdy nie był obiektem westchnień, pomógł mu wypracować w sobie pozytywne cechy, które miały gigantyczny wpływ na jego platoniczne i romantyczne związku.
- Pewnie wiele osób może się złościć na w ogóle używanie słowa "brzydki", ale ja nie mam z tym problemu — podkreśla. Doskonale rozumie, na czym polega tego typu uproszczenie i nie widzi z tym problemu. Wie, że nie jest atrakcyjny dla większości osób, ale jest też świadom, że ma wielu bliskich przyjaciół i wieloletnią dziewczyną nie musi się więc martwić tym, jak wygląda w oczach nieznajomych.
— Oczywiście ludzie będą mówili, że musisz kochać samego siebie, jesteś piękny taki jaki jesteś. Ale to takie słodkie pierdzenie — wyjaśnia. Według niego nie ma nic złego w tym, że sam określa się "brzydalem". Ma prawo używać słowa, które według niego należy do niego.
- Moja “brzydota” jest po prostu porównaniem pewnych moich cech do wymyślonego przez kino i gazety ideału — wyjaśnia mi. - Nie mam problemu, że nie spełniam oczekiwań czytelników pudelka, ważne, że spełniam oczekiwania mojej rodziny i przyjaciół. Reszta może spieprzać.