This War of Mine to świetna gra, ale dobrych gier na świecie nie brakuje. Dlaczego ktoś uznał, że dzieci w Polsce powinny w szkołach uczyć się, jak wygląda wojna?
Żeby zrozumieć okropieństwa konfliktów zbrojnych, nie trzeba ich doświadczyć. Wystarczy odwiedzić choćby były obóz Auschwitz. Wystarczy przeczytać wstrząsające wspomnienia Marka Edelmana z powstania w getcie warszawskim.
Żeby zrozumieć, że wojna to zło, nie trzeba paść jej ofiarą. Nie ma też żadnego powodu, byśmy w 2020 roku mieli uczyć dzieci w Polsce, jak to jest być cywilem w oblężonym mieście. A właśnie tego chciałby premier, który mówi: gra „This War of Mine” powinna stać się lekturą w programie nauczania w polskich szkołach.
Z jednej strony, to bardzo mądre, że nie zaproponował czegoś w rodzaju „Duke Nukem”. „This War of Mine” to naprawdę poruszająca gra pokazująca koszmar wojny z perspektywy bezbronnych i zdezorientowanych cywilów. Jest smutna, prawdziwa, wstrząsająca, wręcz bolesna.
Z drugiej jednak strony zupełnie nie rozumiem, do czego wiedza o tym, jak wygląda los cywilów na współczesnej wojnie, miałaby być potrzebna dzieciom w Polsce 2020 roku.
Cieszymy się w Europie najdłuższym w historii okresem bez wojny i wszystko wskazuje na to, że ten stan będzie trwał (oby jak najdłużej!). Mamy za to zupełnie inne problemy: przede wszystkim katastrofę klimatyczną która, wiele na to wskazuje, bardzo negatywnie wpłynie na życie naszych dzieci.
Nie wiemy, jak będzie wyglądał świat za 20 lat, ale niemal wszyscy szanowani klimatolodzy zgadzają się: będzie inny, nieprzyjazny. Zmiany można jeszcze zatrzymać, ale trzeba działać teraz. Do tego niezbędna jest głęboka wiedza o tym, w jaki sposób powinniśmy zmienić nasze życie, by zahamować potencjalnie bardzo groźne zmiany klimatyczne.
To szczególnie istotne dla dzisiejszych kilkulatków i nastolatków, bo to oni będą gospodarzami świata, który może znacząco odbiegać od tego, jak wygląda on dzisiaj.
Tymczasem polska szkoła chwilami wygląda tak, jakbyśmy wszyscy żyli w szklanej kuli, zahibernowani, odseparowani od świata. Uczymy dzieci chemii, ale zapamiętają z niej tylko ten moment, gdy "facetka" przypaliła sobie włosy podczas eksperymentu.
Uczymy ich historii, ale nauka w tym przypadku wygląda tak, że trzeba zapamiętać ciąg dat i wydarzeń w Polsce, bez powiązania ich z wydarzeniami na świecie. Dlatego dzieci muszą wykuć na blachę, że Polska Jagiellonów rozciągała się "od morza do morza", ale nikt nie tłumaczy im, dlaczego tak było i jaki wpływ na to miała sytuacja polityczna w naszej części Europy.
Na geografii dzieci uczą się budowy skał, a powinny przede wszystkim rozmawiać o przyczynach zmian klimatycznych. Lekturą szkolną powinien być na przykład bardzo dobry film dokumentalny "Można panikować", w którym mądry człowiek, naukowiec, w prostych słowach tłumaczy, co złego robimy ze środowiskiem i co powinniśmy zmienić.
Dlaczego w takim razie w 2020 roku uczyć dzieci o wojnie poprzez grę komputerową? Jeden rozsądny powód poproszę.