Mój wczorajszy dzień wyglądał tak: wróciłem do domu z dziećmi. Szybko ugotowałem im obiad, posadziłem przy stole, a potem odpaliłem PlayStation i zobaczyłem, że "The Last of Us 2" jest już na moim dysku. Spróbowałem włączyć grę, ale niestety na ekranie wyświetlił się zegar, który informował mnie, że blokada zostanie usunięta w momencie premiery, na którą musiałem poczekać kilka godzin.
Kilka dni temu Facebook przypomniał mi posta sprzed 7 lat. Napisałem w nim, że “The Last of Us” to prawdopodobnie najlepsza gra, w jaką grałem. Z perspektywy czasu niewiele się zmieniło. Miałem oczywiście okazję od tego czasu grać choćby w "Papers, Please" czy "Red Dead Redemption 2", ale "TLoU" pozostaje jednym z najmocniejszych przeżyć "growych" mojego życia.
Ostatnie tygodnie były dla mnie koszmarem. Musiałem uciekać ze wszystkich forów internetowych, które zwykle odwiedzam, omijałem też komentarze osób piszących o grach. Z prostego powodu: nie chciałem, aby ktoś mi zepsuł przyjemność poznawania gry "The Last of Us 2", na którą czekam od dawna.
Jedyne, co przeczytałem to, że druga odsłona "TLoU" jest najlepszym sequelem w historii gier. Mocne słowa, biorąc pod uwagę, jak doskonałe sequele trafiły w ręce graczy w ostatnich latach. Postanowiłem więc cofnąć się w czasie i przygotowałem zestawienie kolejnych części znanych gier, które szczególnie zapadły mi w pamięć.
Uncharted 4: A Thief’s End
Gdy Uncharted święciło największe triumfy, nie miałem jeszcze konsoli. Któregoś dnia pożyczyłem od znajomego PlayStation 3 (swoją drogą, po to, aby przejść "The Last of Us") i na dysku znalazłem pełną kolekcję serii "Uncharted".
Pamiętam, że moja ówczesna dziewczyna zabrała naszego syna do dziadków, a ja nie spałem przez dwa dni, żeby przejść całą trylogię. Dlatego gdy czwarta część "Uncharted" trafiła do sklepów, odpaliłem ją błyskawicznie.
Niewiele kontynuacji gier jest lepsze od oryginału. Mieszanka stealthu, walk wręcz i mechanika wykorzystania osłon przy strzelaninach sprawiła jednak, że zwieńczenie historii Nathana Drake’a na wiele godzin przykuło mnie do telewizora.
Deweloperzy do maksimum wykorzystali możliwości drzemiące w konsoli "PS 4", więc mogłem zachwycać się przepiękną grafiką, oświetleniem, modelami postaci i niesamowitym dźwiękiem.
Batman: Arkham City
Fani komiksów wiele lat czekali na dobrą ekranizację historii o Batmanie. Gdy do sprzedaży trafiła pierwsza część przygód Bruce’a Wayne’a, "Arkham Asylum", recenzenci nie mogli wyjść z podziwu. Przez lata wydawało się, że twórcy gier nie mają pomysłu, jak świat komiksowych superbohaterów przenieść na konsole i PC-ty. Jednak "Arkham City" zaskoczyło wszystkich.
Z zamkniętego świata trafiliśmy się do wielkiej "piaskownicy" wypełnionej przestępcami, którzy tylko czekali, aby zebrać po gębach od człowieka–nietoperza. Podobnie, jak w przypadku pierwszej części, "Arkham City" było dowodem, że deweloperzy z firmy Rocksteady instynktownie czują, za co ludzie kochają Batmana: za to, że jest świetny w walce wręcz, za to, że świetnie się skrada no i za to, że jest genialnym detektywem.
Portal 2
Pierwszy "Portal" był arcydziełem. Wyjątkowa mieszanka puzzli i brytyjskiego poczucia humoru sprawiła, że fani Valve nie mogli się nachwalić tego, jak świetną robotę wykonali deweloperzy. Mało kto spodziewał się jednak, że druga odsłona gry zyska opinię najlepszej łamigłówkowej gry dekady.
Jakimś cudem sequel "Portalu" przebił pierwszą część pod względem gameplayu, grafiki, scenariusza, a nawet klimatu, którzy stworzyli aktorzy użyczający swoich głosów bohaterom. Genialni Stephen Merchant i J.K. Simmons zapadli w pamięci każdemu, kto chociaż raz odpalił tę grę. Poziom trudności był idealnie wyważony, gra nie była łatwa, ale też nie nie zmuszała ludzi do płaczu.
Mass Effect 2
Pamiętam moment, gdy odpaliłem "ME 2" po raz pierwszy. Nie grałem w pierwszą część, nie wiedziałem, co mnie czeka, ale od pierwszej minuty świat stworzony przez BioWare wciągnął mnie bez reszty. Później, gdy w końcu zagrałem w część pierwszą, byłem niemal rozczarowany. Nie świadczy to jednak źle o oryginale, pokazuje za to, jak wyjątkowym tytułem jest "Mass Effect 2".
To RPG, który jednak daje nie tylko mnóstwo możliwości, jeśli chodzi o to, w jaki sposób można przejść grę, ale również w idealnym stopniu łączy mechanikę RPG-ów z systemem walki opartym na akcji. Do dzisiaj nikt nie był w stanie tak dobrze połączyć tych dwóch trybów, pozornie wykluczających się.
Red Dead Redemption 2
O tym tytule napisano już wszystko. Pamiętam, jak uciekałem z mieszkania mojej dziewczyny, aby móc spędzić kilkanaście godzin z w towarzystwie Arthura Morgana, głównego bohatera "Red Dead Redemption 2". Ta gra to gigantyczny świat, który zachwyca pięknem i głębią. Gracze mają do dyspozycji tysiące misji pobocznych. Na Dzikim Zachodzie stworzonym przez Rockstar nie sposób się nudzić.
Pamiętam dobrze to uczucie ekscytacji i szoku, gdy po 50 godzinach spędzonych w świecie "Red Dead Redemption 2" połapałem się, że nie zainteresowałem się jeszcze główną historią gry. Wolałem polować, grać w pokera i jeździć konno po bezkresnej prerii.
Grand Theft Auto: San Andreas
Mógłbym wymienić również "GTA V", ale to właśnie "San Andreas" jest najlepszą grą w historii tej serii. Dzisiaj, gdy patrzę na grafikę, wydaje mi się marna, ale gdy spędzałem przy tej grze wakacyjne noce przed pójściem do liceum, miałem przekonanie, że to najbardziej realistyczna gra, jaką w życiu widziałem.
Genialny scenariusz, wspaniały gameplay i mapa, która w tamtych czasach porażała rozmiarami, to wszystko sprawiło, że przez 10 lat od wydania tego tytułu przeszedłem "San Andreas" 7 razy na każdej możliwej platformie. Za każdym razem bawiłem się świetnie. Do dzisiaj moment, gdy pierwszy raz dojechałem do miasta San Fierro, wspominam jako jedną z najważniejszych chwil w mojej "growej" karierze.
Nintendo
Nie ma sensu wskazywać jednej konkretnej gry, którą wypuściło Nintendo. "Legend of Zelda", "Super Mario Galaxy 2", "Super Mario Odyssey" czy "Mario Kart", każdy kolejny tytuł Nintendo bierze to, co było dobre we wcześniejszych tytułach i jeszcze mocniej podkręca jakość. Jak oni to robią? Nie mam pojęcia, chyba po prostu ludzie odpowiedzialni za najważniejsze gry japońskiego giganta znają się na swoim fachu. Chwała im za to.