Smartfon już ci nie wystarcza? Powiem ci, czym robić zdjęcia dziecku, jeśli chcesz "coś więcej"
Zacznę może dość przewrotnie. Generalnie fotografia to… drogie hobby. I z roku na rok coraz droższe. Powód? No właśnie smartfony. Dzisiaj już mało kto ma prawdziwy aparat, a jednocześnie robimy więcej zdjęć niż kiedykolwiek.
A skoro wszyscy fotografujemy telefonami, to fotografia cyfrowa (o analogowej nawet nie wspominam) to już albo zajęcie zawodowe dla fotografów, albo naprawdę kosztowna zabawa dla amatora. Sam wydałem na sprzęt w sumie… kilkanaście tysięcy złotych. I nie, że się przechwalam, zwłaszcza że kompletowałem to wszystko przez kilka ładnych lat, a wielu rzeczy już się pozbyłem. Chodzi o pokazanie skali.
I nie, nie będę w tym tekście dowodził, że żeby robić dobre zdjęcia, potrzebujesz wyskoczyć z dwóch wypłat. Zresztą na koniec dnia to ty robisz zdjęcia swojego dziecka, a nie twój aparat czy twój smartfon. Postaram się po prostu pokazać ci szerszą perspektywę. Ale do rzeczy. Na co się przesiąść, żeby robić swojemu dziecku lepsze zdjęcia?
1. Jeśli chcesz wydać naprawdę mało pieniędzy, to… nic nie zmieniaj
I dalej rób zdjęcia swoim smartfonem. Za tysiąc złotych nie kupisz aparatu. No, znajdziesz coś używanego, sprzed kilku ładnych lat, ale po pierwsze taki sprzęt nie do końca będzie intuicyjny dla laika, a po drugie – aparaty się zużywają.
Nie zaproponuję ci więc używanej lustrzanki sprzed dekady z dużym przebiegiem (aparaty jak samochody, mają przebieg, i liczymy tu ilość wykonanych zdjęć), bo po miesiącu może się okazać, że musisz biec do serwisu wymieniać np. migawkę. To ta ruchoma część w aparacie, która otwiera się i zamyka z ogromną prędkością, aby dostarczyć na matrycę odpowiednią ilość światła. Na przykład otwiera się na jedną tysięczną sekundy.
Zostaw sobie te pieniądze i dołóż do lepszego smartfona, kiedy będziesz zmieniać telefon. Fajnie byłoby, jakby miał przynajmniej trzy obiektywy. Szerokokątny (podstawowy, to on się uruchamia, kiedy włączasz aparat w telefonie), ultraszerokokątny (fajny do robienia fotek dzieciom na wakacjach) oraz teleobiektyw – to tym robi się ładne zbliżenia z rozmytym tłem, chociaż akurat smartfony robią to przy pomocy algorytmów i często wychodzi to po prostu biednie.
2. Nie pakuj się w żadną wielką krowę
Generalnie: kilka lat temu dokonała się niemała rewolucja w świecie fotografii. Tzw. lustrzanki zastąpiły tzw. bezlusterkowce – aparaty przypominające zasadą działania bardziej właśnie smartfony, a jednocześnie pozbawione wielu komponentów znanych z lustrzanek. A przez to mniejsze i lżejsze.
Tyle teoria. W praktyce? Mój Sony A7 III waży 650 gramów, do którego przez lata uwielbiałem podpinać obiektyw typu zoom – czyli taki, w którym można obraz przybliżać i oddalać. Ten obiektyw to Tamron o zakresie ogniskowych od 28 mm (czyli w miarę szerokokątny) do 75 mm (czyli teleobiektyw). I to kolejne 550 gramów. Razem ponad kilogram.
Generalnie marki, które wymieniłem, nie są ważne, nie o to tu chodzi. Aparaty innych producentów (Nikon, Canon etc.) ważą podobnie, a obiektywy o podobnych parametrach od innych producentów (np. Sigma czy Samyang) też ważą podobnie.
Chodzi o to, że taki kilogramowy zestaw (który wcale nie jest poręczny, bo to dość duże rzeczy) po prostu CIĄŻY. Tak, na siłowni kilogramowy hantel to nic, ale kiedy cały dzień nosisz aparat, to masz po prostu dość. Czemu o tym wspominam? Bo chcesz fotografować dziecko, przypominam, że o tym jest ten tekst. I właśnie kiedy urodziła się moja córka, nagle poczułem, że coś jest nie tak.
Uwierz mi, nie chcesz biegać za swoim dzieckiem z dużym i ciężkim aparatem. Tak, fotograf na twoim weselu (albo na jakimkolwiek, na którym byłeś) to robił. Ale on nie musiał jedną ręką pchać wózka, pod pachą trzymać bidonu z wodą, a przez ramię nie miał przewieszonej torby z ciuchami na zmianę, pieluchami i innymi rzeczami, bez których strach wyjść z dzieckiem z domu. Dlatego…
3. Wybierz coś kompaktowego, ale z miarę dużą matrycą
To właśnie matryca odpowiada za jakość zdjęć. Producenci od lat mamią cię liczbą megapikseli w smartfonie, ale uwaga: nawet leciwy aparat z 12-megapikselową, ale dużą (fizycznie, chodzi o jej powierzchnię) matrycą zrobi zdecydowanie lepszą fotografię niż nowoczesny hipersmartfon ze stumegapikselową matrycą. Dlaczego? Bo matryce w telefonach są małe. Bo to telefony. Nie da się fizycznie zmieścić tam nic większego. A ilość megapikseli nie przekłada się na wielkość matrycy.
Dla przykładu: mój prywatny aparat to tzw. pełna klatka, czyli rozmiar matrycy odpowiada klatce filmu z czasów analogowych. Ma rozmiar 36x24 mm. Dla porównania nawet w najbardziej topowych smartfonach matryca najczęściej nie ma wielkości nawet jednego cala, a typowe są wartości znacznie mniejsze, np. 1/1.7”, czyli 7,6x5,7 mm. A teraz policz sobie pole i zobacz, jaka jest różnica.
A nawet jeśli już masz w miarę dużą matrycę w tym swoim telefonie (jak na telefon), to całość i tak wykłada się przez marny obiektyw (na tle prawdziwych aparatów)
Do tego momentu wszystko jest jasne? Jeśli tak, to pewnie już zauważyłeś, że odradzam ci noszenie ciężkiego aparatu, ale sam używam sprzętu z bardzo dużą matrycą. Tak wyszło, w takie coś się wpakowałem, zanim dorobiłem się córki. Ale przecież ty nie musisz powtarzać moich błędów (a ja już kupiłem mniejszy i lżejszy obiektyw), a poza tym na rynku fotografii dużo dzieje się pomiędzy telefonami z małymi matrycami a gigantami z tzw. pełną klatką.
Są też aparaty z matrycami APS-C oraz tzw. Mikro Cztery Trzecie (Micro 4/3). Te pierwsze mają rozmiar matrycy (najczęściej) 23,6x15,6 mm, a te drugie 17,3x13 mm. Są więc odczuwalnie mniejsze, dzięki czemu aparaty są zdecydowanie mniejsze oraz również stosowane do nich obiektywy.
A mniejsze równa się lżejsze i bardziej poręczne. W sam raz przy dziecku. I czegoś takiego powinieneś szukać. W końcu będziesz za nim biegać z tym aparatem.
Ten tekst nie ma być reklamą, więc nie chcę wskazywać konkretnych modeli aparatów – są zresztą całe poradniki w sieci, a ja tylko próbuję ci pokazać, czego chcesz, tylko jeszcze o tym nie wiesz. W każdym razie w przypadku matryc APS-C masz szereg propozycji czy to od Sony, czy od Canona (i wielu innych marek), a matryce Micro 4/3 to domena takich producentów jak Olympus czy Panasonic.
Sensowny aparat (z raczej kiepskiej jakości obiektywem, ale ten zawsze można dokupić później) na start kupisz w kwocie od dwóch do czterech tysięcy złotych.
4. Czy będziesz umiał używać takiego aparatu?
Oczywiście. Każdy nowoczesny aparat ma tryb auto. I tu w zasadzie mógłbym postawić kropkę, ale poza trybem automatycznym, którzy działa zupełnie jak w smartfonie, możesz wybierać między innymi trybami i samodzielnie kontrolować czas, migawkę czy otwarcie przysłony.
Nic ci to nie mówi? Nie szkodzi, nauczysz się z czasem. Bo skoro smartfon to już dla ciebie za mało, to pewnie masz właśnie zadatki na fotografa-hobbystę. A taki sprzęt będzie rozwojowy (zwłaszcza z matrycą APS-C).
5. O co chodziło z tymi kiepskimi obiektywami pod koniec punktu trzeciego?
Producenci lubią dodawać do swoich aparatów (nawet najlepszych) dość marne obiektywy. Pomijam właściwości optyczne, jeśli nie chcesz powiększać każdy piksel i sprawdzać ostrość nawet w rogu zdjęcia, to w tej materii każdy obiektyw będzie dobry – i serio, to są problemy dotyczące fotografii studyjnej, produktowej, a nie dotyczące robienia zdjęć do albumu.
Ale najczęściej te dodawane do aparatów są – jak to się mówi – ciemne, czyli ich maksymalna jasność wyrażana parametrem F jest wysoka. Im niższa ta wartość, tym więcej światła obiektyw jest w stanie wpuścić do aparatu. To właśnie też takie obiektywy produkują piękne, plastyczne zdjęcia, z pięknie rozmytym tłem. To za co się płaci fotografom duże pieniądze.
Oczywiście na start możesz zacząć z bazowym obiektywem, ale moja porada jest taka – spróbuj kupić aparat bez tzw. kitowego obiektywu i od razu weź coś lepszego. Najlepiej z F 1.8. Ten obiektyw z zestawu będzie miał pewnie F zaczynające się gdzieś od 3.5. I to naprawdę robi różnicę.
6. Kiedy taki aparat może się nie sprawdzić?
W przypadku aparatów z matrycami Micro 4/3 możesz mieć problem w nocy. Branżowo mówi się, że obiektyw może być za ciemny (czyli ten parametr F z punktu wyżej nie powala na kolana), a do tego matryca może być za mała (więc pada na nią za mało światła, które wpada przez za ciemny obiektyw i koło się zamyka).
Zdjęcia tak robione będą raczej niskiej jakości i często lepsze wyjdą... ze smartfona. Bo smartfony potrafią oszukać wiele rzeczy algorytmami, czego aparaty (raczej) nie robią. Z drugiej strony – chodzi tylko o najdroższe telefony za X tysięcy. Reszta i tak nie da rady w nocy.
Aparaty APS-C już sobie poradzą. O ile nie próbujesz robić zdjęć w kompletnej ciemności.
7. Czego unikać?
Kompaktów z gigantycznym zoomem. Na rynku nie brakuje aparatów, które z wyglądu przypominają takie typowe "lustrzanki", a jednocześnie nie mają wymiennych obiektywów, a ten fabrycznie wmontowany na stałe zapewnia nawet kilkudziesięciokrotny zoom.
Takie aparaty mają małe matryce, jak telefony. Nie zrobisz tym nic ciekawszego niż telefonem. Chyba że chcesz fotografować swoje dziecko z dwustu metrów.