Dlaczego mam nie jechać na urlop z niemowlakiem? To moje wspomnienia już się nie liczą?
Na wstępie, zanim mnie zjecie za ten tekst – tak, ja wiem, że każde dziecko jest inne. I jeśli masz problem, żeby ze swoim szkrabem wyjść na godzinny spacer po osiedlu, który nie zakończy się gigantycznym płaczem, to jestem w stanie zrozumieć, że możesz nie mieć ochoty pakować się do samolotu. Każdy egzemplarz z naszych pociech jest inny.
Ja jednak mówię o sytuacji modelowej. I często ją obserwuję wśród znajomych – fajne dzieciaki, ciekawe świata, zadziorne. A potem – starzy lecą do Hiszpanii na przedłużony weekend, dzieciak (trochę ponad roczny chłopiec) zostaje z dziadkami. Inna para znajomych odczekała kilka lat, aż im pociechy (sztuk dwie, starszy chłopiec i młodsza dziewczynka) podrosną. No tak, wcześniej i tak nie docenią widoków, a rodzice tylko się zmęczą...
Zdaję sobie sprawę, że słynne hasło – wakacje z dzieckiem to głównie zmiana miejsca opieki nad dzieckiem – jest całkiem prawdziwe, ale przecież… dokładnie o to w tym wszystkim chodzi. Bo także chodzi też o mnie.
Córka nawet doceniła, ale ja chcę mieć swoje wspomnienia
Mam nieco ponad półtoraroczną córkę w chwili, kiedy piszę ten tekst. Co do zasady – dziewczyna i tak jest trochę z przymusu nauczona podróży, bo do moich rodziców ma 150 kilometrów, a do moich teściów 300. Jedno to półtoragodzinna wycieczka autem, druga ponad trzygodzinna.
Do tej pory na "większych" wojażach byłem z nią trzykrotnie. Zaczęło się mniej więcej rok temu, jak miała raptem siedem miesięcy. Przedłużony weekend we Włoszech, Bolonia, Florencja, Piza.
Nazwijmy rzeczy po imieniu – absolutnie cudnego widoku na panoramę Florencji z Piazzale Michelangelo nawet nie odnotowała. Jej odkryciem wyjazdu były raczej włoskie słoiczki z jedzeniem dla niemowlaków – wyjazd wypadł akurat w ten dosłownie miesięczny okres, kiedy chciała je jeść. Potem nimi pogardziła. Co w sumie mnie nie dziwi. Ale to dygresja.
A potem, we wrześniu 2022 roku, były jeszcze wypad na Pomorze Zachodnie (a razem z tym do Niemiec na ichniejsze Pomorze Przednie i na wyspę Rugia) oraz do włoskiej Apulii. Karkołomny był zwłaszcza ten pierwszy wyjazd, bo oznaczał grube siedem godzin jazdy autem z Warszawy, ale młoda zniosła to chyba lepiej niż moja żona.
W każdym razie na Pomorzu Maja miała skończone dziesięć miesięcy, a we Włoszech "stuknęło” jej jedenaście. I co? Była zachwycona. Może wam się wydawać, że podróże z takim maleństwem nie mają sensu, ale młoda była absolutnie ZACHWYCONA widokiem morza. Okej, wiedziała, z czym to się je, bo latem spędzała czas w jeziorach na Suwalszczyźnie i była zaprawiona w kąpielach, ale generalnie – faza.
I tu stawiam kropkę, bo przecież w tym tekście nie chodzi o nią, tylko o mnie.
Z perspektywy czasu absolutnie każdy z tych wyjazdów wspominam doskonale i autentycznie nie wyobrażam sobie, że na którymkolwiek z nich mógłbym być bez mojej córki. To po prostu w mojej głowie nie ma sensu.
To truizm, ale każdy etap w rozwoju mojego dziecka jest wyjątkowy. Tylko czemu tak wielu rodziców chce obserwować te zmiany tylko w domowych murach? I tak jak nie będzie większej różnicy w wakacjach ze mną – przykładowo – w tym i w przyszłym roku, tak tylko raz mogę być z roczną córką na urlopie… i tylko oraz mogę być z dwuletnią. A potem trzyletnią. I w każdym z tych okresów to kompletnie inny człowiek.
Wspomniane wcześniej wakacje w Apulii (pobyt nad Bałtykiem też, ale to lepszy przykład) wspominam wręcz doskonale. Co prawda złożyło się na to kilka czynników, bo raz, że córka lubi wodę, spacery, generalnie bycie poza domem, a dwa, że była w tym unikatowym momencie, że już siedziała i była dość rozumna, ale jeszcze… nawet nie raczkowała (tak, nie spieszyła się z tym).
Innymi słowy – dni spędzała na plaży pod namiotem, konsumując brzoskwinki, okazjonalnie wyskakując z tatą do morza. Wieczorami brzegi pizzy (nie ma jak bułeczka), a że mało mobilna, to była w stanie wysiedzieć i dwie godziny w foteliku. Sielanka.
Mam z tego wyjazdu kilka świetnych wspomnień. Pierwszy moment, kiedy zobaczyła Adriatyk i wpadła w taki żywy, serdeczny śmiech. Albo kiedy siedziała w restauracji nad brzegiem morza i patrzyła w stronę horyzontu jak stary człowiek. Albo kiedy po raz pierwszy świadomie (zdarzało się jej wcześniej, ale niespecjalnie to odnotowała) jeździła w karuzeli na placu w centrum miasta. Już po zmroku, przy kolorowych światłach. Magiczny moment.
Tych chwil było sporo więcej, ale nie będę się z wami wszystkim dzielił. Nie w tym rzecz. A w tym, że każdy z tych momentów mogłem przeżyć tylko raz. Tylko raz mogła jej kibicować cała plaża, kiedy posadziliśmy ją na brzegu do zdjęć z dwoma balonami "jedynkami" (skończyła 11 miesięcy).
Mam z tego wyjazdu tonę pięknych zdjęć i tonę pięknych nagrań. Absolutnie uwielbiam do nich wracać. Dlaczego miałbym zastąpić to wspomnieniami tylko z okolic własnego mieszkania?
Nawet teraz, kiedy piszę ten tekst, wybieram do niego prywatne zdjęcia. Siłą rzecz oglądam je wszystkie. I przecież moja córka już nigdy taka nie będzie. Gdybym z nią nie wybrał się na te wakacje, nie byłbym w stanie odpowiedzieć sobie na takie proste pytanie: jaka była na wakacjach, kiedy miała niespełna rok? "Tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono" – i to dotyczy nawet tak małych szkrabów. Ale to nie tylko wiedza o mojej córce. To wspomnienia. O nich ciągle mówię i one są dla mnie tak ważne.
Podróże zaprocentują w przyszłości
I taki jeszcze bonus: tak, moja córka nie zapamięta nic z tych podróży za młodu. Ani jak z tych jak miała rok, ani z tych, jak będzie miała dwa lata, a kiedyś trzy. Ale tak z ręką na sercu – a co ty pamiętasz z wakacji sprzed kilku lat? Poza jakimiś obrazkami utrwalonymi w głowie, konkretnymi przeżyciami, miejscami?
Ale jak wiemy, podróże kształcą. I kształcą zwłaszcza takie maleństwa. Wyrabiają w nich nawyki. Twoje dziecko w wieku szkolnym chętniej będzie podróżować, jeśli złapie tego bakcyla od dziecka. Wyssie go z mlekiem matki.
Ale plusów jest więcej – nawet tak małe dziecko na wyjeździe pochłania bodźce, doświadcza nowych impulsów. Każdy z nich rozwija jego mózg. Tak, podróżowanie wprost rozwija inteligencję twojego dziecka. I wreszcie – maluch wie, że to inny czas niż codzienna rutyna, kiedy musi cię prosić o przeczytanie książeczki, kiedy ty wisisz nad laptopem na home office. Czuje się doceniony. Wakacje pogłębiają twoją więź z dzieckiem.
Czy tak samo docenione poczuje się, jak skoczysz na Zanzibar z partnerką, a je samo podrzucisz dziadkom?