"Czekam aż Alex dostanie powołanie do reprezentacji Polski". Tak wychowuje się zawodowego piłkarza
– Każdy dzień był logistycznie poukładany co do minuty. Przez kilka lat miałam swój osobisty turniej bycia wszędzie punktualną, na co dzień robiąc doktorat z logistyki – tłumaczy mama Alex Borto. Ten 19-latek to wschodząca gwiazda Premier League.
Z jego mamą Beatą, rozmawiam o tym, jak wychować młodego, zdolnego człowieka na zawodowego piłkarza, czy krzyczenie na trybunach to nie wstyd oraz jak godzić się z możliwością porażki w meczu i łzami. Na lepszą rozmowę tuż przed rozpoczynającymi się mistrzostwami w Katarze nie mogłem liczyć.
W Polsce istnieje tzw. Klub Oszalałego Rodzica. Rodzice jeżdżą na każdy mecz dzieci, krzyczą najgłośniej, ostro kibicują i często bardziej przeżywają sukcesy i porażki od swoich dzieci. Za granicą też tak jest?
Alex zawsze mnie prosi – mama tylko proszę cię, nie krzycz! Będziesz jedyna - bo Brytyjczycy siedzą faktycznie cicho na meczach młodzików. Ale nie zamierzam przestać. Mam nadzieję, że szybko zacznie grać na wielkich stadionach i będę mogła krzyczeć, ile chcę.
Na wielkich stadionach panują jeszcze większe emocje...
Najgorsze, co mnie może spotkać to usłyszenie wyzwisk na mojego syna! Nie ręczę za siebie jak wtedy zareaguję... (śmiech). Kiedy dostał powołanie do młodzieżowej reprezentacji na mecz z Kolumbią to mogłam sobie pokrzyczeć ile chciałam! Tak zdenerwowana nigdy nie byłam. Wygrywaliśmy 1:0, ale na początku drugiej połowy dostaliśmy czerwoną kartkę i graliśmy w osłabieniu, więc na tego mojego synka leciały piłki co pięć sekund! Myślałam, że zwariuję!
Na razie Alex dostał powołanie do reprezentacji USA. Jak to technicznie wygląda? Dostaje się list, wysyłają maila?
Teraz powołanie dostaje się mailowo, duża grupa kadry USA młodzików gra i mieszka w Europie. Wiem, że trener kontaktuje się z chłopakami także przez Skype.
Wolałaby Pani otrzymać mail od reprezentacji z aliasem „.pl” ?
Dla mnie na pewno byłby lepszy! Wiem, że szanse są nikłe, bo konkurencja jest naprawdę ogromna. Alex jest bardzo związany z Polską, więc jak to ostatnio powiedział w ambasadzie Polskiej w Londynie, byłby bardzo dumny mogąc zagrać z orzełkiem na piersi!
Paradoks polega na tym, że gdyby był środkowym pomocnikiem witaliby go tu wszyscy rozkładając czerwony dywan. Choć z drugiej strony: Szczęsny – rocznik ‘90 (32 lata), Skorupski rocznik ‘91 (31 lat) i najmłodszy Grabara, który zastąpił Drągowskiego rocznik ‘99 (23 lata). To może - już za cztery lata…
Alexa do bazy danych PZPN-u dodałam chyba 5 lat temu. Niestety bez konkretnego odzewu. Jest obserwowany przez PZPN w Anglii, ale do tej pory nie został powołany na żadne kadrowe zgrupowanie. Mam świadomość, że konkurencja jest przeogromna, bo w samej Anglii bramkarzy w jego wieku było 6 czy 8 grających w Premier League. W amerykańskiej drużynie jest równie trudno, chociaż może jestem nie do końca obiektywna, ale sądze, że mój syn to debeściak!
Jak przygoda Alexa z piłką się zaczęła?
Pierwszym słowem, które wypowiedział Alex nie było „mom”, „dad” czy nawet polskie „ma”, „da”, ale „ball” (z ang. piłka) – piłka. Śmieję się, że jeszcze nie umiał mówić, ale już wiedział co chce robić. Od samego początku miał charakter typowego sportowca, czego się nie dotknął, był w tym świetny. Nie ważne czy był to racquetball, tenis, ping pong czy koszykówka. Każdy trener chciał go od razu w drużynie. Można powiedzieć, że od samego początku miał do czynienia z piłką.
Tylko jeszcze nie było wiadomo jaką piłką.
Jak miał 6 czy 7 lat, że trzeba coś wybrać, bo nie dalibyśmy rady organizacyjne ze wszystkimi zajęciami dodatkowymi. A że jesteśmy rodzinnie fanami piłki nożnej to popchnęliśmy go na boisko piłkarskie.
Początkowo trenerzy nie chcieli słyszeć, że takie małe dziecko i treningi! Ogólnie, sporo było tego zamykania drogi, utrudniania lub po prostu stwierdzeń, że nie jest wystarczająco dobry...
Kiedy miał osiem lat trafił po raz pierwszy do drużyny. Jej nazwę dobrze pamiętam, „Terminatorzy”. Na tym etapie świetnie się bawił. Wtedy jeden z tych trenerów, Kolumbijczyk, wielki fan sportu, przysłał mi taki artykuł: „Czego brakuje w amerykańskim futbolu?”.
I czego brakuje?
To ciekawe jest właśnie, bo mamy dzieciaki z całego świata, możliwości finansowe, super infrastrukturę, można trenować właściwie cały czas. A wniosek jest prosty - dzieciakom brakuje po prostu pasji.
Najczęściej dzieciaki (a raczej ich rodzice) wybierają piłkę, żeby dostać stypendium na studiach. Mają mnóstwo opcji a piłka jest jedną z setek. Ten sam trener powiedział mi wtedy, że kiedy przeczytał artykuł, zastanowił się, kto z dziesiątek młodych piłkarzy, których zna, ma pasję - przyszedł mu do głowy tylko jeden.
Jak wychwycić, że dziecko ma pasję? To widać?
To, że Alex miał pasję, to za mało, to jak stwierdzić, że Ferrari ma przyśpieszenie. Pamiętam jak raz wracaliśmy z meczu – Alex umorusany w swoim stroju piłkarskim, zwrócił na siebie uwagę sprzedawcy w sklepie meblowym. Po krótkiej rozmowie, okazało się, że pan kiedyś grał w reprezentacji Palestyny jako bramkarz. Rozmowa bardzo go poruszyła, choć mnie zaniepokoiła niepewna przyszłość zawodu piłkarza. Dla Alexa planem B było zawsze granie, najwyżej w drugiej lidze.
Od tego momentu wiedzieliśmy – pełną parą jedziemy w to i wszystkie ręce na pokład.
Od razu stanął na bramce?
Nie. Przez pierwsze dwa, może trzy lata grał w polu. Później to łączył, bo świetnie strzelał gole. Ostatecznie zadeklarował się, że chce być bramkarzem w wieku 10 lat.
Ale granie w polu jako napastnik daje przyszłemu bramkarzowi ogromną przewagę. Pozwala sprawniej czytać grę napastnika. Nie bez znaczenia były też footskills. Na początku dla dzieciaka bycie bramkarzem, to jednak nuda. Zero akcji w bramce! A reszta drużyny lata za piłką bez ładu i składu...
A każdy rodzic marzy, żeby jego dziecko było drugim Lewandowskim i strzelało gol za golem (smiech).
Oczywiście, że tak. Przed tym konsultowaliśmy to z różnymi osobami w branży. Udało nam się nawet spotkać z Mateuszem Miazgą [wtedy obrońcą drużyny New York RB przyp. red.], którego prosiliśmy o radę. Powiedział, Alex musi się zadeklarować, czy chce być napastnikiem czy bramkarzem.
Nieustanne treningi to jedno, ale kariera dziecka wpływa na całą rodzinna logistykę. Alex ma brata, rodzice pracę...
Każdy dzień był poukładany co do minuty, przez długio czas byłam szoferem własnego syna.
Starszy brat Alexa trenował pływanie. Przez kilka lat wypracowałam niemozliwy system punktualności. Oczywiście cała rodzina musiała się do tego dostosować. Niesamowicie dużo pomagała nam moja mama, Babcia Marysia – i zarazem Alexa fanka numer jeden na świecie. Nie było jednak wieczoru czy popołudnia, kiedy wykończeni, przywoziliśmy Alexa z długiego treningu, żeby nie usłyszeć słowa – dziękuję. Pięknie dziękował za każdym razem i wiem, że docenia nasze poświęcenie.
W Europie piłka nożna jest znacznie bardziej popularna. Pewnie jest łatwiej.
Pamiętam sytuację kiedy przyjechał do nas trener z Fulham i musieliśmy jechać na mecz do Pensylwanii. Wsiadłam i spędziłam tego dnia kilka dobrych godzin za kółkiem. On nie mógł w to uwierzyć. "Jak to jest, że rodzice tutaj sami wożą dzieci?" - pytał mnie – "Nikt nie gwarantuje im posiłków po meczu? To jakaś paranoja" – mówił.
Nie wiem jak jest w innych klubach Anglii, ale chłopaki nawet w tych młodszych drużynach Fulham FC, maja do dyspozycji kierowców, którzy ich wożą ze szkoły i na treningi- i pewnie później do domu. Na mecze drużyny jeżdżą autokarami i maja zapewniane posiłki jak również pomoc w nauce. Tutaj jest to bardzo ciężkie.
A jako mama lubi pani oglądać mecze Alexa?
Uwielbiam! Cala rodzina zawsze jeździła na każdy jego mecz głośno dopingując! Teraz występuje w młodzikach i niestety większości tych meczów nie można oglądać live. Zawsze jednak siedzimy z rodziną na wspólnym czacie i odświeżamy co sekundę wynik meczu, wpatrzeni w komórkę. Po zakończeniu jak znamy wynik dostaję linka z video i dopiero wtedy oglądamy. Emocję wcale nie są mniejsze, mimo że znamy wynik.
To przejście z zabawy na profesjonalne uprawianie sportu przyszło szybko?
Tak, bardzo szybko.
A co z nauką?
Nigdy nie musiałam do niej namawiać Alexa. Teraz zaocznie studiuje na Coventry University i jestem z niego bardzo dumna. Zawsze musi być plan B a najlepiej jak ma się też plan C. Sport jest brutalny. Jeszcze kilka dni temu Bartłomiej Drągowski jechał na mundial, a zwichnięcie kostki, uniemożliwiło mu to.
Dla takiego młodego człowieka to dramat.
Zawsze powtarzałam Alexowi „just believe”, ale z tyłu głowy miałam świadomość, że na tych 22 młodych graczy uda się jednemu albo co najwyżej dwóm wybić. Mieszkamy w Ameryce, więc szanse na wybicie się w Europie były jeszcze mniejsze, jeśli nie zerowe. Zapisaliśmy Alexa do prywatnej szkoły, żeby łatwiej było pogodzić trenowanie, szkołę średnią zrobił już w Anglii. Dalej to nie jest łatwe, bo na mecz reprezentacji USA dostał powołanie kiedy zaczynał sesję. Uniwersytet stara się iść na rękę w takich przypadkach, ale uczyć się trzeba.
Najtrudniejszy moment dotychczas to?
Kiedy Alex nie wiadomo dlaczego został usunięty z Red Balls a miał wtedy 12 lat. Nie wiedziałam co wtedy robić. Wiadomość przyszła już po zakończeniu sezonu a tuż przed rozpoczęciem nowego. Dostałam kontakt od znajomego kolegi, Polaka, do specjalisty. A proszę mi uwierzyć, że ciężko jest znaleźć w tej branży kogoś kto nie oszuka albo nie oskubie do ostatniego dolara. Nie mieliśmy jednak wyjścia i w akcie desperacji pojechaliśmy do niego. Wtedy, pamiętam dobrze, szłam do tego trenera jak po wyrok, bo dla mnie, jako rodzica, Alex jest najlepszy i genialny i to jest bezdyskusyjne. Chociaż Alex już wtedy powtarzał mi – mamo, ty się nic na piłce nie znasz. Ale trener dostrzegł wtedy w nim to „coś’ i poprowadził go właściwie od 12 lat do samego podpisania kontraktu z Fulham. Wystarczył mu jeden trening, żeby być pewnym. Dostaliśmy listę ćwiczeń i zdań oraz instrukcji czego nie wolno robić, widywaliśmy się raz na pół roku. I już dokładnie w 13 urodziny Alexa zaproszono na zgrupwanie w Fulham, gdzie bardzo się spodobał.
A technicznie jak to wygląda? Trzynastolatek chyba nie leci sam?
Nie może. Rodzice jadą z nim. Trener młodzików w Fulham, który nota bene dzisiaj jest jednym z trenerów bramkarzy pierwszej drużyny FFC, powiedział mi, że przewija się tutaj mnóstwo bramkarzy z całego świata, ale Alex jest najlepszy. Kiedy rodzic słyszy coś takiego od trenera, ma poczucie, że wygrał szóstkę w totka. I przynajmniej raz w roku jeździliśmy do Anglii.
Na badania?
Badali go od stóp do głów. Wszystko, medycznie i pod każdym względem. Zazwyczaj tydzień, latem może 10 dni. Tam spędzał czas z drużyną, grał w nieligowych spotkaniach, trenował. I za każdym razem się sprawdzał i ponownie go wzywali. Raz miał jechać do Leicester...
Jeśli byłoby to w 2015 roku to zostałby mistrzem Anglii.
By trafił… to prawda. Ale tak miało być jak jest. I koniec. Raz też pojechał na testy do Manchesteru United i mieszkał w takim „host family” Manchesteru. A u pani Marii mieszkał wcześniej Rashford, który do dzisiaj raz albo dwa w tygodniu ją odwiedza. Ja bym chciała, żeby moje własne dzieci mnie tak często odwiedzały (śmiech). I oni razem grali sobie w karty, w UNO dokładnie. Pytam go – Alex! Wziąłeś od niego autograf, pamiątkę jakąś? - Mamo, ja jestem "professional" – usłyszałam.
Słusznie, dobre podejście to podstawa.
No tak, ale on jeszcze nie miał żadnego kontraktu ani nic.
Ale mentalność odpowiednią już tak.
Żeby było śmieszniej to on w tym Manchesterze grał w polu z dwudziestolatkami. A oni mu na koniec powiedzieli – oh my God, he’s a baller! Alex był wtedy superdumny i my oczywiście z niego też. Koniec końców swój ostatni kontrakt podpisał na początku pandemii w czasie głębokiego lockdownu ze swojego pokoju.
Prezentacji gracza nie było…
Ale i tak byliśmy najszczęśliwsi na świecie. Baliśmy się wtedy bardzo, bo Covid każdego wystraszył. A moje dziecko miało zaraz wyjechać na drugą stronę globu do obcego kraju.
Czyli dziecko wyszło z domu jak miało 16 lat, nie było myśli – pakuję wszystko i jadę z nim?
Nie mam takiej możliwości, żeby się tam przeprowadzić, mąż mieszka teraz w Niemczech, więc czasem jeździ na mecze. Prawda jest taka, że oni bardzo dbają o młodych. Alex mieszkał na początku z bardzo fajną polską rodziną, którą wcześniej poznaliśmy i zaakceptowaliśmy.
Polską? Niezły zbieg okoliczności
To nie był przypadek! Alex bardzo tego chciał, żeby mieć namiastkę domu rodzinnego. Udało nam się, bo mieszkali niedaleko kampusu treningowego. Będę im zawsze wdzięczna za pomoc.
Restrykcje w Anglii z powodu pandemii były dużo większe niż w Polsce czy Stanach.
To prawda. To było straszne. Dzieciak siedział właściwie tylko w pokoju. Nawet treningi były odwoływane. Koszmar. Nie było łatwo, ale on jest bardzo skoncentrowany na celu, na szkole, więc dał radę. Choć na pewno było mu samemu trudno. I pomimo tego, że już jest starszy to za domem tęskni. Ci młodzi chłopcy muszą być naprawdę silni psychicznie, żeby to wytrzymać.
Oprócz odległości walczycie również z różnicą czasu, to musi być bardzo trudne.
Czasami mamy spotkania z nauczycielami, z klubem, trenerami czy lekarzami, Alex dzwoni ale to czy o 1 w nocy czy w pracy na lunchu można załatwiać wszystkie sprawy. Codziennie piszę do niego o 6 rano po polsku.
Jakie jest pani największe zaskoczenie, jako mamy, jeśli chodzi o piłkę nożną?
Jak ciężka to jest praca. Alex i każdy z tych chłopaków daje z siebie wszystko od małego. Ta etyka pracy musi być w nim. Trzeba wstawać rano, lekcje odrabiać w wolnych chwilach, nieraz w autobusie w drodze do szkoły, jechać na trening, później kolejny trening i… dodatkowy trening – bo u Alexa zawsze były dodatkowe treningi.
Dodatkowy trening przed treningiem i dodatkowy trening po. On potrafił czasem cztery treningi dziennie zaliczyć.
Co roku spędzaliśmy wakacje na Florydzie gdzie mieliśmy sporo zaprzyjaźnionych trenerów… jeżeli mieli akurat czas w samo południe, nawet się nie zastanawiał i szedł trenować na parzącym piachu lub mocno rozgrzanej od słońca sztucznej trawie. Bo trzeba. Z takim zaangażowaniem i pasją trzeba się urodzić.
A jak mama piłkarza zamyka oczy i zaczyna marzyć to…
Na moment, kiedy Alex dostaje powołanie do polskiej reprezentacji.