Wyciekły zdjęcia do nowego "Indiany Jonesa". Ludzie zaskoczeni, że 78-letni facet wygląda na 78 lat

Aneta Zabłocka
Witamy w internecie! Tu nie możesz być ani gruby, ani stary. Niedawno wyciekły zdjęcia z kręcenia nowej części "Indiany Jonesa" i Harrison Ford dostał w twarz łatką "starucha". Internauci odkryli, że przez 40 lat od wydania pierwszej części filmu, aktorowi przybyło zmarszczek. W jego obronie stanął reżyser filmu James Mangold.
Wyciekły zdjęcia do nowego "Indiany Jonesa". Ludzie zaskoczeni, że 78-letni facet wygląda na 78 lat. Harrison Ford mierzy się z age shamingiem Fot. Instagram
Jeśli godzisz się na pracę w branży rozrywkowej, musisz mieć twardą skórę, bo internauci zawsze dostrzegą niedostrzegalną zmarszczkę czy mikroskopijny wałeczek tłuszczyku okalający twoje biodra.

Przez lata wydawało się, że tak drastyczny body shaming dotyczy tylko kobiet. Faceci mieli być jak wino, zachwycać powagą i ogorzałą gębą wraz z przypływem lat.
Tymczasem wyciek zdjęć do "Indiana Jones 5" stał się przyczyną wylania hejtu na odtwórcę głównej roli Harrisona Forda.


Internauci dostrzegli, że 78-letni aktor wygląda staro. No ba! Ma 78 lat, pierwszy film z udziałem archeologa detektywa wyszedł 40 lat temu, czego się spodziewali?
Po drodze nie było żadnego filmu o tym, że Indiana poszukuje źródła wiecznej młodości. Choć dbał, jak umiał najlepiej, czas zrobił swoje.

Już w nowej trylogii "Gwiezdnych Wojen" widać było po Hanie Solo, że przybyło mu lat.

"Smutne", "Indiana Jones i Świątynia Geriatrii", "Indiana Jones i powiększona prostata" - pisali w komentarzach pod zdjęciami z planu "Indiany...". Ludzie dopatrzyli się filtrów odmładzających, które mają nadać życia umęczonemu jak "duch" Fordowi. Największym zarzutem kierowanym przez przyszłych widzów nowej części "Indiany Jonesa" jest ten, że jak się aktor filmów akcji starzeje, to nie powinien już grać w filmach akcji, bo nie nadąży.

James Mangold, reżyser filmu wdał się z komentującymi w dyskusję. Jego zdaniem nie ma takiego określenia jak "gwiazdor kina akcji". To zamykanie drzwi przed innymi wyzwaniami aktorskimi. Podrzucił do rozważań rolę Clinta Eastwooda w "Gran Torino" czy Johna Wayne'a w "True Grit". Czy trzeba być zabijaką, żeby grać po 60-tce?

Harrison wielkim aktorem był i będzie. A że się starzeje? Pokażcie palcem, kto nie. Age shaming jest po prostu słaby.

Powracanie do filmów z młodości zawsze jest trudnym zadaniem. Aktor musi zmierzyć się ze sobą z przeszłości oraz oczekiwaniami fanów, nabuzowanych emocjonalnie po pierwszych częściach publikowanych dekady temu. Zarówno odtwórca głównej roli, jak i widzowie to zupełnie inni ludzie dzisiaj. Poza tym można marudzić, że stary, że to nie to samo, ale kina i tak się zapełnią.

A w sobotni wieczór nie przełączycie kanału, gdy na ekranie pojawi się Jones, Solo czy Rick Deckard. Przyciągnie was magia kina i sentymentu.