Ubiera pół "warszafki", zamienia stare kurtki w dzieła sztuki. Poznajcie Sebastiana Sagana

Aneta Zabłocka
Każdy z nas ma gdzieś na dnie szafy zagrzebaną starą kurtkę, której nie chce wyrzucać. Zamiast pozwolić jej się kurzyć, można ją podrzucić temu chłopakowi. Sebastian Sagan tworzy z jeansowych kurtek małe dzieła sztuki. Wyciąga z nich za uszy duszę właściciela i nadaje starym ubraniom nowe życie.
Sagan - ten od kurtek. Sebastian o przyszłości mody i szalonych latach 90. Fot. Sebastian Sagan
Ubiera pół "Warszafki", ale sam siedzi zaszyty na wsi na Roztoczu. Wiejski chłopak z wielodzietnej rodziny od 6 lat przerabia katany w małe dzieła sztuki. Mówi, że żaden tam z niego artysta, ale kłamie w żywe oczy. Jego moda jest wyrazista, sceniczna i sentymentalna.
Sebastian "Ten od kurtek" Sagan to cudowne dziecko lat 90-tych, które nigdy nie wyrosło z kreskówek, umiłowania do zabaw na świeżym powietrzu i "Miodowych Lat". Tworzy kurtki dla muzyków, aktorów i sportowców. Ale i zwykły zjadacz chleba może chodzić w "Saganie". Wystarczy dać mu swoją starą kurtkę, a on namaluje na niej cudo, w którym przejrzysz się jak w lustrze.


Rozmawiamy w czasie powrotu Sebastiana z warsztatu, gdzie obierał od mechanika swojego Poloneza Caro. Auto, któremu wierny jest od dzieciństwa. Rozwiń temat poloneza...

No jeżdżę polonezem. Wiesz, jak wygląda Polonez Caro?

Ba, nawet miałam.

Ja jestem zakochany, z sentymentu z dawnych lat ojciec uczył mnie jeździć na takim.

To auto ma pewnie ze sto lat (śmiech)

Nie, aż tak nie. 1993. Postanowiłem, że zrobię sobie go na tip top w tym roku.

Masz koraliki, kierownicę w pluszu?

Mam kotka z tyłu pod szybą. Nie lubię przepychu. W moich oczach to jest Porsche.

Jak stoisz na światłach, to znajdzie się cwaniak, który przygazuje i zaprasza do wyścigu?

Zaglądają. To jest tylko Polonez, więc nie poszaleje (śmiech).

Pamiętam jak my z Poloneza, przesiedliśmy się na Fiata Uno. Mniejszy gabaryt, ale wykończenie... Klękajcie narody! To był szyk! Niestety szybko okazało się, że był kradziony.

Uno... Tam było pięknie. Tapicerka we wzorki. Lata 90. to były czasy. Dzieciaki teraz nie zrozumieją tego, co my przeżywaliśmy. Kolana były zdarte, kanapki do szkoły rzucane przez okno... Ja jestem ze wsi. Nie pamiętam, żebym w domu siedziała po szkole. Przez działkę moich rodziców płynął strumyk, więc mieliśmy dużo pomysłów. Jednym z nich było oczywiście wiązanie sznurków na gałęziach i robienie prowizorycznej huśtawki tuż nad wodą. Zwykle pierwszy odważny, który próbował się bujać, wpadał do wody. Ty teraz też jesteś, choć starszy, zaszyty na wsi w swojej pracowni.

Ja jestem ze wsi, mieszkam na wsi i moją przyszłość wiążę ze wsią. Mieszkam w miejscowości Bełżec na Roztoczu. Pięknie tu. Gdyby nie moje gniazdko, które sobie tutaj uwiłem, nie robiłbym tego, co robię.

Ja mam kota na punkcie tego, co już było stare domy wsie opuszczone chaty… mam starą duszę.

To widać, także w twoich projektach. Dużo na kurtkach popkultury, ale właśnie z lat 90. Muminki, Scooby-Doo...

Lubię wracać do tych czasów i zawsze myślałem, żeby zrobić minikolekcję inspirowaną tymi latami.

Jaka była twoja stylówka w szkole średniej?

Nie wiem. Kolory, kroje, fasony zawsze dziwaczne interesowały mnie od małego. Pochodzę z wielodzietnej rodziny. Siostry zawsze mnie przebierały, szyły, coś przerabiały. Byłem najmłodszy z rodzeństwa, więc byłem dość wdzięcznym modelem. Mam 6 sióstr i brata. A jakbyś się określił? Wystrzegasz się słowa artysta. Może inne - designer, projektant, rzemieślnik?

Po prostu maluję ubrania. Z czystego rozumowania jestem projektantem, ale ja po prostu maluję kurtki.

Jak to się zaczęło?

6 lat temu. Pracowałem w Szwajcarii, ściągnęła mnie tam siostra… Tłukłem się po magazynach, szukałem byle jakiej roboty, aby zarobić. Rzuciłem, aby robić modę. Zrobiłem kurs stylisty, bo zawsze to czułem. Założyłem działalność i działałem na swoje nazwisko. To był raczej etap poznawania siebie i szukania kierunku w życiu.

Ale stylizowanie mnie nie wciągnęło. Pomyślałem o przerabianiu ubrań. Zacząłem od jednej kurtki, teraz na liczniku mam 200. Każda z nich jest inna, nigdy nie robię takich samych egzemplarzy. Pierwsze projekty trafiały na dno szafy. Wstydziłem się, każdy twórca musi przejść ten etap.

Jedną z pierwszych kurtek wysłałem do Agnieszki Pilaszewskiej, aktorki, która grała Alę w "Miodowych Latach".

Ciekawy wybór. Nie instagramerzy?

Zawsze skręcam w klimat retro. Oczywiście wychowałem się na "Miodowych..." i je uwielbiałem. Wysłałem kurtkę Agnieszce , napisała, że świetna i zaczęły się zamówienia z "Barw Szczęścia" i "M jak miłość".

Nigdy nie miałem parcia, aby wstrzelić się w konkretną osobę. To poleciało samo. Zaczął się szum. To oni zbudowali moją pewność siebie. Na początku musisz dostać uznanie od innych, aby uwierzyć w siebie. No i dochrapałeś się metki "Sagan - ten od kurtek", który ubiera gwiazdy. Czy normalsi mają u ciebie czego szukać?

U mnie nie ma "ubierania gwiazd". Każda kurtka jest wyjątkowa, zakładasz i stajesz się gwiazdą. Ludzie sami to nakręcili. "Nie stać mnie na twoją kurtkę, bo taka a taka gwiazda w niej chodzi".

Nie bazuję na nazwiskach, ale skłamałbym, gdyby nie dodawały wiatru w skrzydła temu biznesowi.

Mam nie pisać we wprowadzeniu, że ubierałeś Barona, Mroczka, Błachowicza czy Lotka Lotkowskiego?

Dla Barona tworzę na występy telewizyjne do The Voice of Poland. Na fajny głównie, żeby był efekt wow inni zamawiają na co dzień, aby się fajnie nosić.

W takim razie jak tworzysz swoje unikalne kurtki?

Tak jak dziecko uczy chodzić, tak ja uczyłem się o farbowaniu kurtek. Kurs malowania tkanin i krok po kroku. Pierwsza kurtka była raczej pobazgrana niż malowana.
W pierwszych latach miałem inny styl i mniej umiejętności, rok za rokiem doskonale technikę. Uczyłem się przez moje prace siebie. Wyprodukowanie czegoś własnymi rękami, przypodobanie się ludziom, sprawienie sobie samemu pracy, która cieszy, jest trudne. A jeszcze próba zarobienia na tym, to kolejna ciężka przeprawa.

Kupujesz kurtkę w lumpeksie albo dostajesz ją od klienta. Czy masz jakieś wymogi dotyczące materiału, na którym pracujesz?

Zawszę pracuję na kurtkach używanych i tego się nie wstydzę. Najpiękniejsze, co może być to szukanie ubrań z duszą. Znajduję używane, czasem kupuję w outletach markowych, ale rzadko. Staram się, aby moje zakupy jak najmniej wpływały na środowisko.

Kupuję takie perełki i przerabiam. Czasem radzę klientom, aby nie kupowali niczego nowego do przerobienia przeze mnie, ale przeszukali szafy. Jeśli klient wysyła mi swoją starą kurtkę, która od lat wisi w schowku, to cieszy mnie, że mogę dać jej drugie życie.

Trudno jest połączyć dusze kurtki i właściciela?

60 procent ludzi zdaje się na mnie. A inni mają konkretne pomysły. Wtedy doradzam, co można zrobić trochę inaczej, czy ich projekt jest możliwy do wykonania. Staram się unikać kiczu. Jeśli ktoś się uprze, że chce wielki napis na rękawie, plecach i kołnierzyku to zrobię i tak. Wspomniałeś o ekologicznym podejściu do mody. Czy to jest tak, że modzie będziemy dążyć do recyklingu ubrań, zamiast tworzenia nowych kolekcji?

Ja wierzę, że tak będzie. Ale właśnie to czasami tylko moda. Celebryci wrzucają na Instagrama post, że znaleźli jedną kurtkę w lumpeksie i napiszą, żeby ograniczać zakupy, a w przedpokoju już czekają cztery torby darmowych ubrań od projektanta, który produkuje w Chinach.

Jestem przekonany, że moda zacznie korzystać z tego, co już jest na rynku. Ja chcę być tym, który tworzy nowe ze starego, nawet wygrzebanego z kontenerów. Nastanie okres, w którym powiemy sobie dość i będziemy oglądali na wybiegach przerobione ubrania, które modelki nosiły 30 lat temu.

Dlatego cieszę się, gdy ktoś daje mi swoją starą kurtkę, mówi jaki ma budżet i chce, aby stworzył ubranie tylko dla niego.

A ty chodzisz w swoich kurtkach?

Szewc w dziurawych butach chodzi. Nie chodzę w swoich kurtkach. Osobiście ubieram się klasycznie. Golf, proste spodnie. Lubię modę, ale już odszedłem do mocnego wyrazu. Moje projekty są mocno sceniczne.

Jesteś skromnym człowiekiem, który robi artystyczne, przerysowane kurtki, miłym chłopcem z wioski, który ubiera gwiazdy telewizji z "Warszafki"?

Nie zawsze miły i nie ukrywam, że chcę zawojować świat tymi kurtkami. Mam cele, które chcę zrealizować. Nie jestem narcyzem, ale chcę, aby ludzie zaczęli doceniać stare rzeczy robione ręcznie, a nie masówki wypluwane przez fabryki w krajach trzeciego świata.

A nawet duże marki jak Gucci czy Armani nie będą bazowały na ekologicznej modzie. To są jednorazowe strzały. Raz na jakiś czas wyplują kolekcję z recyklingowanego plastiku, ale zaraz wracają na stare tory, bo opłaca się tania produkcja.

Masowa ilość nie może wiązać się z jakością. To jedynie kolosalne pieniądze zbijane na taniej produkcji.

W second handach są miliony ton ubrań, które mogłyby nosić nawet nasze dzieci. Ja wolę kupić jedne buty, chodzić do szewca, naprawiać mu i dawać mu pracę.

Tak samo jest z autami. O stare auto trzeba dbać, na przykład o takiego Poloneza. A możesz kupić Hondę, Renault i co roku musisz zmienić, bo się psuje albo wciskana ci jest kolejna reklama nowego modelu. Do tego dąży rynek. Nie porównuję już klimatu dziurawej kurtki z łatą na rękawie i Poloneza z sieciówką i nudnym miejskim samochodem.

Ekologia, auto, więc pytanie nasuwa się samo. Czy twój Polonez jest na gaz?

Tak, oczywiście (śmiech).