Ma na koncie wiele projektów dla słynnych marek, ale jako najważniejszy bez wahania wymienia jeden - ojcostwo i relacja z córką Lily. Jestem dyrektorem artystycznym Dawida Podsiadło, projektuje dla niego okładki, teledyski i wygląd tras koncertowych. Pracuje dla Nike'a, dla Prosto i Vistuli, wymyślił też tego śmiesznego ludzika z reklam Nju Mobile (dał mu nawet swój głos). Jak Bartek Walczuk odnajduje się w tym wszystkim? Jak łączy bycie osobą superkreatywną z codziennymi obowiązkami ojca?
Zacznijmy od tyłu – od okładki płyty "Małomiasteczkowy" Dawida Podsiadły. Ty ją wymyśliłeś. Ile znasz okładek, na których artysta stoi tyłem?
Przyznam szczerze, że nie kojarzę zbyt wielu (śmiech). Ten projekt, który zaczął się od stworzenia okładki, trwa i w międzyczasie rozwinął się w moją codzienną współpracę z Dawidem. Taki a nie inny pomysł na okładkę pojawił się dlatego, że Dawid jest artystą który, zawsze uśmiecha się szczerze, a nie grymas na potrzeby promocji.
Zaczęliśmy więc tego, że chcemy pokazać uśmiechniętego 25-latka w bardzo naturalnym ujęciu studyjnym. Pierwsza koncepcja zakładała wyeksponowanie charakterystycznych elementów Dawida, czyli uśmiechu i wąsów.
Podczas sesji zdjęciowej z Jackiem Kołodziejskim znaleźliśmy ciekawy kąt dla tego ujęcia, więc niby Dawid stoi tyłem, ale tak, że widać wąsy – i widać, że się uśmiecha. To było idealne ujęcie.
Dawid bardzo ceni swoją prywatność. Nie pragnie obecności na czerwonym dywanie. To zdjęcie ukazało go na takim etapie życia, na jakim jest teraz - jest "boom" na Podsiadłę, a on stara się zachować normalne życie. Na tyle, na ile to możliwe.
Kolejną rzeczą jest to, co jest napisaliśmy na płycie. Na tym oparliśmy całą komunikację, chcieliśmy powiedzieć, co znajduje się na albumie.
Gdy zaczynaliśmy współpracę przy tym projekcie, przyszedł do mnie menedżer Dawida, Maciek Woć, i zaczął mi opowiadać o tym, co dzieje się obecnie w muzyce pop. Potrzebowałem takiego wprowadzenia, bo taka muzyka była mi obca.
Wywnioskowałem z jego słów, że jeżeli artysta chce się ukryć, chowa się śpiewając cudze teksty. A jeżeli chce się schować jeszcze bardziej, śpiewa po angielsku.
Postanowiłem więc pójść w inną stronę. Chciałem pokazać Dawida - jego wartość jako
artysty, a więc to, że śpiewa po polsku i że sam pisze teksty. Popowe piosenki mają to do siebie, że jeśli są źle napisane, wylatują z głowy bardzo szybko, albo trafiają na listy przebojów, na których artysta nie chciałby się znaleźć. Dawid taki nie jest.
Stąd pomysł na taką, a nie inną formę okładki. Ten, kto kupuje płytę, od razu wie, co kupuje. Kiedy Dawid zobaczył nasz projekt do ręki i przeczytał to, co napisaliśmy na okładce, obaj wiedzieliśmy, że właśnie o to chodziło. Całość zabrzmiała tak, jak zabrzmieć powinna. To było prawdziwe.
Ile było koncepcji okładki, które ostatecznie odpadły?
Sześć, z nich wybraliśmy dwie. Mieliśmy bardzo mało czasu na przygotowanie całości tak, żeby zdążyć wystartować z komunikacją.
Twoja praca z Dawidem nie skończyła się na okładce płyty „Małomiasteczkowy”. Co jeszcze razem robicie?
Wspólnie pracowaliśmy przy założeniach komunikacji, od trasy koncertowej przez kiosk znany z klipu po kampanię zachęcającą dzieciaki do wzięcia udziału w wyborach. Po raz pierwszy w Polsce w otoczeniu jakiegoś artysty pojawił się człowiek, który pracuje z nim przy wszystkim, od A do Z. W Stanach taki model funkcjonuje od pół wieku, u nas do tej pory czegoś takiego nie było. Nie mogę tego pojąć. Jak to możliwe, że do tej pory nie było w Polsce tak, żeby jeden człowiek odpowiadał za wszystko, co dotyczy komunikacji danego artysty?
Okładkę „Małomiasteczkowego” znają wszyscy, ale na koncie masz ich dużo więcej. Projektowałeś między innymi dla Borixona, Pro8l3mu, Hadesa i wielu innych. Jesteś w Polsce jednym z największych specjalistów w tej dziedzinie. Wymień 5 najlepszych okładek, które widziałeś?
Ciężko będzie wybrać jedynie pięć. Fajnych okładek jest mnóstwo, ale zależy, na czym się skupiamy. Patrzymy tylko na formę czy chodzi nam też o treść? Weźmy na przykład „Nevermind” Nirvany. To klasyk, ale zarazem bardzo brzydka okładka. Ikoniczna, ale brzydka.
Lubię śledzić historie związane z powstawaniem różnych okładek. Jest np. taki artysta R'n'B, który na okładce swojej płyty siedzi na kanapie, a obok niego stoi niedźwiedź. Przeczytałem. gdzieś, że było to żywe zwierzę. Przez to ta okładka zyskuje w moich oczach. Takich historii jest mnóstwo Jeśli chodzi o polskie okładki – z całą pewnością wyróżniłbym „Widmo” Pro8l3m-u. Jeśli chodzi o zachodnie – „The Blueprint 3” Jaya-Z. Długo mógłbym wymieniać faworytów.
Czy artyści, zamawiając projekt okładki, zdają się całkowicie na ciebie?
Moje wcześniejsze realizacje były przede wszystkim związane z rapem, a w tym środowisku artyści bywają bardzo oporni, niech chcą dopuszczać innych do swoich projektów. Wolą, żeby nikt się do tego nie mieszał, ale jednocześnie – żeby im się podobało. To myślenie na na szczęście odchodzi.
Uważam, że każdy powinien robić to, na czym się zna najlepiej. Rozumiem, że to artysta nagrywa płytę, ale ja przecież ja nie poprawiam mu wersów. Musi pojawić się zaufanie między nami. Bez tego nic się nie uda.
Masz na głowie stałą współpracę z Dawidem Podsiadłą, do tego dochodzą zlecenia od znanych marek. Realizujesz duże projekty, a przy tym też jesteś ojcem. Jak dajesz radę tym wszystkim zarządzać?
Zawdzięczam to mojej córce, Lily. Jej narodziny zmieniły moje życie. Przede wszystkim nauczyłem się, że muszę kończyć projekty, a nie zostawiać je na później. Przed narodzinami córki mogłem przerwać pracę, pójść pobiegać, zacząć jakiś inny projekt albo zrobić sobie kolejną przerwę. Teraz przyjąłem zasadę, że dopiero gdy zamknę jeden temat, sięgam po kolejny.
Mam też to szczęście, że moja córka pięknie śpi w nocy. Nigdy nie miała z tym problemu. Dzięki temu mogę pracować nad projektami także wieczorami czy nocą.
Praca w nocy, wiesz jak to brzmi...
Jestem pracoholikiem. Mam 5 prac – oprócz rzeczy, które robię w agencji 180Heartbeats, realizuję też wiele innych projektów – choćby takich jak bycie dyrektorem artystycznym Dawida Podsiadły. Gdyby nie córka, ciężko by było nad tym panować. To ona nauczyła mnie, jak mądrze planować pracę.
Wymień 3 rzeczy, z których jesteś najbardziej dumny?
Pierwszy sukces, ten najważniejszy, to moja córka Lily. To najwspanialszy projekt, będę nad nim pracował przez wiele lat. Wierzę w to, że na końcu będę z niego mega dumny.
Druga rzecz to sukces zawodowy. Udało nam się wygrać przetarg na obsługę marki Nike i od ponad 5 lat pracujemy dla niej w Polsce i w krajach sąsiednich. To super osiągnięcie.
Trzecia rzecz będzie pewnie dla ciebie zaskoczeniem, bo mało osób o tym wie. To ja jestem pomysłodawcą kampanii Nju Mobile, a także głosem tego żółtego ludzika. To też dla mnie duże osiągnięcie. Zaczynając ten projekt nie przypuszczałem, że to będzie taka mega rzecz.
Miałeś takie projekty przez które nie spałeś w nocy?
Tak jest zawsze. Wydaje mi się, że po tylu latach mam już doświadczenie i lekkość projektowania i potrafię robić parę rzeczy jednocześnie, do tego na porównywalnym poziomie. Często jednak jest tak, że po oddaniu projektu ciągle o nim myślę. Coś bym jeszcze dodał, coś dokleił, dorobił, coś zmienił. To nie do końca zdrowe i fajne, ale tak po prostu mam.
Nie powiedzieliśmy o jeszcze jednej twojej zajawce. To typografia. Dlaczego akurat wymyślanie i projektowanie liter tak bardzo cię kręci?
Nigdy nie potrafiłem dobrze rysować, zawsze mi coś nie wychodziło, albo perspektywa była niewłaściwa albo postać miała dziwne czoło (śmiech). Zdecydowanie bliżej mi do geometrii, do marginesu czy światła. Poszedłem więc w tę stronę. Jestem samoukiem w tej dziedzinie, ale uważam, że mam wyczucie do liter.
Jesteś też znany z tego, że dużo biegasz. Co ci to daje? I nad czym myślisz podczas treningów?
Po pierwsze i najważniejsze, bieganie pomaga mi w utrzymaniu zdrowia na odpowiednim poziomie. Zawsze byłem fanem basketu, ale nie mam czasu na to, żeby ustawiać się z ziomkami, bo każdy z nas ma swoje życie.
Bieganie jest solo, więc przynajmniej raz na dwa dni staram się znaleźć godzinę na trening. Traktuję to jako formę oczyszczenia. Czasami podczas biegania myślę o projektach, a czasami po prostu nie myślę o niczym, chcę odpocząć. Dzięki bieganiu schudłem 25 kilogramów. Same zalety.
Zbierasz sneakersy? Wymień najcenniejsze okazy.
Zajawkę na buty złapałem głównie ze względu na pracę dla Nike'a. Jestem fanem klasyki, tej którą dzieciaki się teraz nie jarają. Ogromną wartość mają dla mnie na przykład pierwsze Air Maxy. Zabawne, że kiedyś stało się po nie w kolejce, a teraz już nie. Dzięki temu dziadkowie tacy jak ja mogą pójść do sklepu i spokojnie je sobie kupić.
Fajne jest też to, że moda całkowicie się pozmieniała, teraz każdy może kupić sobie takie buty, na jakie ma ochotę. Kiedyś tego po prostu nie było, nie mieliśmy dostępu do takich marek jak Gucci czy Louis Vuitton. Dzisiaj możesz po prostu pójść po nie do salonu.
Opowiedz o współpracy z Nike. Co dla nich robisz?
Pól współdziałania jest kilka. Pierwsze to agencja. Wygraliśmy przetarg na obsługę Nike'a i odpowiadamy za to, co ta marka robi w internecie. To ciekawa praca, sporo wyzwań, ale ja to lubię.
Projekt pudełek na buty Nike'a to mój prywatny projekt, który oczywiście zaczął się dzięki agencji. Jednak pomysł, projekt i wykonanie to moja ciężka praca.
Zrobiłem też dla Nike'a mural, byłem również jedną z twarzy kampanii kierowanej do biegaczy. Firma szukała ludzi autentycznych, którzy mogliby motywować innych. Zostałem wybrany jako jeden z nich. To miłe.
Robiłem też dla Nike'a filmy – o biegaczu Pattym z Amsterdamu czy o Robercie Lewandowskim. No, ale tego wszystkiego nie byłoby, gdyby nie agencja.
Dlaczego ktoś, kto pracuje dla wielkich brandów, siedzi w Polsce, a nie w Londynie czy Nowym Jorku?
Kiedyś miałem taki pomysł, żeby wyjechać z Polski, ale urodziła się córka i zrozumiałem, że muszę być tutaj.
W dzisiejszych czasach projekty możesz robić z dowolnego miejsca. Może kiedyś stanie się tak, że wyjedziemy za granicę, ale teraz jestem zadowolony z tego, co mam – fajną pracę i dom, miejsce, do którego zawsze mogę wrócić. Życie na walizkach nie jest wcale fajne.
Podobno będziesz współpracował z producentem kultowych polskich butów Sofix. Co planujecie?
Robimy razem model butów, bardzo klasyczny. To będzie połączenie mojego stylu graficznego z jednolitym klasycznym stylem Sofix. Powstanie typowy "but ojca", w którym można śmigać do pracy, do kościoła i gdzie tylko sobie wymarzysz. Taka była koncepcja. Premiera już wkrótce, ja już je zresztą widziałem.
Porozmawiajmy o zabawkach. Jak na nie reagujesz? Patrzysz i myślisz - kto to zaprojektował?!
Mam kilka spostrzeżeń w tym temacie. Gdy zostajesz ojcem, dowiadujesz się, że noworodki widzą tylko dwa kolory – czarny i biały, a do tego wszystko widzą odwrócone. Potem patrzysz na te wszystkie kolorowe zabawki i zaczynasz się zastanawiać, kto to projektuje?
Z drugiej strony, masz takie marki jak Lego. Wydaje się, że to firma analogowa, oldschoolowa, która nie będzie w stanie wejść w świat cyfrowy. Potem układasz z dzieckiem klocki i okazuje się, że po ich ułożeniu możesz odpalić aplikację w telefonie i dzięki temu zabawa trwa dalej. To jest super, że można to wszystko połączyć.
Kupując rzeczy dla córki zwracasz uwagę na to, by były praktyczne czy raczej interesuje cię design?
Można obie te rzeczy połączyć. To nie syrop który, żeby był skuteczny, musi być niedobry. Jestem fanem czerni, uważam, że dzieci w czarnym wyglądają przepięknie i dostojnie. Kiedy jednak patrzysz na wózki dziecięce latem, widzisz żółte, niebieskie, laguna blue... Okropność.
Zastanawia mnie to, dlaczego ludzie kupują takie brzydkie rzeczy? Często pada odpowiedź, że to dla dziecka. Tylko że dziecko ma to w nosie w jakim wózku leży, a ty chodzisz po mieście z brzydkim wózkiem. Czemu wybieramy to, co brzydkie?
Czego uczysz się od córki? Czego ona od ciebie?
Staram się pompować w nią abstrakcyjne, kreatywne myślenie. Dzieci często pokazują nam, że są rzeczy na które nie zwracamy uwagi. Pewne rzeczy zacierają się nam w głowie, stają się klasykami. Wtedy dziecko mówi coś, co uświadamia ci, że można wszystko zrobić inaczej.
Dzięki dziecku przypominasz sobie o drobiazgach, które potrafią cieszyć. Mega rozczula mnie, kiedy moja córka, wychodząc z przedszkola, biegnie do mnie i krzyczy "Tata!". Nie spodziewałem się, że to może tak bardzo oddziaływać na człowieka.
Układamy razem klocki, gramy w kolory, rysujemy i dużo czytamy. Czas poświęcony dziecku, jakkolwiek go nie spędzasz, to zawsze świetny czas.
Lily nauczyła mnie też tego, że nawet gdy jesteś już trupem i nie masz już siły, zawsze znajdziesz w sobie energię na kolejne trzy godziny zabawy, jesteś gotów zrobić wszystko, czego chce twoje dziecko starając się przy tym, żeby nie zauważyło, iż padasz na twarz.