Aby poczuć bezsens istnienia wystarczy jeden ruch palca. Doomscrolling to plaga XXI wieku

Kacper Peresada
W tygodniach, gdy moje dzieci są u mnie w domu, po ich położeniu spać, kładę się sam w łóżku i biorę do ręki telefon. Najczęściej oglądam na nim rzeczy, które mnie nie dotyczą. Sprawdzam Instagrama, przeglądam Twittera, czytam teksty na Reddicie, szukam rzeczy, które pobudzą mój obolały łeb albo na tyle mnie znudzą, że w końcu zasnę. Rzadko kiedy się to udaje. Bo im więcej patrzę na smutne historie, tym trudniej mi później zasnąć. Myślę o wszystkim, co się może wydarzyć złego w moim życiu, co się może spieprzyć w mojej rodzinie i dołuję się w ten ultra masochistyczny sposób.
Wciąż czytasz negatywne wiadomości? Oto czym jest doomscrolling fot. Priscilla Du Preez / Unsplash

Czym jest doomscrolling?

Okazuje się, że moje zachowanie nie jest niczym dziwnym. Zresztą nie jest też niczym nowym. Myślenie o tym, jak wszystko w twoim życiu może się nie udać, nie wiąże się w końcu z internetem. Jednak w dzisiejszych czasach jest czymś o wiele łatwiejszym. Czarnowidztwo bowiem nie opiera się jedynie na tym, co narodzi się w naszych głowach. Jest powiązane z tym, co widzimy na ekranie.

Czytaj też: Te "żarty" nastolatków są jak pocałunek śmierci. Rośnie nam pokolenie przepełnione nienawiścią

Przez lata wykorzystywanie sieci do perwersyjnego posypywania ran solą określane było mianem doomsurfing. Teraz zyskało nowocześniejszą nazwę – doomscrolling. W końcu, aby poczuć bezsens istnienia, wystarczy, że nasz kciuk zrobi szybki mały ruch, abyśmy odkryli kolejne poziomy smutku.


Scrollowanie przed snem zmieniło się w ostatnich latach. Wcześniej większość z nas odpalała telefony i szukała plotek na temat ulubionego muzyka, patrzyła czy w nowej grze znaleziono jakieś easter eggi albo czytała o sporcie. Teraz wielu woli raczej skupiać się na nieudanej walce z koronawirusem, ograniczaniu naszych praw obywatelskich i powolnym rozpadzie polskiej gospodarki.

Twój telefon to sposób na depresję

Rzeka negatywnych informacji, które otrzymujemy, nigdy się nie kończy, a my uwielbiamy się w niej kąpać. Dlaczego? Między innymi dlatego, że mamy nadzieję, że gdzieś za rogiem być może znajdziemy jakiś przebłysk nadziei, w końcu ilość wiadomości, które możemy otrzymać na naszych telefonach, jest nieograniczona.

Naukowcy wyjaśniają, że tego typu zachowanie jest naturalne. Wynika z ludzkiej potrzeby ułożenia sobie wszystkiego i zrozumienia otaczającego nas świata. Wierzymy, że przeglądając kolejne informacje, jesteśmy w stanie odnaleźć jakąś sensowną narrację, która wyjaśni nam, co się dzieje w naszym życiu. Niestety, prawda jest taka, że taka narracja nie istnieje.

O tym, że media społecznościowe mogą mieć negatywny wpływ na zdrowie psychiczne, wiemy od lat. Niedawno pisaliśmy o tym, jak algorytm, którego celem jest przyciąganie nas na jak najdłuższy czas do komputerów, wybiera często szkodliwe dla młodych ludzi treści, wiedząc, że to one ich najlepiej przyciągną do ekranów.

Tak samo jednak działa również w naszym wypadku. Wiedząc, że chcemy więcej czytać o umieralności ludzi na Covid, problemach na tle rasowym w Stanach i ograniczeniu praw kobiet w Polsce będzie nas zasypywał tymi informacjami.

Na chwilę zapomnieć o otaczającym nas świecie

Doomscrolling jest problematyczny zwłaszcza w okresie lockdownu. Nie jesteśmy w stanie spotykać się ze znajomymi i dyskutować na temat otaczającej nas rzeczywistości. Jedyne co otrzymujemy, to kolejne doniesienia, że nasz kraj nie daje sobie rady z pandemią. Niedługo zaczną padać kolejne firmy, nasza praca jest zagrożona, a do tego rząd ma nas gdzieś.

To poczucie smutku i beznadziei nie jest tylko i wyłącznie winą mediów i społecznościówek. Prawda jest taka, że ludzie z natury wolą zwracać uwagę na negatywne informacje. Problemem jest fakt, że ciągłe otaczanie się tego typu wiadomościami, chociaż czasami może mieć pozytywne edukacyjne skutki, w dłuższym czasie może doprowadzić do stanów lękowych i depresji.

Patrząc na media społecznościowe nietrudno nie mieć ambiwalentnych uczuć. W końcu to właśnie dzięki nim jesteśmy w stanie pozostać w kontakcie w trakcie pandemii. Ale z drugiej strony to właśnie przez nie co chwilę jesteśmy informowani o kolejnych tragediach, które wydarzyły się w ciągu ostatnich kilku minut, gdy nie mieliśmy telefonu w ręce.

Odłożyć telefon, przynajmniej na chwilę

Oczywiście potrzeba bycia poinformowanym nie jest niczym dziwnym. Jednak musimy nauczyć się rozróżniać czy konieczność patrzenia na ten święcący się prostokąt wynika z chęci edukacji, czy podświadomego masochizmu, który jeśli dodamy do niego wszystko, co się wydarzyło w 2020 roku, z łatwością może doprowadzić nas do mentalnego wypalenia.

Więc może warto się po prostu zastanowić. Czy gdy kładziemy się do łóżka, na pewno potrzebujemy tej kolejnej godzinki w internecie, aby być pewnym, co się wydarzyło smutnego w otaczającym nas świecie? A może lepiej na chwilę o wszystkim zapomnieć. I tak przed tym nie uciekniemy. A świat się skończy i bez naszej wiedzy.