To, że internet to niebezpieczne miejsce wiemy od lat. Rodzice przypominają sobie nawzajem, że musimy pilnować dzieci, ponieważ na każdym kroku czai się pornografia, przemoc i agresja. To, o czym często nie myślimy to fakt, że internet bez nadzoru może wywołać o wiele bardziej negatywny wpływ na nasze dzieci – stworzyć pokolenie nienawistnych ludzi, którzy opierają swoją osobowość na niechęci do odmienności – a zaczyna się najczęściej od "głupich żarcików".
Wzrost zainteresowania prawicową demagogią, rasistowskimi poglądami i homofobicznymi, jak i mizoginistycznymi przekonaniami w dużym stopniu jest powiązany z siecią. Najlepszym tego przykładem jest oczywiście 4Chan. Forum, którego wielu użytkowników szczyciło się swoim ironicznymi podejściem do wszystkiego. W którym żarty o wyższości białej rasy, o nienawiści do homoseksualistów czy niechęci do kobiet były na porządku dziennym.
I początkowo były tylko tym – żartami bandy nastolatków, którzy chcą szokować swoimi opiniami. Jednak z czasem ich wypowiedzi coraz rzadziej były ironiczne. Powtarzane przez kolejne fale użytkowników, zatracały powoli "żartobliwość" i stawały się czymś, w co młodzi ludzie wierzyli.
Algorytm, który uczy nienawiści
W interesującym dokumencie Netflixa o social mediach, "The Social Dillema", twórcy zdecydowali się mieszać wywiady osób związanych z Facebookiem, Googlem i Twitterem z wyreżyserowanymi historiami, które służyły za przykłady tego, jak na ludzi wpływają te serwisy.
Jedną z nich był przykład młodego chłopaka, który na jakiś czas zerwał z siecią. Facebookowy algorytm, aby podtrzymać jego zainteresowanie, musiał wiec sugerować mu niusy i fanpage’e, które jak najbardziej by go zainteresowały. W jego feedzie pojawiały się więc miejsca mocno związane ze światem fake newsów.
Portale, które nakręcały spiralę komentarzy i lajków, zarazem przedstawiały użytkownikom otaczający świat w krzywym zwierciadle. Facebook bowiem, chociaż twierdzi, że stara się walczyć z kłamstwami na swojej platformie, ma zarazem świadomość, że najbardziej klikalne tematy to te, które pobudzają ludzi. A nikt nie chce czytać o tym, że protest kobiet przebiegł spokojnie. Wolą wierzyć, że doszło do bójek i ataków na policjantów.
W ten sposób media społecznościowe tak często są idealnym miejscem do otrzymywania kłamliwych niusów, które wielu nieuświadomionych odbiorców uznaje za prawdziwe. A to dopiero początek drogi.
Incele, alt-right i internet
Kilka miesięcy temu pisaliśmy o ojcu, który starał się pomóc swojemu synowi przestać być incelem. Incele są najczęściej młodymi mężczyznami (chociaż wiek tu nie ma znaczenia), którzy wciąż mają przed sobą inicjację seksualną. Żyją w przekonaniu, że dziewictwo nie jest ich winą.
W ostatnich latach grupa ta staje się coraz większa i popularniejsza, właśnie przez internet. Faceci skupieni w swojej nienawiści do kobiet spotykają się na Reddicie, Wykopie czy Facebooku i wyjaśniają sobie nawzajem, dlaczego kobiety są złe. Dla młodych użytkowników, którzy trafiają na tego typu grupy, jest to pocałunek śmierci. Przez brak wiedzy i innych wzorców, wierzą, że obce osoby z sieci mają rację. I skoro tysiące innych facetów przeżywa to samo co oni, zapewne wiedzą, o czym mówią.
Incelstwo jest jednak wyższym poziomem wtajemniczenia. Zaczyna się najczęściej niewinnie – na memowych stronach, które co jakiś czas zażartują z czyjegoś koloru skóry, feminizmu czy faktu jego pochodzenia. Gdy nastolatek trafia do tego typu miejsc, zaczyna szukać informacji o nich na własną rękę. Wyszukuje niusy na temat BLM, walki o równouprawnienie kobiet czy imigrantów.
A te niestety często pokrywają się z obrzydliwymi żartami, które widział kilka dni wcześniej. Użytkownicy wykorzystujący statystyki bez kontekstu, często stworzone w taki sposób, aby potwierdzać nieprawdziwe tezy, co umacnia go w przekonaniu, że świat jest tak naprawdę inny, niż się wydaje.
Od mema do rasizmu
A im więcej tego człowiek szuka, tym algorytm Google'a i Facebooka chętniej podrzuca tego typu informacje. Jest to zaklęty krąg, z którego trudno się wyrwać. Ponieważ firmy wiedzą, że najważniejsze jest przykuć nas do ekranów. A skoro chcemy czytać o tym, że imigranci to źli ludzie, właśnie tego typu posty zobaczymy. Posty, które będą przez nas uznane za warte naciśnięcia. W ten sposób firmy kradną nam perspektywę, możliwość zobaczenia drugiej strony. Dla nich więcej obejrzanych video i przeczytanych artykułów to więcej zobaczonych reklam i większy zarobek.
Dla młodego umysłu to zabójstwo i straszliwe ryzyko. Ponieważ człowiek zaczyna widzieć wszędzie wokół siebie potwierdzenie kłamstw. I zaczyna sam w nie wierzyć. Stając się wydmuszką, dla której czarni to mordercy, kobiety dewastują pomniki, a najbardziej uciemiężeni są tak naprawdę biali faceci.
W świecie internetu nie ma najczęściej obiektywnego wyszukiwania. Jest algorytm, który pomaga nam znaleźć informacje, które będą nam najbardziej odpowiadać.
Dlatego, chociaż może się to wydawać oczywiste, musimy umieć pilnować naszych dzieci w sieci. I nie chodzi mi o 8-latków, którzy przymuszają cię do oglądania kretyńskich filmików na YouTubie. Mówię o kształceniu młodych ludzi, nastolatków, którzy z łatwością mogą wpaść do świata, który na zawsze ich zmieni i skrzywi.