"Mam dość włamywania się do damskiego kibla, by przebrać moje dziecko! Jestem ojcem, nie intruzem"

Kacper Peresada
Otrzymaliśmy dzisiaj list czytelnika, który bardzo nas zaciekawił. Proszący o anonimowość adresat postanowił rozprawić się w nim z seksistowskim podejściem do ojców i brakiem udogodnień dla mężczyzn z dziećmi w przestrzeni publicznej. Chodzi przede wszystkim o to, gdzie umieszcza się przewijaki.
List od czytelnika: Nie jestem facetem z dzieckiem, jestem ojcem. Mam dość mizandrii! fot. Pexels / Helena Lopes
Drodzy Państwo,

Od zawsze chciałem być ojcem. Uważałem, że to najbardziej ekscytująca rzecz, jaka może spotkać człowieka. Gdy moja żona zaszła w ciąże odliczałem z niecierpliwością dni, aż w końcu będę mógł się nazwać tatą. Po narodzinach mojego syna to ja spędzałem z nim większość czasu.

Po prostu nigdy nie zależało mi na pracy i karierze, wolałem siedzieć w domu i zajmować się tym chłopakiem. Jednak dla świata moje podejście jest dziwaczne i odczuwam to na każdym kroku.

Pokój matki z dzieckiem to seksistowski znak z przeszłości

W co drugim centrum handlowym, gdy muszę przewijać mojego syna, błądzę w poszukiwaniu pokoju "matki z dzieckiem". W końcu nie daj Bóg, ktoś mógłby pomyśleć, że do takiego pokoju, aby przewinąć dziecko albo nakarmić je mlekiem, mógłby wejść ojciec.
Za każdym razem, gdy podchodzę do wind, które znajdują się przy kładkach w Warszawie, widzę oznaczenie, które pokazuje osobę w sukience pchającą wózek. Nigdy nie ma niej mężczyzny, jakby to tylko kobiety były odpowiedzialne za pchanie swoich szkrabów na spacerach. Facet zawsze pewnie może wnieść wózek swoimi męskimi łapami.


Jeszcze nigdy w miejscach, w których toalety nie są koedukacyjne, nie spotkałem się, aby w męskiej znalazł się przewijak. Zawsze jestem zmuszony do przebierania mojego dziecka w wózku, ponieważ gdy tylko spróbuję wejść do damskiej toalety, narażam się na oburzone spojrzenia i głosy.

Nie raz musiałem stać jak sęp pod drzwiami damskiego kibla i czekać, aż wyjdzie z niej ostatnia kobieta, aby móc wbiec w pośpiechu i przebrać rocznego brzdąca. A i tak, gdy wychodziłem z niego, trzymając w rękach dzieciaka, widziałem zgorszone spojrzenia kobiet i mężczyzn. Czuć się jak włamywacz, który musi w pośpiechu ukrywać się przed innymi, tylko dlatego, że chcę, aby jego dziecko nie musiało mieć na sobie osikanych majtek.

Wiem, że dla wielu osób to może i bzdurne problemy. Ale to właśnie takie małe rzeczy powodują, że od najmłodszych jesteśmy nauczani, że mężczyźni, gdy chodzi o rodzicielstwo, to gorsi i mniej znaczący ludzie. Zarazem stawiamy przed kobietami zadania, w których muszą pokazać, że spełniają pokładane w nich oczekiwania, że to one będą odpowiedzialne za dziecko i to one zapewnią mu szczęśliwe życie. Mam już tego dość.

Tata, jak małpa w zoo

Od zawsze gdy wychodziłem do parku, na ulice, spacerowałem po mieście, często ludzie postrzegali mnie jako dziwaka. Nie miałem im tego za złe, ponieważ systemowy seksizm w stosunku do ojców i matek nie jest niczym nowym. Wielu ludzi widzi facetów, jako tych, którzy mają zarabiać, a kobiety, jako te, które mają się opiekować.

W niektórych reakcjach słyszałem pozytywne zaskoczenie. Jak to? Facet zajmuje się dzieckiem? To wspaniałe, wyjątkowe, bo przecież nie jest to normalne. I chociaż oczywiście łechtało to moje ego, zarazem się wkurzałem, bo bycie ojcem nie jest niczym wyjątkowym. Jest po prostu moim zadaniem, jako dobrego człowieka.

Nie miałem jednak pretensji do ludzi. Wkurzało mnie raczej wszystko to, co spowodowało w nich takie postrzeganie facetów. Media od zawsze pokazują tatusiów, jako pierdoły, które nie radzą sobie w życiu. Nieważne czy są to durne programy w telewizji, czy seriale komediowe, tatusiowie są śmieszni w swojej nieporadności, w swoim braku odpowiedzialności. W przestrzeni publicznej ojcowie są niczym.

Matki są za to śmieszne, ponieważ umieją uratować każdą sytuację, jako istoty stworzone do bycia matką.

Nie ma znaczenia kobieta czy mężczyzna, jesteśmy po prostu rodzicami

Chce, aby ludzie oceniali mnie przez pryzmat tego, jakim jestem rodzicem. A nie faktu, że mam penisa i dziecko. Chce, żeby moja żona nie musiała martwić się oceniającym wzrokiem innych, tylko dlatego, że tysiąc lat temu ktoś stwierdził, że to właśnie baby muszą zajmować się bachorami, a ona na przykład nie ogarnia. To nie jest tylko nie fair w stosunku do mężczyzn, to jest szkodliwe dla każdej kobiety w Polsce.
I nie wystarczy o tym, tylko mówić. Trzeba działać. I chociaż może te zmiany są minimalne i dla wielu nieznaczące, to jestem pewien, że wielu ojców się ze mną zgodzi. Głęboko wierzę w równouprawnienie, wierzę, że tak jak powinien się zmieniać język, aby być mniej męskocentryczny, tak przestrzeń publiczna i to, jak przedstawiamy rodzicielstwo, powinno być bardziej inkluzywne dla facetów takich jak ja.

Dlatego, chociaż może jest to wrzeszczenie starego człowieka na chmury, mam nadzieję, że ten list spowoduje jakieś małe zmiany. Zrozumienie dla drugiego człowieka i koniec ze stereotypami.

Zerwijmy najpierw te durne naklejki! To może będzie dobry początek.