"Raz w miesiącu. I bez przekonania". Jak faceci "wychodzą" z martwych sypialni

Kacper Peresada
Chociaż często oziębłość w małżeńskim jest postrzegana jako żart, który powtarza się w telewizji, w wielu wypadkach jest on niestety faktem. Z czasem dbanie o stronę fizyczną związku może okazać się trudniejsze, niż się wydawało na samym początku. Jest to problem, z którym muszą mierzyć się zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Rozwiązanie nigdy nie jest łatwe, zwłaszcza że dla wielu osób jest to nadal temat, o którym boimy się rozmawiać.
"Czułem, że nie jestem dla niej wystarczająco dobry." Jak faceci radzą sobie w martwych sypialniach fot. ROMAN ODINTSOV / Pexels
– Moja żona nie wierzy, że moje potrzeby fizyczne są tak samo ważne, jak te psychiczne – opowiada mi Michał, który jest w związku małżeńskich od 10 lat. – Nasz syn ma w tym momencie 7 lat i jestem już na skraju wytrzymałości, muszę coś z tym zrobić, ale nie wiem co.
Michał podkreśla, że nie chce porównywać różnic między tym, jak wyglądał ich związek, gdy dopiero randkowali, z tym, co teraz przechodzą. Z drugiej strony przyznaje, że ten stereotyp idealnie pasuje do jego sytuacji.

Kiedyś kobieta, którą nadal kocha, pożądała go i starała się, aby ich życie seksualne było ekscytujące. Teraz gdy w końcu uda im się ze sobą przespać, wszystko wydaje się nudne i wtórne.


Seks raz w miesiącu. I bez przekonania

– Nie chodzi o to, że oczekuje wielkich fajerwerków, ale mam wrażenie, że gdy jesteśmy w łóżku, wszystko po prostu się dzieje, jakbyśmy stali obok – podkreśla. Przyznaje, że sytuacja ta mocno ciąży mu na psychice. Trudno jest czasami wyjaśnić, że aspekt fizyczny związku może zniszczyć też relację pod względem mentalnym.

Czuję się przez to nieatrakcyjny. Jest mi źle ze sobą. Zakładam, że coś zrobiłem nie tak, że może zestarzałem się i po prostu wydaje jej się brzydki – zastanawia się Michał.

Dodaje, że przez całe życie uważał, że jest kimś, kto stara się, aby jego partnerka była zadowolona z ich wspólnie spędzonego czasu. Jednak w ostatnich miesiącach jej zainteresowanie jest tak niskie, że Michał zaczyna wątpić też w to, czy w ogóle jest znośnym kochankiem.

Przyznaje, że boi się rozmawiać o tym ze swoją żoną. Wie, że nie powinien uciekać od takich tematów, ale gdy je podnosi, jej odpowiedź odnosi się najczęściej do konkretnych sytuacji zamiast do ich całej relacji. Ma świadomość, że przecież nie będzie w stanie jej nakłonić do seksu rozmową. – Jeśli tego nie chce, to nie wiem, jak miałbym to zmienić.

Szukanie pomocy

Przyznaje, że w rozmawiał z wieloma znajomymi, którzy przechodzili przez podobne problemy. Większość z nich starała się odpowiadać żartami, które tak chętnie powtarzane są przez kolegów w trakcie małżeństwa. Niektórzy na szczęście naprawdę próbowali pomóc, zamiast tylko komentować z przymrużeniem oka. W ten sposób Michał został skierowany na terapię. Nie dla par, ale dla samego siebie, aby ktoś pomógł mu w zrozumieniu drugiej strony.

– Pamiętam, że czułem się niedoceniany, że czegoś mi brakowało i zamiast mi współczuć, znajomy spytał, czy moja żona jest szczęśliwa – opowiada Kuba. Gdy był w podobnej do Michała sytuacji, również wskazywał jedynie na swoje potrzeby, na to, że on jest niezadowolony z sytuacji, w której się znalazł. Nie myśląc o samopoczuciu kobiety, z którą był.

– Była to niezbyt przyjemna świadomość, bo zawsze myślisz, że jesteś tym super facetem, który nie jest taki, jak inni, ale gdy przychodzi co do czego, nagle niczym się nie różnisz od reszty – podkreśla. Kuba przyznaje, że rozmowy z przyjaciółmi bardzo mu pomogły, zwłaszcza gdy jeden z nich zaproponował mu znajomego terapeutę, z którym mógłby się spotkać.

Może to ty jesteś problemem

Początkowo Kuba myślał, aby zacząć od terapii par, ale z czasem uświadomił sobie, że problem wcale nie musi wynikać z tego, kim dla siebie są z żoną. A raczej z tego, kim on się stał w ostatnim czasie.

– To, co zmieniło dla mnie wszystko, to fakt, że uświadomiłem sobie jedną rzecz. Tak naprawdę nie potrzebowałem, aż tyle seksu. Po prostu byłem przyzwyczajony do postrzegania siebie przez pewien pryzmat, który z czasem się zmienił – Kuba zrozumiał, że nie jest tym samym chłopakiem, którym był, gdy zaczęli być parą ze swoją żoną. Udało mu się połapać, że nie musi się trzymać tego wyobrażenia, kim powinien być, jak miałby się zachowywać i jak jego relacja powinna wyglądać.

Przyznaje, że rozwiązanie tego typu konfliktów zaczyna się od rezygnacji z własnego ego. Nie można zrzucać winy na drugą stronę, nie można od niego uciekać. Trzeba go przegadać i spróbować, aby poszło to w dobrą stronę. – Czasami to wynika nawet ze sposobu, w jaki ludzie radzą sobie ze stresem. Dla jednych jest to sposób na zakopanie problem, na znalezienie ukojenia i sposób połączenia się z kimś bliskim.

Z drugiej strony istnieją ludzie, którzy gdy odczuwają stres i problemy w związku, mogą postrzegać bliskość jako naruszenie ich osoby. Jako okłamywanie się, że wszystko jest w porządku, gdy tak naprawdę nie jest.

Kuba przyznaje, że przez długi czas nie docierało do niego, że jego problem to ich problem, którego to on może być powodem. – Prawda jest taka, że większość facetów, którzy narzekają na te sytuacje nie myślą o najprostszym rozwiązaniu. Żeby porozmawiać z drugą osobą, nie o samym kontakcie fizycznym, ale o wszystkich aspektach związku, które mogą mieć wpływ na jego zamieranie.

Seks to tylko jeden z symptomów

Obaj mężczyźni przyznają, że to z czym wielu z nas sobie nie radzi to ze zrozumieniem złożoności związków. Zwłaszcza jeśli chodzi o ich naturę fizyczną. Możemy udawać, że jesteśmy „woke” i szanujemy kobiety, ale wielu z nas nadal ma przestarzałe postrzeganie tego, czym dla drugiej osoby może być seks. I nie jest to oczywiście problem, który dotyczy tylko mężczyzn, ale również kobiet.

Kuba podkreśla, że seks był tylko symptomem tego, z czym musieli sobie poradzić razem z żoną. I przez ostatnie lata pracują nad tym, aby on, jak i inne problemy zostały zaleczone.

Koniec końców rozwiązanie tego problemu jest jedno. Idźcie na terapię, a nie czytajcie opinii innych ludzi w internecie.