Byłem na wirtualnym koncercie. To całkowicie nowe doświadczenie, ale oczekiwałem czegoś innego
Lato to czas koncertów i festiwali, ale wiemy już, że ten rok będzie inny. Koncertów nie ma, artyści nie przyjeżdżają do Polski. Są inne sposoby na to, żeby zobaczyć występ ulubionego artysty? Tak, ale to nie to samo.
Są jednak ludzie, którzy o pewnych rzeczach dowiadują się ostatni. Ja do nich należę. Zobaczyłem na Facebooku informację o zbliżającym się koncercie Cave'a, więc oczywiście kliknąłem, że jestem zainteresowany, bo przecież KUPIĘ SOBIE BILET.
Znajomi patrzyli na mnie jak na wariata albo jak na człowieka, który wygrał los na loterii. W pewnym momencie jeden z nich wypalił z religijnym niemal zachwytem: idziesz na koncert Cave'a? Ja na to: oczywiście, tylko muszę kupić bilet. Gdyby śmiech mógł zabijać, nie pisałbym dzisiaj tego tekstu.
Czytaj też: Koncerty drive-in, jak w Mcdonaldsie. To nowy trend, tak wkrótce mogą wyglądać festiwale muzyczne
To było trzy lata temu, chęć zobaczenia występu Cave'a we mnie nie osłabła. Po drodze zdarzyła się jednak pandemia. Nawet gdybym chciał jeździć za Nickiem po Europie (odpowiedź: nie chciałbym, bo jestem leniwy), to i tak nie było o czym mówić, bo mieliśmy lockdown. Czasem jednak dzieje się tak, że gdy ty nie możesz pójść na Cave'a, on przychodzi do ciebie.
Muzyka z telefonu
Mamy rok 2020, w którym ludzie nie mogą chodzić na koncerty, a artyści - wystepować. Pojawiły się rozmaite pomysły ad hoc - koncerty w formie live'ów na Instagramie, występy na Twitchu. Powiedzmy sobie jednak - to nie to. Oglądanie koncertu na Instagramie brzmi jak jedzenie lodów nożem i widelcem, czyli jest bez sensu.W najbliższych miesiącach raczej nie możemy się spodziewać, że pandemia ustąpi, w USA jest w rozkwicie, więc artyści muszą znaleźć sposoby na to, jak koncertować i zarabiać pieniądze w tym trudnym okresie. W taki sposób dochodzimy do wyjaśnienia tajemnicy tego, jak w ubiegły czwartek znalazłem się na występie Nicka Cave'a.
Fot: Zrzut ekranu z koncertu Nicka Cave'a w aplikacji Dice.fm
Występ Cave'a odbył się w londyńskim Alexandra Palace. Wnętrza budynku zaaranżowano w obłędny sposób wedle zasady "less is more" - ogromna pusta sala, kameralne oświetlenie, a na środku fortepian. I, muszę to powiedzieć, było to obłędne wizualnie doświadczenie. Problem tkwił gdzie indziej.
Koncert wirtualny: przyszłość rozrywki?
Pójście na koncert to święto. Rezerwujesz czas, upewniasz się, że nikt niczego od ciebie nie chce, czekasz wiele tygodni, a potem razem z innymi fanami przez półtorej godziny jesteś w swoim ulubionym świecie.W przypadku koncertu wirtualnego jest zupełnie inaczej - brakuje celebracji i koncertowego nabożeństwa, za którym wszyscy tęsknią. Jesteś na kanapie w domu, masz w ręku telefon i po prostu o określonej godzinie odpalasz aplikację, by dołączyć do wydarzenia.
Fot: Zrzut ekranu z koncertu Nicka Cave'a w aplikacji Dice.fm
To nie wina Nicka Cave'a, jego występ w Alexandra Palace, był wizualnym i muzycznym popisem, do którego przyzwyczaił fanów. Cave dodał do tego coś ekstra, bo był to występ solo, jedynie z towarzyszeniem fortepianu, niezwykle intymny, wręcz prywatny.
Niestety, były też wady: to nie był koncert live, a jedynie nagrany wcześniej spektakl z cyklu "światło i dźwięk". W każdej chwili można było nacisnąć pauzę i przerwać występ, a potem wznowić odtwarzanie - albo przewinąć, by posłuchać jeszcze raz ulubionego utworu.
Fot: Zrzut ekranu z koncertu Nicka Cave'a w aplikacji Dice.fm
Po tradycyjnym koncercie zostają ci wspaniałe wspomnienia, zdarte gardło i trwała utrata słuchu. Po koncercie wirtualnym odkładasz telefon i wracasz do sprzątania czy robienia dzieciom kolacji. Szczerze mówiąc, oczekuję czegoś więcej.