Byłem mężczyzną prasującym. Teraz jestem wolnym człowiekiem, bo nie prasuję ubrań. Oto dlaczego

Andrzej Chojnowski
Drogie panie, wiem, co teraz sobie myślicie. Mężczyzna, który prasuje, to w domu skarb. To zarazem postać mityczna, jak Yeti, jak wyborca PO-PiS-u, jak człowiek, który przeczytał wszystkie książki Olgi Tokarczuk.
To może być ostatni raz, gdy widzisz to urządzenie. Wszystko zależy od ciebie. Fot: Marcos Ramírez/Unsplash
To ja, tyle że ten dawny. Gdyby ułożyć obok siebie wszystkie wyprasowane przeze mnie koszule, spodnie, bluzy, swetry, wyszedłby z tego pas długi i szeroki jak Trasa Łazienkowska.

To jednak było, zanim zdałem sobie sprawę, jak idiotyczne jest to zajęcie i jak bardzo marnuję przez to czas. Pewne rzeczy robi się, bo tak robią wszyscy. Tak jest z prasowaniem. Prasujesz, bo… inni też prasują. Tyle że to nie ma sensu. Im szybciej to zrozumiesz, tym szybciej poczujesz wolność.

Prasowanie: sztuka dla sztuki

Największą bzdurą zaś jest prasowanie ubranek dziecięcych. To też robiłem. Gdy Kamil Pivot nagrał płytę „Tato Hemingway” i wypuścił do niej jeden długi teledysk, w którym wyłącznie prasuje ubrania dzieci, poczułem, jakby to było o mnie.
Nie liczę poparzeń, nie liczę, ile dziur w podłodze mam przez spadające żelazko. Nie liczę, w ilu miejscach spaliłem dywan, zrzucając na niego rozgrzane żelazo. To wszystko nieważne, teraz liczy się tylko ulga, którą czuję, gdy zdam sobie sprawę, że już tego nie robię.


Czytaj też: Ludziom znudziło się posiadanie dzieci, są na to twarde dane. To co, giniemy jako gatunek?

Prasowanie to czynność bezsensowna. Ma sens tylko w jednym przypadku: wyprasowany przez siebie ciuch oprawiasz w ramki, a następnie całość wieszasz na ścianie, by patrzeć, jaki masz zajebisty skill w prasowaniu. To jedyna sytuacja, gdy żelazko ma jakiekolwiek sensowne zastosowanie.

Prasowanie to sztuka dla sztuki. Rozgrzewanie kawałka metalu po to, by jeździć nim po kawałku materiału. Byle nie za bardzo, bo ciuch się spali.

Nienawiść was wyzwoli

Nie tylko nie prasuję, ale też nawracam ludzi na nieprasowanie. Was też nawrócę. Uwaga, zaczynam:

Mamy lato, a latem bardzo fajnie nosi się len. To bardzo lekka tkanina, do tego przewiewna. No, ale dodajmy jeszcze – len zajebiście się gniecie.

Każdy, kto kiedykolwiek próbował prasować, a potem nosić, coś lnianego, w lot pojmie bezsensowność tej czynności. To tak idiotyczne, jak wtaczanie głazu pod górę, jak promocja wina podczas Oktoberfest. Len jest pomięty zanim w ogóle zdążysz go założyć. Jeśli jakaś tkanina lubi trollować ludzi, to jest to właśnie len. „Amelinium, tego nie pomalujesz”. No właśnie, a lnu nie wyprasujesz. Koniec, kropka.

Dlatego latem kupcie sobie spodnie z lnu. Albo lepiej, kupcie koszulę, bo to jest udręka przy prasowaniu. Znienawidzicie tę czynność, ale będzie to nienawiść, która was wyzwoli. Ciuchy z lnu są wiecznie pomięte i nikt nie czyni z tego zarzutu, a zatem dlaczego reszta rzeczy z waszej szafy też nie może być pomięta?

Dlaczego coś, co wygląda, jakby żarły to psy z wścieklizną, jest powszechnie akceptowane, tylko dlatego, że wykonano to z takiej, a nie innej tkaniny? To pytanie może wydać się błahe w sytuacji, w której wciąż nie mamy odpowiedzi na ważniejsze pytania ("jak powstrzymać globalne ocieplenie", "kto zabił Tupaca", "którą drużyną grać w Fifie"), ale warto je sobie zadać.

Nie prasuję: świadomy wybór

W takim razie, co nosisz, „non-iron”? – zapytał kolega z nadzieją w głosie. Nic bardziej błędnego. Wygląda to tak: wkładam daną rzecz do pralki, potem ją z niej wyjmuję i suszę, a gdy wyschnie, zakładam. To tak proste, jak składanie mebli z Ikei. Jak gotowanie wody na herbatę. Jak wymyślanie pasków w „Wiadomościach” TVP.

Sprzedam wam prosty lifehack: jeśli wszystkie wasze rzeczy są pogniecione, wyglądają spójnie, harmonijnie i nie ma zgrzytu. Jeśli na prasowanie spodni poświęciliście bity kwadrans, ale zapomnieliście o koszuli, nie ma rady, będziecie wyglądać jak ofiara. Konsekwencja przydaje się zawsze, także, gdy chcesz zerwać z prasowaniem.

W 2020 roku nie sposób uciec od tematu globalnego ocieplenia klimatu, więc ja też nie chcę od niego uciekać. Prasowanie, a więc zużywanie energii po to, by założyć rzecz, która wróci do stanu pierwotnego pięć minut później, gdy wsiądziecie do samochodu, jest nie tylko bez sensu. Jest po prostu szkodliwe.

Dobrą kuracją odwykową w tym wypadku może być patrzenie na brzydkie rzeczy. Na przykład na elektrownię w Bełchatowie. Wygląda ona tak:
Elektrownia w BełchatowieFot: Morgre/CC BY-SA 3.0
Pomyślcie sobie, że za każdym razem, gdy włączacie żelazko, jakiś facet bierze łopatę i dorzuca węgiel do pieca. Za każdym razem, gdy prasujecie cały kosz ubranek dziecięcych, do pieca w elektrowni w Skierniewicach wjeżdża wagon węgla.

W dzisiejszych nieciekawych czasach powinniśmy zwracać uwagę nie tylko na to, co kupujemy, ale też, w jaki sposób zużywamy energię. To też świadomy wybór. Pognieciony ciuch nie zmieni świata, mniejsza emisja zanieczyszczeń do atmosfery zmieni go z całą pewnością.

No, a teraz wyciągnijcie z szafy jakieś lniane wdzianko i niczym się nie przejmujcie. Jest lipiec i życie jest piękne.