Sami nie umieją nawet zdecydować, co zjeść na obiad. W taki sposób coaching zmienia się w nałóg

Aneta Zabłocka
Co jeść? Co czytać? Dokąd pojechać na urlop? Z kim iść na randkę? Czego się uczyć? Tego uzależnienia nie ma jeszcze na żadnej oficjalnej liście, ale wystarczy porozmawiać z coachami i trenerami, by zrozumieć, że niektórzy ich klienci uważają, iż każdą decyzję w życiu trzeba zaplanować i przedyskutować. Tak jest, ludzie potrafią się uzależnić nawet od dobrych rad.
Fot: Oscar Söderlund/Unsplash
– Miałam kiedyś klienta, który dopytywał, czy powinien kupować bambusowe szczoteczki do zębów, bo chciał być bardziej eko – mówi Monika, która od lat pracuje jako coach. Jej specjalność? – Kariera i relacje – odpowiada.

Od tego samego klienta dostała również pytanie o to, która szkoła będzie odpowiednia dla jego dzieci, bo według niego one również miały być miarą jego sukcesu.

– Inny klient nie radził sobie w kontaktach z kobietami – dodaje moja rozmówczyni. – W ogóle miał problemy z relacjach z ludźmi. Uznał, że będzie mi wysyłał screeny swoich rozmów na Tinderze, żebym pomagała mu umawiać się na randki.


– Czasami mam wrażenie, że moi klienci traktują mnie jak usługę "6 w 1" – dodaje Monika. – Chcą, żebym była psycholożką, trenerką, przyjaciółką, doradczynią i modelką, bo czasami chcą zrobić sobie zdjęcie, by pochwalić się przed znajomymi, że "pracują nad sobą" – śmieje się.

Życie musi być doskonałe

W czasach, w których nieustannie dążymy do ideału pod każdym względem, usługi osób, które mogą podpowiedzieć, jak osiągnąć upragniony stan, stały się niezwykle poszukiwane. Media społecznościowe codziennie uczą nas, że każdy aspekt życia musi być doskonały. Jeśli ktoś chce mieć pięknie zarysowane mięśnie brzucha, idzie do trenera personalnego, który przygotowuje dla niego plan treningowy. A jeśli chce błysnąć świetnie poukładaną karierą i życiem? Wtedy idzie do coacha.

Według amerykańskich obliczeń tamtejszy rynek usług "coachów" wart jest ponad miliard dolarów rocznie i dynamicznie rośnie. W Polsce to jeszcze nie jest ta skala, ale dorobiliśmy się lokalnej ekstraklasy ekspertów, którzy zamożnym klientom pomagają wyciągnąć więcej z życia.

Czytaj też: Nie robi się biznesu z przyjaciółmi, bo można stracić i znajomych, i kasę. Te historie to przestroga

W kilkuletniej karierze moja rozmówczyni spotkała wiele przypadków mężczyzn, którzy uznali, że jej rady mogą być sposobem na rozwiązanie właściwie każdego problemu życiowego.

– Kiedyś doradzałam specjaliście od marketingu, który panicznie bał się, że jego kariera stanie w miejscu. Miał obsesję samorozwoju. Nawet gdy planował wakacje, próbował ułożyć je tak, by mógł przy okazji zaliczyć jakiś kurs albo spotkać się z kimś, kto mógłby mieć wpływ na jego kwalifikacje – opowiada Monika. – Wysyłał mi oferty kursów, a także zdjęcia miejsc, które chciałby odwiedzić na urlopie. Prosił, żebym doradziła mu, czy są odpowiednie, biorąc pod uwagę, jakie cele dotyczące jego kariery przyjęliśmy.

– Cieszy mnie, gdy moi klienci realizują to, co zaplanujemy, ale zdarza się, że przesadzają. Pan od wakacji ze szczegółami relacjonował mi swoje wyjazdy i opisywał jakie eksponaty widział w muzeach – opisuje Monika.

Wśród jej klientów był też szef agencji reklamowej, który wysyłał jej zdjęcia książek i opracowań, które zamierzał przeczytać, by wzmocnić swoje zdolności przywódcze. – Prosił mnie też o pomoc w wyborze odpowiedniej dla niego diety pudełkowej – śmieje się.

Co założyć, z kim pójść na randkę

– Jeden z klientów po kilku spotkaniach postanowił rzucić pracę, a potem żałował tej decyzji. Miał pretensje, że to przeze mnie stracił stanowisko – opowiada Monika. – Chciał, żebym zadzwoniła do jego szefa i wyjaśniła, że to ja namówiłam go do rezygnacji z pracy.

Monika stara się trzymać dystans z klientami, żeby nie tracić obiektywnego spojrzenia na ich życie, ale w długotrwałych relacjach zdarza się, że niektórzy za bardzo zaczynają wierzyć w jej pomoc, zapominając przy tym, że to oni są odpowiedzialni za swoje decyzje.

– Moja praca polega na wyznaczeniu celów, które opracowuję razem z klientem. Potem staram się wpłynąć na zmianę nawyków i pokazać, w jaki sposób może pomóc większa samoświadomość – tłumaczy Monika.

– Zasadą coachingu jest to, że ja nie podpowiadam. Zadaję pytania, a decyzję musi podjąć osoba, z którą pracuję. Tylko że łatwo tu popaść w uzależnienie. Bywa tak, że klienci zaczynają brać moje pytania za odpowiedź i rozwiązanie jakiegoś problemu – mówi Monika.

– Niektórzy polegają na mnie we wszystkich kwestiach, od tego, z kim pójść na randkę i co założyć na rozmowę o pracę po decyzję dotyczącą wyboru miejsca na chrzciny dziecka. Gdy z kimś długo pracuję, trudno mi odmówić. Tym bardziej że niektórzy, gdy słyszą odmowę, stają się nerwowi i grożą zerwaniem współpracy.

Coach to nie psychoterapeuta, nie będzie grzebał w życiu klienta. To też nie doradca zakupowy czy zawodowy. – To bardzo częsty przypadek, że ten, kto przychodzi do mnie, oczekuje psychoterapii – mówi moja rozmówczyni. – Nie mogę całkowicie odciąć się od tego, co klient chce mi powiedzieć. Nawet jeśli są to tematy, które kwalifikują się na spotkanie z terapeutą.

– Wiele osób skacze od coacha do coacha. To najczęściej ludzie w biegu, chcą przemyśleć swoją drogę życiową, zanim zrobią jakiś krok. Zdarzało się, że klienci po jednym spotkaniu znikali, by powrócić po roku z tymi samymi problemami.