Historia jak z filmu: rozmawiamy z ojcem, który odebrał poród syna w aucie w centrum Warszawy

Aneta Zabłocka
Niektórzy ojcowie boją się być przy porodzie. Życie bywa jednak nieprzewidywalne, czasami nie masz wyjścia, musisz działać, bo twoja partnerka rodzi, a do szpitala jeszcze daleko. Nie wiesz co robić, nie jesteś położną, ale nie ma czasu na wymówki. Musisz dać radę, bo jeśli nie ty, to kto?
Fot: archiwum prywatne
O tej historii z Warszawy było głośno w całej Polsce: dziecko przyszło na świat w samochodzie w środku miasta. Jego rodzice pędzili do stołecznego szpitala z jednej z podwarszawskich miejscowości, ale na przeszkodzie stanęły poranne korki w centrum miasta. Zamiast w szpitalu, poród odbył się w samochodzie. Rolę położnej z konieczności odegrał ojciec, a potem cała trójka dojechała do szpitala w Śródmieściu.

Tyle wiadomo z mediów. A jak ten dzień zapamiętał bohater całego wydarzenia? Dotarliśmy do ojca, który odebrał poród syna w samochodzie na poboczu warszawskiej Wisłostrady.


Czytaj też: Faceci na sali porodowej: „Boje się, że zobaczę coś takiego, po czym przejdzie mi ochota na seks”

– Prędzej umiałbym opatrzyć urwaną rękę, niż odebrać poród – mówi Piotr. Jest zawodowym żołnierzem. – W jednostce nie robili nam szkoleń z porodów – śmieje się.

Piotr mieszka z rodziną w podwarszawskim Legionowie. Dwa dni temu, gdy zaczęła się akcja porodowa, a jego żona, Kasia, poczuła pierwsze skurcze, oboje ruszyli do szpitala przy ulicy Karowej w Warszawie.

– Pytałem żonę kilka razy, czy jest pewna, że to już, bo nie chciałem zbyt wcześnie alarmować rodziny. Na tym etapie nie było jednak paniki. Kasia zdążyła się wykąpać, jeśli dobrze pamiętam to nawet zrobiła makijaż – dodaje.

– Mam do siebie pretensje, bo po drodze do szpitala mijaliśmy patrol "drogówki". Mogłem poprosić o eskortę, ale pojechałem dalej. Tymczasem okazało się, że na trasie był wypadek. Utknęliśmy w korku, a wtedy moja żona zaczęła krzyczeć, że czuje główkę dziecka – relacjonuje Piotr.

Zadzwonił do szpitala, by zapytać, co robić w takiej sytuacji. Kazano mu czekać na karetkę, ale ambulans nie nadjeżdżał. Piotr zaczepił patrol policji i poprosił o pomoc, ale policjanci zignorowali tę prośbę.

– Zjechałem w boczną uliczkę. Podkuliłem żonie nogi i chwilę później urodził się nasz Kuba. Nie miałem nawet chwili na zastanowienie, zadziałałem instynktownie – relacjonuje Piotr.
Fot. archiwum prywatne
– Po porodzie nakryłem syna pieluszką. Przestraszyłem się, bo pępowina była owinięta wokół szyi. Synek nie ruszał się zbyt energicznie, ale w sumie nie miałem pojęcia, jak powinny wyglądać prawidłowe reakcje noworodka po porodzie.

– Karetki się nie doczekaliśmy – opowiada bohaterski ojciec. – Pępowinę przecięto dopiero w szpitalu. Gdy dojechaliśmy na miejsce, byłem roztrzęsiony, ale położne chwaliły nas za świetną akcję. Syn jest zdrowy, dostał 10 na 10 możliwych punktów w skali Apgar – opowiada Piotr.

– Jestem teraz na urlopie, wziąłem wolne ze względu na narodziny syna. Wypoczynek i noworodek w domu, te rzeczy się wykluczają – żartuje. – Takiego rozpoczęcia urlopu się nie spodziewałem.