"Jak nokaut". Pierwsze 24-godziny w życiu każdego ojca to wszystko naraz: euforia, lęk i niepewność

Aneta Zabłocka
Zaczyna się zawsze tak samo: na świecie pojawia się człowiek całkowicie zależny od ciebie. Nagle wszystko jest nowe, a ty musisz błyskawicznie oswoić się z tą rzeczywistością. Jesteś wykończony, skołowany i nie masz pojęcia, co cię czeka. Wiesz jedno, będzie inaczej.
Fot: Heike Mintel/Unsplash
Niby miałeś 9-miesięcy na to, żeby przygotować się do roli ojca, ale każdy ojciec wie, że to zdecydowanie za krótko, by przeżyć tę życiową rewolucję bez uszczerbku.

Trzymasz noworodka na rękach, widzisz, że jest mały i niezbyt piękny, zupełnie inny niż sobie wyobrażałeś. W dodatku powiedzmy to szczerze, w dużym stopniu jesteś niepotrzebny. Dziecko śpi, jego mama śpi, a tymczasem twój umysł pracuje na najwyższych obrotach, bo co teraz? Zapytałam doświadczonych ojców, jak zapamiętali pierwszą dobę po narodzinach pierwszego dziecka.

Tomek, ojciec 4-letniej Zosi i półrocznej Michaliny

– To był imponujący wachlarz uczuć i emocji. Miłość, lek, radość, obawa, błogość, niedowierzanie, duma, nadzieją, spełnienie i tak w kółko – wylicza Tomek. Na swoje pierwsze dziecko czekał do 46. roku życia. Wiódł kawalerskie życie, które za chwilę miało się diametralnie zmienić.


– Trzęsły mi się ręce, nie mogłem się na maleństwo napatrzeć i pamiętam, że wystraszyłem się pierwszej kupy – opowiada. Do tego Tomek zemdlał w czasie porodu. – Moja żona wszystkim do dzisiaj opowiada, jak walczyła ze skurczami i musiała jednocześnie podnosić ponad 100-kilogramowego faceta z podłogi. Było mi wtedy wstyd.

Czytaj też: Faceci na sali porodowej: „Boje się, że zobaczę coś takiego, po czym przejdzie mi ochota na seks”

Gdy wrócił do domu po narodzinach swojej pierwszej córki, martwił się, czy wszystkie badania wypadną dobrze. Siedział i gadał do psów, tłumaczył im, że niebawem w domu pojawi się nowa lokatorka.

– One już wcześniej wyczuły, że coś się zmienia, ale wolałem je uprzedzić – śmieje się.

Krzysztof, ojciec 10-letniej Mai

– Starałem się nie myśleć o tym, co będzie i pamiętam, że dużo spałem. Mój brat, który już był wtedy ojcem, powiedział, że skoro ludzie pierwotni ogarniali ojcostwo, to znaczy, że dzieci nie są takie delikatne i nie zrobię im krzywdy.

– Wmawiałem sobie, że dziecko nic nie zmieni w moim życiu. Nie organizowałem "pępkowego", po prostu spotkałem się z kolegami, wypiliśmy trochę, pogadaliśmy i już.

– Brzydziłem się przecięcia pępowiny, ale próbowałem zagadać moje strachy i w związku z tym ciągle żartowałem – mówi. – Umowa z moją ówczesną partnerką była taka, że nie będę zmieniał pieluch, bo nie dawałem rady, prawie wymiotowałem. Nie byłem w stanie powstrzymać tego odruchu. Z czasem udało mi się to opanować, ale przez pierwsze dni unikałem tematu kupy jak ognia.

– Trudno nawiązać kontakt z kimś, kto ciągle płacze – mówi bez ogródek, wspominając pierwsze godziny ze swoją córką. – Po prostu próbowałem nie przeszkadzać.

Piotr, ojciec 11-letniej Ani, 4-letniego Szczepana i 2-letniego Wojtka

Poród pierwszego dziecka był dla niego jak jazda bez trzymanki. Nie mógł być na sali porodowej, został wyproszony przez lekarzy, bo zabieg był skomplikowany. Spędził kilkanaście godzin na krześle pod salą.

– Pamiętam, że siedziałem na korytarzu z kolesiem i obaj paliliśmy papierosy. Nagle w tle zaczęło płakać dziecko. Facet trącił mnie, bo przysypiałem, i powiedział, że chyba to moje – wspomina Piotr.

– Ucieszyłem się, że moja córka ma żółtaczkę i z tego powodu zostanie z mamą dłużej w szpitalu. Tak strasznie bałem się, że wrócą do domu i zaczną się te wszystkie zmiany – wspomina.

– Tak naprawdę w ogóle nie byłem przygotowany do bycia ojcem, bo na to nie można się przygotować. Nie masz bladego pojęcia, jak to będzie. Dopóki dziecko nie pojawi się w domu, odsuwasz od siebie tę świadomość.

Piotr mówi, że pierwszy dzień bycia ojcem minął monotonnie. Próbował być pomocny, choć nie wiedział, czy jego pomoc jest w ogóle potrzebna.

– Ten pierwszy dzień składał się głównie z gotowania, sprzątania i snu – śmieje się. – W szpitalu nie czułem się potrzebny.

Michał, ojciec 5-letniego Szymona i 4-letniego Maćka

Michał nie miał czasu, żeby zastanawiać się, jak będzie wyglądać rola ojca. W czasie porodu dowiedział się, że opieka nad noworodkiem spadnie w całości na niego. W czasie akcji porodowej okazało się, że jego żona dostała wylewu po podaniu znieczulenia. Straciła przytomność na 4 dni.

– Jakbym miał mało stresu związanego z tym, że dziecko się rodzi, prawda? – żartuje. – Pamiętam, że zastanawiałem się, co dalej. Jak nakarmić dziecko? Pierwsza kupka, przystawiane do piersi na wpół przytomnej partnerki, dokarmianie butelką... To była jazda bez trzymanki.

Pomocna okazała się kobieta z łóżka obok w szpitalu. Wzięła na siebie kwestię karmienia. Michał miał się zająć resztą.

– To jak chrzest bojowy, nie miałem czasu zastanawiać się, co dobrze robię, a co źle, bo musiałem po prostu przewijać mojego syna, rozbierać do badań, a potem ubierać, nosić, gdy płakał, pilnować, czy wszystko z nim dobrze – wspomina. – Dzisiaj, gdy o tym myślę, to ciesze się, że tak wyszło, bo wszedłem w temat z marszu i od razu poczułem się tatą.