To nie jest dobry moment na powrót piłki nożnej, powinniśmy poczekać. Chcecie meczów? Grajcie w Fifę

Kacper Peresada
Bill Shankly, słynny angielski trener, powiedział kiedyś, że "piłka nożna to nie sprawa życia i śmierci, to coś o wiele ważniejszego". Chociaż fani futbolu lubią powtarzać to zdanie, musimy zrozumieć, że w obecnej sytuacji jest ono kompletną bzdurą. Nic nie liczy się bardziej niż bezpieczeństwo i życie ludzkie.
Fot: Saumya Rastogi/Unsplash
Od początku kwarantanny powtarzałem, że byłoby o wiele łatwiej siedzieć w domu, gdyby w telewizji leciały mecze piłkarskie.

Obserwowanie facetów uganiających się po boisku za piłką z pewnością pomogłoby mi w odciągnięciu uwagi od pandemii i od tysiąca ograniczeń, które narzucono Polakom.

Jednak to, że w sobotę, 16 maja o godzinie 15:30, na boiska w Niemczech wybiegną piłkarze pierwszej i drugiej Bundesligi, uważam za błąd. Chociaż cieszę się, że piłka nożna wróci na ekran mojego telewizora, mam przekonanie, że nie powinna.

Wielu z nas wydaje się, że rozumiemy, na czym polega pandemia koronawirusa. Bądźmy jednak uczciwi: informacje, które docierają do nas z mediów czy od lekarzy są dla większości niezrozumiałe.


Dostajemy kolejne sprzeczne sygnały na temat tego, jak walczyć z wirusem. Z tego powodu wiele osób coraz chętniej słucha bzdurnych teorii spiskowych i zakłada, że niosą one odrobinę prawdy.

Czytaj też: Chcecie piłki nożnej w telewizji. Mecze wrócą, ale przekonacie się, że bramki to nie wszystko

Danny Rose, piłkarz Tottenhamu, powiedział w rozmowie z BBC, że według niego nie powinniśmy w ogóle rozważać o powrocie meczów ligi angielskiej do momentu, gdy liczba chorych w Wielkiej Brytanii będą na naprawdę niskim poziome. - Ryzykujemy ludzkim życiem - podreślił Rose.

Rząd brytyjski nie przejmuje się takimi apelami, jego przedstawiciele zasugerowali, że piłkarze Premier League wybiegną na boiska prawdopodobnie już w czerwcu. Na czerwiec, jako moment wznowienia rozgrywek, wskazują też władze La Liga.

Pytanie, które powinniśmy sobie postawić, brzmi: czy naprawdę warto wracać do piłki? Czy koniecznie musimy dokończyć ten sezon, aby koronować mistrzów i pożegnać przegranych?

W Holandii tegoroczny sezon został anulowany. Nie ma mistrza, nie ma spadkowiczów, jest tylko wspomnienie rozegranego sezonu. We Francji zdecydowano się rozdać nagrody i zakończyć sezon przed czasem.

W Polsce piłkarze mają wrócić do grania pod koniec maja. Pytanie, które powinno paść, dotyczy następstw takiej decyzji.

Polacy przestali traktować wirusa poważnie. Na ulicach widać grupki znajomych, którzy spacerują, nie przejmując się koniecznością zachowania dystansu. Nosimy maski, ale nie wszyscy, niektórzy nie przestrzegają tych zaleceń.

Czy, jeśli zobaczymy na ekranach naszych telewizorów 22 facetów kopiących się po kostkach, szarpiących się za koszulki, wycierających z czoła pot, nie uznamy, że sytuacja ostatecznie wróciła do normy i że możemy przestać martwić się wirusem?

Tragedia inspirowana piłką nożną

Oczywiście ktoś może powiedzieć, że piłkarze będą przecież pod stałą obserwacją lekarzy. Testy na obecność wirusa będą wykonywane regularnie, więc jeśli w zespole pojawi się, chociażby jeden zarażony, mecze będą przekładane.

To oczywiście dobra wiadomość, ponieważ nikt nie powinien być narażony na to, że zostanie zakażony wirusem. Tego typu zresztą badania powinny być dostępne nie tylko dla najbogatszych drużyn piłkarskich na świecie (czy dla górników), ale dla każdego Polaka.

Próba normalizacji życia w sytuacji, gdy to życie wcale nie jest normalne, wydaje się ryzykowna. Czy oglądanie jak Robert Lewandowski strzela gole, warte jest ryzykowania życia, chociażby jednej osoby?

Wyobraźmy sobie, że 13-letni Michał jest bezobjawowym nosicielem koronawirusa. Michał zobaczył w telewizji, że jego ulubiony piłkarz Mario Goetze strzela bramkę.

Podekscytowany, wybiega na szkolne boisko z grupą kolegów, z którymi nie widział się od kilku tygodni, a potem rozgrywają mecz. Michał strzela bramkę tak jak jego idol, ale przy okazji zaraża któregoś z kolegów, nazwijmy go Adamem.

Adam mieszka z babcią i dziadkiem, którzy po dwóch tygodniach trafiają do szpitala z podejrzeniem koronawirusa. Dwa tygodnie później jedno z nich umiera.

Nikt nie będzie w stanie stwierdzić, dlaczego ta osoba umarła. Zapewne zostanie to uznane za nieszczęśliwy wypadek bez jednoznacznego wyjaśnienia.

Może, gdyby Mario Goetze nie pojawił się na murawie stadionu Borussii Dortmund i nie strzelił bramki, jego fan nie próbowałby go naśladować?

Piłka nożna to tylko sport, zawsze będzie na nią czas. Nie okłamujmy się, powrotu rozgrywek nożnej najbardziej potrzebują nie kibice, piłkarze czy trenerzy. Wznowienie sezonu potrzebne jest sponsorom, finansistom i bukmacherom.

Ujmując rzecz wprost: chcą znowu dorwać się do koryta wartego miliardy. Jeśli piłka nożna to sprawa ważniejsza niż życie i śmierć, to nie może się opierać na miłości do pieniędzy.