Każdy z nas jest przekonany, że w domu robi więcej niż żona. Te badania pokazują, jak jest naprawdę

Kacper Peresada
Nauczanie w domu w czasie pandemii to dla większości rodziców i dzieci koszmar. Moja matka, nauczycielka od lat, jest chwalona przez kolejne pokolenia uczniów. Jednak gdy próbowała mnie uczyć, miałem ochotę sobie strzelić w łeb. Teraz to zadanie spadło na mnie, muszę zająć się edukacją swoich dzieci.
Fot: Andrea Piacquadio/Pexels
Według badań, które przeprowadził dziennik "New York Times", to kobiety najczęściej zajmują się nauczaniem dzieci podczas pandemii. Przynajmniej ich zdaniem tak właśnie wygląda sytuacja.

Z badań zleconych przez "NYT" wynika, że 80 procent kobiet jest zdania, iż to one głównie zajmują się edukacją zdalną swoich dzieci. Prawie połowa mężczyzn, którzy mają w domu dzieci poniżej 12. roku życia, jest przeciwnego zdania i uważa, że ten obowiązek spadł przede wszystkim na nich. I tu ciekawostka — zgadza się z tym jedynie 3 procent badanych kobiet.

Tl;dr – każdy ma poczucie, że edukacja zdalna i zajmowanie się lekcjami swoich dzieci to ciężka praca i że ten obowiązek wziął na siebie. A jak jest w Polsce?

Ona pracuje, on nie pomaga

– U nas podział zadań jest prosty, ponieważ ja z trudem radzę sobie z dodawaniem, a z kolei moja dziewczyna nigdy nie była fanką nauk humanistycznych – tłumaczy mi Tomek. Dzięki temu u nich w domu podział jest mniej więcej równy.


– To zależy od przedmiotu – dodaje. Ich podział pracy tak naprawdę ustalają nauczyciele, więc zdarza się, że jedno z nich może się lenić przez kilka dni, a drugie siedzi godzinami przy synu i pomaga mu w lekcjach.

Czytaj też: "Dzieci są takie same. To rodzicom odbiło". Nauczyciel z długim stażem mówi gorzko o nas, dorosłych

Tomek przyznaje ostatecznie, że to on ma mniej do roboty, ale badania przedstawione przez "New York Timesa" pokazują, że stanowi wyjątek, bo nie wstydzi się przyznać do "lenistwa".

– Ja wziąłem urlop, ale moja żona pracuje z domu – wyjaśnia Andrzej, drugi z moich rozmówców. Jednak oboje nieustannie kłócą się o to, kto bardziej zajmuje się dwójką ich dzieci. – Ona twierdzi, że w niczym jej nie pomagam.

Badacze podkreślają, że to nie oznacza, iż jedna czy druga strona kłamie. Po prostu ludzie z zasady lubią przeceniać swój wkład w życie rodzinne.

– W domach, w których kobieta i do tej pory robiła większość rzeczy, sytuacja prawdopodobnie, sytuacja jest teraz zapewne bardzo napięta. Nawet jeśli ludzie dzielą się edukacją dzieci to i tak kobiety robią więcej – ocenia Tomek.

Zna zresztą takie pary, które, mimo że mąż nie chodzi teraz do pracy, nadal funkcjonują na "starych" zasadach, a więc że to żona odpowiada za 90% prac domowych. – Teraz dochodzi do tego stres związany z ciągłym przebywaniem ze sobą, a także brak możliwości odpoczynku od dzieciaków, więc jest ciężko.

Domowy protokół rozbieżności

Kolejne badanie, do którego odnosi się "New York Times", pokazuje, że nie tylko w kwestiach edukacji dzieci pary mają zgoła odmienne zdanie na temat tego, kto robi więcej w czasie kwarantanny.

70% badanych kobiet twierdzi na przykład, że to one wykonują większość prac domowych. 66 procent uważa, że w domu to one częściej zajmują się dzieckiem. Mężczyźni oczywiście nie zgadzają się z taką opinią.

– Nie da się matematycznie wyliczyć tego, kto robi więcej w domu – uważa Andrzej. – Zresztą prowadzenie tablicy z wynikami nie byłoby sensowne. Przyznaje jednocześnie, że gdy żona męczy go, aby zrobił coś w domu, wyciąga przygotowaną wcześniej listę wszystkich spraw, które "ogarnął" w ostatnim czasie.

– Główna różnica między mną a nią jest taka, że gdy ja coś robię, to o tym nie opowiadam – tłumaczy Andrzej. Jako przykład podaje fakt, że gdy gotuje, sprząta w trakcie przygotowywania posiłku.

– Gdy podaję jedzenie do stołu, kuchnia jest właściwie czysta, pozostaje mi tylko umyć talerze i sztućce – przekonuje. Z kolei jego żona po gotowaniu zostawia górę brudnych garnków. – Ponieważ nie widzi, że wykonałem tę samą pracę co ona, uznaje, że jej nie wykonałem. A to, że jest czysto w kuchni, przyjmuje za oczywistość.

Tak samo jest, gdy Andrzej zajmuje się lekcjami syna. – Często robię przy nim ćwiczenia fizyczne. Zadaje mu coś do zrobienia, a sam kładę się obok i robię brzuszki.

Żona Andrzeja nie postrzega tego jako pracy. Dla niej to zabawa i dowód na to, że Andrzej nie jest w stanie poświęcić czasu swojemu dziecku.

– Dlatego oboje jesteśmy przekonani, że robimy więcej. Prawda jest taka, że to nie ma znaczenia. Ostatecznie liczy się to, czy nauczymy czegoś syna, czy mamy co jeść i czy w domu jest czysto. Po prostu lubimy narzekać – podsumowuje.