Walka o prawa ojców w Polsce nie oznacza, że mamy akceptować hejt facetów, którzy nienawidzą kobiet
Czasami wstydzę się tematów, o których piszę. Jednym z nich jest dyskusja na temat praw ojców w Polsce. To prawda, że w sądach jesteśmy nadal traktowani jak rodzice drugiej kategorii, ale to nie oznacza, że ktoś ma prawo do słownej agresji pod adresem kobiet. Tak się niestety dzieje coraz częściej.
Dobry ojciec, zła kobieta
Każdy facebookowy profil ojca walczącego o prawa do dzieci wygląda z grubsza tak samo. Zamiast zwyczajnego zdjęcia profilowego, fotografia ojca z dzieckiem, albo samego dziecka. Na tablicach można przeczytać wpisy, które niemal zawsze brzmią tak samo: "Tęsknię za tobą córeczko". "Walczę o ciebie". "Tata cię odzyska".Na pierwszy rzut oka wydaje się, że walka tych ludzi o stworzenie zdrowego systemu, w którym rodzice po rozwodzie wspólnie opiekują się swoimi dziećmi, jest czymś szlachetnym.
Wystarczy jednak zagłębić się w komentarze i rozmowy na grupach facebookowych dla ojców, aby zrozumieć, że wielu tych facetów dawno straciło kontakt z rzeczywistością.
Pierwszy raz zdałem sobie z tego sprawę po przerażającym zdarzeniu z 2018 roku, gdy mężczyzna znany jako Tomasz M. spotkał się ze swoimi dziećmi w popularnej warszawskiej sali zabaw, następnie wziął starszego syna do toalety i zmusił go do połknięcia trucizny. Potem sam popełnił samobójstwo. To była bezmyślna, straszna tragedia, która powinna zostać potępiona przez komentujących.
Tak się jednak nie stało. W opinii wielu osób utożsamiających się z ruchem "walki o równouprawnienie ojców", morderstwo popełnione przez Tomasza M. nie było tak naprawdę jego winą, lecz raczej następstwem tego, jak złą kobietą jest eksżona tego mężczyzny.
Czytaj też: Pandemia to nie powód, by odbierać któremuś z rodziców prawo do spotkań z dziećmi. A tak się dzieje
W opinii tych ojców, to morderstwo było następstwem “porwania" dzieci przez ich matkę. Doszło do tego, bo, jak twierdzi eksżona Tomasza M., jej były mąż stanowił zagrożenie dla siebie i dla bliskich.
Fakt, że Tomasz M. zabił siebie i jedno ze swoich dzieci, zdaniem osób walczących o prawa ojców nie oznacza, że opinia matki na temat zdrowia psychicznego jej eksmęża była słuszna.
Według nich ten mężczyzna był całkowicie normalnym facetem popchniętym do swego strasznego czynu przez złą kobietę.
Kultura hejtu
Wielu mężczyzn walczących o prawa ojców dawno straciło z oczu sens swojej walki. Gdy zaczynali, chcieli po prostu mieć równe prawa do opieki nad dziećmi.Przez ostatnią dekadę wielu stało się jednak karykaturą samych siebie, bo skupili na nienawiści do swoich byłych partnerek.
Gdy rozmawiam ze znajomymi o temacie alienacji rodzicielskiej, skojarzenie jest natychmiastowe. Wszyscy przywołują przykłady bezmyślnych hejterów kobiet wypisujących w sieci komentarze o zbyt wysokich alimentach i o tym, że "madki" to złe kobiety.
Zabawne, że po drugiej stronie barykady stoją "tadki". Widać ich na grupach facebookowych, tam przekrzykują się, że "sądy to złodzieje", a "madki to k...".
Tacy faceci skupiają się nie tylko na swoich prawach, odnoszą się też do praw kobiet. Wyśmiewają tematy aborcji, kulturę gwałtu i seksizm. Niestety ich głos staje się najbardziej donośny i to z nimi wiele osób zaczyna utożsamiać ruch ojców walczących o swoje prawa.
Gdy kilka tygodni temu pisałem teksty o alienacji rodzicielskiej w związku z koronawirusem, wstydziłem się tego, kto się ze mną zgadza. To przerażające, że zwyczajni ojcowie, którym zależy na równych prawach kobiet i mężczyzn podczas rozpraw sądowych, wstydzą się tego, z kim mogą być utożsamiani. Nie chcę, żeby w ten sposób wyglądała walka o prawa ojców.