Czasami pewne rzeczy trzeba powiedzieć wprost. Zabieranie dzieci na polowania to barbarzyństwo

Kacper Peresada
W pewien bardzo dziwaczny sposób umożliwianie dzieciom udziału w polowaniach, jak chce tego lobby myśliwskie w Polsce, ma sens. Ja na przykład, dorastając, nie zdawałem sobie sprawy, skąd bierze się mięso, które trafia na mój talerz. Jednak myślistwo już dawno przestało być sposobem zdobywania pożywienia. To sport, oparty na uśmiercaniu bezbronnych ofiar.
Fot: Sebastian Pociecha/Unsplash
Nie brakuje nam ostatnio w Polsce tematów, które burzyłyby nam krew w żyłach. Myśliwi postanowili dorzucić jeszcze jeden i forsują przepisy, na mocy których dzieci miałyby prawo uczestniczenia w polowaniach.

Myśliwi wymieniają pozytywy takiej zmiany, prześcigają się w wymyślaniu dobrych rzeczy, które udziału w zabijaniu zwierząt wnosi według nich do wychowania dziecka, ale pozytywy te mają tak wielkie dziury logiczne, że tylko zapatrzony członek kultu może ich nie zauważać.

Żeby zrobić rosół, trzeba zabić kurę

Twarzą walki o dostęp osób nieletnich do broni w Polsce jest prof. Dariusz J. Gwiazdowicz z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. To właśnie on pojawił się na sejmowej mównicy i wyjaśniał, że zakaz uczestniczenia dzieci w polowaniach to najbardziej restrykcyjne prawo łowieckie na świecie.


Czytaj też: "Próbuję nie wariować". Tak wygląda życie rodziców czekających na poród w czasach koronawirusa

Przy okazji powoływał się na opinię jednego (sic!) niemieckiego psychologa (który przy okazji jest myśliwym) jakoby zabijanie zwierząt nie miało wcale złego wpływu na dziecięcą psychikę.

W opinii prof. Gwiazdowicza polowanie z udziałem dzieci jest naturalną częścią życia młodych ludzi, którzy dorastają w rodzinach z tradycjami strzelania do zwierząt. Porównuje on te działania do tradycyjnego wychowania na wsi, gdzie dzieci wiedzą, że aby ugotować rosół, trzeba najpierw zabić kurę.

Według profesora Gwiazdowicza dla tych dzieci nie jest to nic szokującego, ale dla chłopców i dziewczyn z miasta takie doświadczenie mogłoby być traumatyczne. Jest to ciekawa logika, gdyż w ten sposób można obronić każde prawo zabraniające czegoś dzieciom. Skoro jacyś rodzice lubią wypić alkohol, to ich dzieci też powinny mieć do tego prawo, bo są przyzwyczajone do kultury picia, podczas gdy dla innych dzieci, które nie wiedzą, jak to jest dorastać wśród pijących, byłby to szok.

Miałem ochotę płakać, ale wstydziłem się emocji

- Gdy pierwszy raz ojciec zabrał mnie na polowanie i zabił jelenia, kazał mi do niego podejść, a potem wymazał mi twarz jego krwią – opowiada mi Adam.

W jego rodzinie i wśród znajomych panowała tradycja, w której każdy na swoim pierwszym polowaniu musiał poczuć zastygająca krew ofiary na twarzy.

– Wiadomo, że jako dziecko chcesz iść na polowanie. Chcesz spędzać czas z tatą i wujkami, więc jesteś zafascynowany wszystkim, co oni robią – dodaje Adam.

Wyjaśnia też, że na myśl o pierwszym wyjściu ze strzelbą do lasu przebierał nogami. Jednak gdy w końcu trafił na polowanie, był przerażony.

– Trzymanie broni było niesamowite, ale gdy kazali mi strzelać, byłem przerażony. Gdy Adam zobaczył pierwszą ustrzeloną zwierzynę, miał ochotę płakać, ale wstydził się swoich emocji. – Bałem się, iż ojciec pomyśli, że nie jestem twardy.

Dzieci wychowywane przez myśliwych często są uczone przez rodziców szacunku do zwierząt. Tak przynajmniej twierdzi Adam. Dlatego tym bardziej traumatyczna może być świadomość, że te wspaniałe i majestatyczne stworzenia są przez nich zabijane.

– Ojciec zawsze mówił, że myślistwo opiera się na szacunku. Myślałem, że tak faktycznie jest, bo na początku tylko sobie wyobrażasz to, jak to wygląda – opowiada Adam.

Według niego (a także według niektórych posłów, na przykład posłanki Małgorzaty Tracz) dyskusja, która obecnie toczy się w mediach, nie powinna dotyczyć tego, czy rodzice mają prawo wychowywać dzieci zgodnie z ich przekonaniem, że zabijanie zwierząt jest okej.

– Dziś dyskutujemy nad tym, czy jako społeczeństwo akceptujemy udział dzieci w brutalnej i okrutnej rozrywce osób dorosłych, które jadą na polowanie, by masowo i bez żadnej selekcji zabijać dla zabawy w imię brutalnej i okrutnej tradycji – mówiła Tracz w trakcie dyskusji nad nowelizacją ustawy, która miałaby pozwolić już 13-letnim dzieciom wziąć do ręki broń i wyruszyć na polowanie.

Chciałem, żeby ojciec był dumny

– Mój ojciec uważał, że sam podjąłem decyzję, aby pójść na polowanie. To jednak nie jest prawda – podkreśla Adam i dodaje, że po prostu chciał spędzać czas wspólnie ze swoim tatą.

Chciał być częścią grupy i pragnął, aby ojciec był z niego dumny. – Gdy uświadomiłem sobie, czym tak jest łowiectwo, zrozumiałem, że nie chce brać w tym udziału.

Wielu obrońców nowego prawa dotyczącego polowań twierdzi, że myśliwi mogą w ten sposób uczyć swoje dzieci szacunku do przyrody. – To absurd. Jeśli uczą, że narkotyki są złe, to nie uzależniają dzieci od nich, aby pokazać im, że są złe. Nie trzeba więc brać czynnego udziału w niszczeniu natury, aby pokazać, że trzeba ją kochać – denerwuje się Adam.

Debata o łowiectwie to bardzo ważny temat, ale aktualna dyskusja ogranicza możliwość sensownej wymiany zdań. Łowiectwo w Polsce jest temat problematycznym.

W niektórych sytuacjach odstrzał ma sens i powinien być dopuszczalny, bo tego wymaga gospodarka leśna. Jednak, zamiast dyskutować nad sprawnym spisaniem zasad, na jakich powinno się to odbywać, skupiamy się na temacie, który nie powinien istnieć, zanim odpowiednio przygotowana ustawa nie wejdzie w życie.