Spędzili dwa lata w Japonii, do Polski wrócili samolotem LOT-u. Z bliska obserwowali pandemię w Azji

Aneta Zabłocka
Dwuletni pobyt w Japonii był dla nich przygodą życia, choć wszystko zakończyło się gwałtownie. Z powodu pandemii w ciągu kilku dni musieli spakować się i pożegnać z całym dotychczasowym życiem w Kraju Kwitnącej Wiśni.
Fot. Rodziną w świat
Paula i Maciek prowadzą bloga „Rodziną w świat”. Są podróżnikami z zamiłowania, ostatnie dwa lata spędzili w Japonii. Ich blog jest świetnym przewodnikiem po kulturze i historii tego kraju. Zdobyli nominację do nagród Travelery przyznawanych przez magazyn National Geographic.

Przez dwa lata Paula pracowała w Tokio na stanowisku w firmie sprzedającej swoje produkty w parkach rozrywki Disneya. W tym czasie Maciek zajmował się ich synkiem.

Gdy Pauli wygasł kontrakt, oboje planowali wrócić do Polski, ale okrężną drogą, zwiedzając po drodze Australię i Nową Zelandię. Te plany pokrzyżował koronawirus.


Gdy okazało się, że ich lot został anulowany, mieli tylko jedno rozwiązanie: powrót do Polski w ramach programu "LOT do domu".

Wyprowadzka z Japonii z konieczności gwałtownie przyspieszyła. Ledwie w tydzień musieli pożegnać się z dotychczasowym życiem w Japonii, sprzedać wszystko, co mieli, a to, co potrzebne, zapakować do kilku walizek.

Zanim wyjechali, mieli okazję z bliska obserwować to, jak z pandemią koronawirusa radzą sobie Japończycy.

Kiedy temat koronawirusa stał się dla Japończyków istotny?

Kraj zaczął żyć tą sprawą, gdy do portu w Jokohamie przybył wycieczkowiec "Diamond Princess" z zakażonymi pasażerami na pokładzie. Wówczas tematem zainteresowały się japońskie media. Pod koniec lutego władze poleciły zamknięcie szkół do końca marca.

Wtedy w kraju wybuchła panika. Ludzie ruszyli do sklepów, żeby robić większe zakupy. Część firm zarządziła pracę z domu. Odwołane zostały również imprezy masowe, zamknięto atrakcje turystyczne. Pod koniec marca, kiedy w większości krajów na świecie zarządzono kwarantannę i lockdown, w Japonii powoli zaczęto otwierać niektóre szkoły. Rząd zapewniał, że sytuacja jest pod kontrolą.

Przeprowadzano jednak bardzo mało testów. Japończycy mówili, że to z powodu olimpiady, którą Japonia za wszelką cenę chciała zorganizować w tym roku. Po podjęciu decyzji o odwołaniu Igrzysk liczba zarażonych w Japonii, zaczęła gwałtownie rosnąć.

Do momentu naszego wylotu z Japonii, czyli do 3 kwietnia, życie w tym kraju płynęło całkiem normalnie. Można było pójść do sklepu, parku, na plac zabaw czy żeby spotkać się ze znajomymi.

O epidemii mówiło się sporo, ale ludzie nie żyli w jej cieniu. Było to dość zadziwiające, zwłaszcza gdy czytaliśmy relacje znajomych z różnych zakątków świata, którzy z powodu przymusowej kwarantanny musieli siedzieć w domach.

Japonia to zupełnie inna kultura niż europejska: tam nikt nie całuje się na powitanie. Nie ma nawet mowy o podaniu ręki, wystarczy ukłon. Poza tym maseczki dla Japończyków to norma. Z drugiej jednak strony, mówi się o opieszałości rządu, który przez pewien czas stawiał zorganizowanie olimpiady ponad bezpieczeństwo obywateli. Jakie były zalecenia władz i jak podeszli do nich Japończycy?

Burmistrz Tokio zalecała mieszkańcom pozostanie w domach, choć okres sakury, kwitnienia wiśni, wyjątkowo temu nie sprzyjał. Część mieszkańców się do tego zalecenia dostosowała, ale wielu z nich nadal świętowało hanami (tradycja podziwiania kwitnących drzew wiśni - przyp. red.).

Problem polega na tym, że prawnie nie można nakazać mieszkańcom pozostania w domach, można to jedynie zalecić. A wiadomo, że takie sugestie nie przez wszystkich będą traktowane poważnie.

Ostatecznie premier Shinzo Abe zdecydował się na wprowadzenie stanu wyjątkowego. Obowiązuje od 8 kwietnia przez miesiąc, w 5 prefekturach oraz w Tokio i w Osace.

W jaki sposób pandemia pokrzyżowała wasze plany związane z powrotem do Polski?

Mój kontrakt kończył się pod koniec kwietnia. Wiedzieliśmy więc od pewnego czasu, że z Japonii wyjedziemy wiosną tego roku.

Z powodu pandemii, moją umowę skrócono o trzy tygodnie. Po zakończeniu kontraktu zamierzaliśmy odwiedzić Australię i Nową Zelandię, potem zgodnie z planem miał być powrót do Polski, a następnie przeprowadzka do któregoś z krajów Europy.

Skończyło się na powrocie do Polski trochę na wariata, bo nasz lot do kraju został odwołany. W międzyczasie polskie władze zorganizowały akcję #lotdodomu więc mieliśmy tylko tydzień na spakowanie rzeczy i pozamykanie wszystkich spraw w Japonii. Jak w tydzień spakować swoje dwuletnie życie?

W Japonii za wyrzucenie większych śmieci, na przykład starych mebli, trzeba zapłacić. Dlatego też obcokrajowcy korzystają z grup w serwisach społecznościowych, żeby po przeprowadzce do Japonii kupić meble czy sprzęty domowe, a potem, przed wyjazdem, sprzedać te rzeczy innym cudzoziemcom.

My również zdecydowaliśmy się na takie rozwiązanie. Wystawiliśmy nasze sprzęty na sprzedaż i czekaliśmy na klientów. Wszystko poszło bardzo szybko, sprzedaliśmy samochód, skuter, trochę mebli i kilka urządzeń AGD.

Przy okazji spotkaliśmy też kilku ciekawych ludzi. Jedna para: Tajwanka i Australijczyk, umówiła się z nami na odbiór szafki. Tego samego dnia wrzuciliśmy ogłoszenie o sprzedaży samochodu, a że oni szukali auta już parę miesięcy, to też je od nas kupili.

Inna para, z Jamajki, przyszła po komodę, ale sprzedaliśmy im też, po okazyjnej cenie, 2 lampki nocne.

Hitem był pewien Pakistańczyk, który kupił od nas skuter, bo pracował jako dostawca jedzenia. Podpytywał mnie, czy nasze małżeństwo jest z miłości, czy zostało zaaranżowane. To były bardzo ciekawe spotkania.

Jak żyje się na co dzień wśród Japończyków?

To ludzie bardzo powściągliwi w okazywaniu emocji. Podchodzą z dystansem do drugiego człowieka. Gdy przed wyjazdem żegnaliśmy się z naszymi japońskimi znajomymi, dla nas naturalną rzeczą było przytulenie się. Oni byli tym przerażeni.

Jak wychowuje się dziecko w Japonii, będąc obcokrajowcem?

Nie zdecydowaliśmy się na posłanie naszego synka do japońskiego żłobka, więc nie musieliśmy w żaden sposób dostosowywać się do tamtejszego systemu edukacji czy wychowania.

Japończycy preferują "zimny chów". Widać to choćby na placach zabawach, gdy dziecko upadnie i się rozpłacze, rodzic zazwyczaj albo jedynie poklepie je po plecach, albo w ogóle nie zareaguje. Dziecko musi się ogarnąć samo. Poza tym dość wcześnie, już po ukończeniu pierwszego roku życia, wypada dziecko wysłać na jakieś zajęcia, basen czy gimnastykę.

W Japonii mówi się też, że do momentu pójścia do szkoły, dziecko ma dzieciństwo, potem jest już tylko nauka. Jak pobyt w Japonii zmienił was jako rodzinę?

Na pewno teraz jesteśmy do siebie bardziej przywiązani. Przez 2 lata mieliśmy właściwie tylko siebie. Mnóstwo czasu spędzaliśmy razem. Dla naszego synka też istniejemy głównie my. Nie zna czegoś takiego jak weekend u dziadków. Jest mama i tata, potem długo nic.

Jako ludzie też bardzo się zmieniliśmy. To chyba nieuniknione podczas dłuższego pobytu za granicą. Wszystkie nowe doświadczenia, ludzie, których poznaliśmy, fajne chwile, ale i problemy, z którymi musieliśmy się zmierzyć, bardzo na nas wpłynęły.

Po 2 latach w Japonii już wiemy, jak chcemy żyć dalej i czego chcielibyśmy unikać w przyszłości. Teraz czas na realizację naszego planu na życie "po Japonii".

Wróciliście do Polski, jak się odnajdujecie w tej nowe/starej rzeczywistości?

Przystosowujemy się do polskich warunków i do obostrzeń związanych z pandemią. Obecnie przebywamy na obowiązkowej dwutygodniowej kwarantannie.