Półmaraton z dzieckiem w wózku. Ci ojcowie–biegacze na treningi zabierają zabawki i pieluchy

Aneta Zabłocka
Po tym jak zostałeś ojcem, wymówek do porzucenia treningów masz aż nadto. Zamiast zamieniać się w ojca–kanapowca i porzucać sport, który do tej pory cię nakręcał, znajdź sposób na połączenie przyjemnego z pożytecznym. Biegaj z dzieckiem!
Fot. Derek Owens/Unsplash
Na dobrą sprawę od tego dzieli cię tylko zakup porządnego wózka biegowego. Trening z dzieckiem nie tylko poprawi twoje wyniki. Zyskasz coś znacznie ważniejszego – czas tylko dla siebie i twojego dziecka.

Wyobraź sobie, że ktoś daje ci do ręki pieluszki, dziecięce ubranka, butelki z piciem, folię przeciwdeszczową, do tego wózek, a w nim dziecko. A potem każe ci biec! To nie żart, tak wyglądają treningi biegających ojców.

Mówią, że nie umieliby sobie wyobrazić lepszego treningu. Nie rezygnują ze swojej pasji, budują więź z dzieckiem, a przy tym mają krzepiące poczucie, że do maksimum wykorzystują czas spędzony z maluchem.


Półmaraton z dzieckiem w wózku
Marek ze swoją córką Magdą przebiegł w sumie już 2800 km. Jest maratończykiem, startował już między innymi w Tokio, Berlinie, Nowym Jorku czy Chicago. Z małą w wózku zaliczył już trzy półmaratony.

– Nie wiem, jak do tego doszło, ale półmaraton udało mi się pokonać w czasie 1:31:41. Emocje były niesamowite – chwali się. Biegał z córką co weekend. Na początku córka głównie spała. Dzięki temu mógł sobie pozwolić na dwugodzinny bieg bez przerwy.

Z czasem jednak czas drzemek się skracał, a wybiegania zaczęły przypominać wycieczki krajoznawcze.

– Trenowałem trochę pod jej dyktando – mówi Marek. – Zwiększałem tempo, gdy mi na to pozwalała. Zwalniałem, gdy akurat w pobliżu pojawiały się jakieś zwierzęta i mała chciała sobie na nie popatrzeć – wspomina.

– Przez pierwsze tygodnie moje uda płonęły żywym ogniem. Później było coraz lepiej. Teraz wiem, że dzięki wspólnym treningów mam siłę biegową, o jakiej wcześniej mógłbym jedynie wymarzyć.

Adam w 2019 roku przebiegł z synkiem w przyczepce biegowej 39 kilometrów podczas Wings For Life World Run w Poznaniu. To bardzo nietypowy bieg – to nie ty zmierzasz do mety, to ona cię goni. Za biegaczami jedzie samochód, kogo dopędzi, ten kończy bieg, w Wings for Life chodzi o to, by przebiec jak największy dystans.

Takie wyzwania to dla niego pikuś, bo Adam jest "ultrasem". Ma na koncie między innymi maratony górskie, biegi na dystansie ponad 100 kilometrów, a także zimowe traile. Zwykle w czasie przygotowań biega z dwójką dzieci.

Czytaj także:Tak szybkie, że aż zakazane. Nowa wersja kontrowersyjnych butów biegowych ujrzała światło dzienne

Zaczął, gdy córka miała 3 lata, a syn 8 miesięcy. – Po chwili z wrażenia i pewnie ze zmęczenia zasnęły. Jak na pierwszy raz było bardzo przyjemnie i po 10 kilometrach wróciliśmy zadowoleni do domu – wspomina.

Jak biegać z dzieckiem w wózku?
Co jest najtrudniejsze w bieganiu z dzieckiem? Ojcowie biegający zgodnie przyznają: wyjście z domu. Na każdy trening trzeba przygotowywać się niczym na wyprawę polarną. Trzeba mieć wszystkie niezbędne akcesoria, dodatkowe ubrania, jedzenie, picie, pieluchy, zabawki – po prostu dom na kółkach.

– Trzeba zacząć od sprawdzenia pogody i przygotowania dodatkowych ubrań, by dzieciom nie było zimno – wylicza Adam. – Bieg przy ostrym słońcu też odpada. W podróż zawsze zabieram ze sobą zapasową dętkę oraz pompkę.

– Zimą obowiązkowym wyposażeniem jest koc dla dziecka, zawsze warto też wziąć ze sobą picie oraz przekąski. Jak dzieci były małe, zabierałem też książeczki i zabawki – dodaje.

– Podczas treningu tylko ja się ruszam, więc mogę biec w koszulce, ale córce może być zimno – dodaje Marek. – Odpowiedni strój to podstawa – mówi Marek. Trzeba też przygotować się na nieco inny typ treningu. Interwały czy przebieżki z zasady nie wchodzą w grę. Bieganie z dziećmi najlepiej sprawdza się, jeśli trzeba zrobić długie wybieganie, czyli to, co biegacze zazwyczaj trenują w jeden z dni weekendu.

Trzeba też uważać na niespodziewane przeszkody. – Choćby taki krawężnik, który ja bez problemu przeskoczę, a wózek sobie z nim nie poradzi – tłumaczy Marek. – Trzeba przewidywać wszystkie potencjalne zagrożenia, z dużym wyprzedzeniem. No i trzeba dbać o komfort dziecka, więc odpada gwałtowne hamowanie czy gwałtowne manewry – dodaje.

Czytaj też: O tej sprawie wszyscy milczą, a to jeden z wielkich męskich kompleksów. Zacznijmy o tym rozmawiać

Obaj podkreślają, że wózek podczas treningu trzeba trzymać obiema rękami. Asymetryczny chwyt bardzo obciąża ramiona i jest niewygodny. Czasem nie da się od tego uciec, trzeba często zmieniać ręce.

– Bieganie z dziećmi traktuję jako trening siłowy – mówi Adam. – Przygotowuję się do biegów na dłuższych dystansach, a bieganie z wózkiem wymaga sporej siły i zaangażowania innych mięśni. Dzieci z wózkiem na początku ważyły niezbyt dużo, teraz to prawie 50 kilogramów. – Czasami zdarzało nam się biegać wieczorem. Ja z czołówką, dzieci z latarkami. Na zawsze zapamiętam słowa mojej córki: „Tata, jak ja będę większa, też będę biegać z wózkiem, żeby szukać nietoperzy – śmieje się Adam.

– Fajnie jest być częścią dorastania dziecka i mieć poczucie, że niczego ważnego się nie przegapiło – opowiada Marek. – Jestem przekonany, że dzięki wspólnym treningom, jeszcze mocniej się ze sobą zżyliśmy.

– Rozumiemy się bez słów. I to jest dla mnie naprawdę wyjątkowe doświadczenie. Czasami wystarczy, że na siebie spojrzymy i już wiemy, co drugiemu chodzi po głowie.

– Wiem, że może to brzmieć patetycznie, ale odkąd urodziła się moja córka, postanowiłem być najlepszym ojcem, jakiego ona będzie sobie w stanie wyobrazić – wyznaje Marek. – Chcę, żeby po latach mogła stwierdzić: "kurczę, mój tata to był super gość!". Czy mi się to uda? Robię wszystko, co w mojej mocy – podkreśla.