Obejrzałem program "Tata w tarapatach" w TVN, żebyście wy już nie musieli. No i brak mi słów

Kacper Peresada
Chociaż nie. W sumie to mi ich nie brak. Mam za to inną myśl – Bóg nie istnieje. Jeśli się ze mną nie zgadzacie to znaczy, że nie oglądaliście nowego hitu TVN Style. W programie "Tata w tarapatach" pani domu opuszcza rodzinę na trzy dni i zostawia dzieci oraz ich ojca na pastwę losu. Katastrofa murowana, prawda?
Fot: Kadr z programu "Tata w tarapatach"/TVN Style
Bardzo chciałem obejrzeć cały sezon tej nowej ojcowskiej produkcji TVN-u, ale po trzecim odcinku poczułem przemożną chęć pójścia do kuchni, wyjęcia widelca z szuflady i wbicia go sobie w oko. Po czwartym mój wieloletni agnostycyzm został skutecznie zabity i od teraz jestem ateistą.

Bycie rodzicem to trudne zadanie, ale tylko i wyłącznie na dłuższą metę. Mam na myśli pracę nad dziećmi, wychowywanie ich, rozmowy o poważnych sprawach i próby kształtowania ich tak, by wyrośli na dobrych ludzi.

Zarazem bycie rodzicem jest banalnie proste i ci, którzy twierdzą, że obowiązki domowe przerosną każdego, prawdopodobnie nigdy nie zostali z dziećmi w domu na cały dzień. To naprawdę nic trudnego. W takim razie, o co chodzi w nowej produkcji TVN–u?


O czym jest program "Tata w tarapatach" TVN–u?
Zacznijmy od pomysłu na program "Tata w tarapatach". Wygląda to tak, że matka postanawia na kilka dni zostawić w domu ojca z dziećmi. On ma się wszystkim zająć i zadbać o dom. Każdy jego krok śledzą kamery, a widzowie obserwują, jak sobie radzi (lub jak sobie nie radzi).

Czytaj także: "Jestem ojcem, siedzę z dziećmi w domu, nie mogło być lepiej". Mężczyzna też może być kurą domową

Powiedzmy też, że każda osoba obecna w programie "Tata w tarapatach" jest pełnoletnia. Każda ma dom lub mieszkanie, pracę, samochód, czasami firmę. Ma dwie ręce, dwie nogi i mózg. Przez dwadzieścia kilka lat była w stanie robić sobie jedzenie, kąpać się, ubierać – mówiąc w skrócie, potrafi przetrwać.

To kolejna okazja, żeby powielać idiotyczne stereotypy wciskane nam od tysiącleci.

To ludzie, którzy przeszli jakimś cudem przez dorosłość bez większego uszczerbku na zdrowiu i psychice. Założenie programu jest inne. Mamy uznać, iż każdy facet, który w nim występuje, w mniejszym lub większym stopniu jest nieprzystosowany społecznie.

W każdym z ośmiu odcinków pierwszego sezonu "Tata w tarapatach" występuje inny ojciec. Każdy zostaje sam w domu i ma do wykonania różne zadania domowe. Nie muszę dodawać, że są one niesamowicie skomplikowane. Niektóre matki życzą sobie na przykład, żeby ojciec nakarmił dzieci, inne proszą, aby zawiózł potomstwo na lekcje jazdy konnej, jeszcze inne mają czelność prosić o to, aby ojciec odłożył telefon i pobawił się z dzieckiem.

Ojcowie
od pierwszych minut mają przerażenie w oczach. Nie wiedzą, co ze sobą począć. Wiadomo, facet jest głupi i jak w pobliżu nie ma mamusi czy żony, to nie przygotuje sobie nawet śniadania. Nie będzie w stanie wysłać dzieci do szkoły, a do tego wyjdzie na jaw, że jest nieodpowiedzialny, bo na przykład sadza dziecko na wysokim krześle albo korzysta z niebezpiecznych narzędzi, gdy są w pobliżu.

Faceci są bezmyślni, przynajmniej tak nam się wydaje na początku programu "Tata w tarapatach". No bo skoro chodzi o to, by "challenge’ować" ojców, to oznacza, że dla nich nawet bycie dorosłym człowiekiem jest wyzwaniem, które ich przerasta i warto to pokazać w telewizji.

Niestety każdy kolejny odcinek "TwT" jest nudniejszy od poprzedniego. Okazuje się bowiem, że ojcowie nie są jednak debilami, którzy nie wiedzą jak poradzić sobie w życiu. To po prostu faceci, którzy żyją w pewnym specyficznym patriarchalnym układzie, ale już w 8. minucie pierwszego odcinka dowiadujemy się dlaczego.

Właśnie w tym momencie żona pierwszego bohatera na pytanie, czy kiedykolwiek poprosiła swojego chłopa, aby jej pomógł, odpowiada "Nie… nigdy o tym nie pomyślałam".

Ojcowie od pierwszych minut mają przerażenie w oczach. Nie wiedzą, co ze sobą począć. Wiadomo, facet jest głupi i jak w pobliżu nie ma mamusi czy żony, to nie przygotuje sobie nawet śniadania.

Oczywiście – nie powinien mieć powodów do dumy ojciec, który nie wpadł na pomysł, aby spytać żonę, czy nie potrzebuje pomocy w obowiązkach domowych, ale pokazuje to też najczęstszy problem w związkach – brak komunikacji.

Na przestrzeni 8 odcinków serii okazuje się, że ojcowie nie tylko umieją zrobić wszystko, czego od nich się wymaga, ale nawet gdy popełniają błędy, szybko je naprawiają. To jest szokujące, bo założenie jest przecież takie, że to duże, głupie dzieci, które nie powinny sobie radzić bez pomocy mam czy żon.

Stereotypy na temat ojcostwa są szkodliwe
To, co jednak jest najbardziej problematyczne w tym programie to kolejna okazja, żeby powielać idiotyczne stereotypy wciskane nam od tysiącleci. "Baba ma być w domu, facet ma pracować na babę". Każdy odcinek kończy się niesłychanym zdaniem: "Miejmy nadzieję, że od teraz tata będzie częściej pomagał mamie."

Musimy wreszcie przestać postrzegać rodzicielstwo jako relację dwóch jednostek, w której jedna osoba pomaga drugiej. Musimy w całości brać odpowiedzialność za wspólne życie.

Oczywiście pary nadal muszą pozostać indywidualnościami, ale sam pomysł, że któreś z nich jedynie "pomaga" prowadzić dom drugiej osobie, automatycznie wypacza postrzeganie świata przez dzieci.

Skoro kamery weszły do domu, aby oglądać gotującego i sprzątającego tatę, może to oznaczać tylko jedno. Ojcowie, którzy zajmują się domem, są dla telewizji czymś dziwnym. Są "freakami", których warto pokazać. Są zjawiskiem, które trzeba nagrywać, a potem prezentować w całej Polsce. Ojciec w kuchni? Ojciec w domu? Kto to widział!

Wiecie co? Ja też mam pomysł na program. Ponieważ, jak wiadomo, baby powinny siedzieć w domu, dla odmiany wyślijmy je do pracy i zobaczmy, jak sobie poradzą. Ale będą jaja! Wyobraźcie sobie kobietę, która pracuje i zarabia na rodzinę? Szaleństwo.

A jakby jeszcze sama prowadziła samochód? Albo mogła głosować? To będzie hit. Czy ktoś może mi podać numer telefonu do producentów z TVN Style? Może będą zainteresowani?