Jestem ekspertem od wychowania dzieci! Jest jeden problem: nie mam pojęcia, co robię. To nic złego

Kacper Peresada
Lubię myśleć, że mam całkiem dobre pomysły dotyczące wychowania moich dzieci. Uważam się za logicznie myślącego człowieka, który wierzy, że jest w stanie zapewnić dzieciom rozwój intelektualny i emocjonalny. Staram się z nimi rozmawiać, próbuję zapewnić im bliskość, oferuję zrozumienie i mam nadzieję, że wynikną z tego same dobre rzeczy. Ideał? Niestety nie.
Fot: Clem Onojeghuo/Unsplash
Jest sporo ironii w tym, że piszę teksty o ojcostwie i jednocześnie głęboko w nie wierzę. Sądzę, że mam rację w większości przypadków. Uważam, że do każdego dziecka powinniśmy podchodzić w inny sposób. Jestem przekonany, że wielu rodziców wywiera na dzieciakach zbyt dużą presję, a do tego rzeczywistość bezlitośnie okrada je z dzieciństwa.

Wydaje mi się, że moje opinie są właściwe i biorą się z doświadczenia, które zdobyłem jako jako rodzic – i z tego, co zaobserwowałem wokół siebie przez wiele lat.

Ponadto, będąc w kwiecie wieku (jako trzydziestolatek) zacząłem coraz częściej zauważać wpływ pewnych zachowań moich rodziców na moje postępowanie w życiu. Staram się to analizować i zastanawiać się, czy nie popełniam podobnych błędów w przypadku moich dwóch synów.

To, co spieprzyłem

Dlatego siedzę i myślę. Zastanawiam się, co było dla mnie ważne gdy byłem mały, czego mi brakowało i jakie niosło to następstwa. Wymyślam zasady wychowawcze, tworzę listy, staram się urozmaicać życie moich synów i traktować ich tak, jak chciałbym być traktowany. A potem stwierdzam, że i tak jakoś to wszystko spieprzyłem.


Mój ojciec zmarł gdy miałem 11 lat. Dlatego podświadomie od narodzin mojego pierwszego syna żyłem w przekonaniu, że najważniejsze jest to, abym przy nim był. Tylko co, jeśli za bardzo się nim zajmowałem? Co, jeśli przez moją ciągłą obecność nie nauczyłem go samodzielności?

Co, jeśli wybierając rozrywki, które mają go rozwijać, wywołałem w nim niedorozwój kulturalny w innym obszarze?

Co, jeśli starając się, aby rozumiał, że ma prawo decydować o sobie w pewnych sprawach doprowadziłem do tego, że będzie nieposłusznym dupkiem?

Co, jeśli wszystko, co robię spowoduje, że jako dorosły mężczyzna może nie będzie spieprzony w taki sposób jak ja, ale przy okazji zafunduję mu zupełnie inne problemy?

„Co, jeśli?” to pytanie, które zadaje sobie nieustannie. Wydaje mi się, iż coś tam wiem, ale regularnie uświadamiam sobie, że jednak jestem idiotą. Patrzę na to, co zrobiłem i łapię się, na tym, że spieprzyłem i jestem tym przerażony, bo wiem, że każdy mój błąd ma wpływ na dwójkę małych ludzi.

Czasami lubię usiąść do komputera i napisać tekst o tym, że mam swoją opinię na temat wychowania dziecka. Jestem z siebie zadowolony, bo mam poczucie, że przekazałem to w co wierzę i co uważam za słuszne. Gdy ludzie mówią „fajny tekst, zgadzam się”, klepię siebie samego po plecach i idę do domu z przekonaniem, że wiem co robię. Tymczasem okazuje się, że wszystkie mądre słowa, które napisałem nie mają znaczenia, bo moje dziecko jest tego dnia niegrzeczne albo nieposłuszne, niemiłe albo po prostu wredne. I utwierdzam się w przekonaniu, że jednak jestem idiotą.

Popełniam błędy, a potem je naprawiam

Mam rację. Jestem głupi jak but, podobnie jak niemal każdy rodzic. Tylko nie każdy jest gotów przyznać się do tego. Bycie rodzicem jest jak granie w ciągle zmieniającą się maszynę do pinballa. Próbujesz posłać kulkę w odpowiednie miejsce, co może zapewnić ci milion punktów, ale wystarczy, że źle trafisz w kulkę, ta odbije się od jakiejś przeszkody i wypadnie z gry.

Nasze najlepsze plany regularnie spalają na panewce. Wszyscy chcemy być dobrymi rodzicami, ale choćbyśmy byli największymi geniuszami na świecie, wiele rzeczy nam nie wyjdzie. Zaryzykuję stwierdzenie, że prawdopodobnie większość.

Czasami mówię sobie, że jestem idiotą, ale to nic złego. Jeśli popełnię błąd, staram się go naprawić. Robię co mogę, aby moje dzieci miały dobre życie w przyszłości.

Czy można od kogoś oczekiwać czegoś jeszcze? Smutna prawda o byciu rodzicem jest taka: w tej robocie błędy popełnia się każdego dnia, ale nie można się załamywać. Wszyscy mamy ten sam cel – chcemy, aby nasze dzieci były szczęśliwymi ludźmi, w dzieciństwie i gdy dorosną.

Gdy staną się dorosłe, to one będą musiały zmierzyć się z rolą rodzica – a także z poczuciem, że nie wiedzą, jak postępować.