Kilkuletni youtuberzy. W taki sposób rodzice zmieniają swoje dzieci w maszynki do zarabiania kasy

Kacper Peresada
Mój 7-letni syn ma zakaz oglądania Youtube’a, jeśli nie ma mnie w pobliżu. Nieważne, czy są z nim babcia czy dziadek. Jestem jedyną osobą w rodzinie, która rozumie, jak działa YouTube – na tyle, by choć trochę ograniczyć dostęp mojego dziecka do obrzydliwych treści, które można tam znaleźć.
fot. bruce mars / Pexels
Oczywiście mój syn i tak zdołał dorwać się do kanałów, których sam nie chciałbym nigdy zobaczyć. Jego fascynacja Youtube'em jest wielka, więc szybko wpadł na pomysł założenia własnego kanał i kręcenia własnych filmików.

Zgodziłem się na to, ale postanowiłem, że kanał mojego syna będzie całkowicie prywatny. Jego filmiki mogą oglądać tylko członkowie rodziny, do których wyślę wiadomość z linkiem. Dlaczego? Bo bycie youtuberem to ciężka praca, którą nie powinno obarczać się dzieci.

W ciągu ostatniej dekady świat rozrywki zmienił się całkowicie. Młodzi ludzie przestali oglądać telewizję, a swoje zainteresowanie przenieśli się na różne serwisy internetowe. Youtube, Tik Tok czy Instagram stworzyły pokolenie nowych gwiazd, które całe swoje życie poświęcaj internetowi.


Historia wielu youtuberów wygląda podobnie. Najpierw chcą jedynie kręcić śmieszne filmiki wspólnie ze znajomymi po to, by pokazać je bliskim. Któryś z filmów może zostać zauważony przez kogoś spoza kręgu znajomych i zyskać dzięki temu dużą liczbę wyświetleń.

Podekscytowany twórca czuje wtedy potencjał, więc próbuje powtórzyć sukces swojego pierwszego hitu. To niestety udaje się niewielu domorosłym twórcom, a nawet jeśli się zdarza, wymaga czasu i ciężkiej pracy.

W międzyczasie początkujący youtuber zaczyna mieć wątpliwości. Skoro raz udało mu się stworzyć hit to dlaczego nie potrafi tego powtórzyć? Dlaczego kolejny filmik nie zyskał zainteresowania? Co robi źle, że mu się nie udaje?

Praca, praca, depresja, praca

I tak to trwa. Ci, którym się udaje, ciężko pracują na swój sukces mierzony wyświetleniami filmów i pieniędzmi z reklam. Tyle, że im więcej zdobywa się fanów, tym bardziej rośnie presja, aby utrzymać poziom, którym przyciągnęło się widzów.

W maju 2018 roku 19-letnia Elle Mills, uznawana za jedną z najciekawszych youtuberek, nagrała film, w którym powiedziała że, choć spełniła swoje marzenie o sławie, czuje się całkowicie wypalona.

„O tym marzyłam, a mimo to czuję się nieszczęśliwa. Dlaczego? To nie ma sensu” – mówiła Kanadyjka w pełnym emocji nagraniu. Mills ogłosiła też, że znika z Youtube'a, ponieważ nie radzi sobie z presją.
W ciągu ostatnich lat Youtube coraz bardziej zmienia się w platformę dla dzieci. Nie chodzi jedynie o widzów, ale też o osoby, które tworzą filmiki. Dość powiedzieć, że najlepiej zarabiającym youtuberem 2019 roku okazał się 8-letni Amerykanin Ryan Kaji, który w internecie recenzuje zabawki.

W Polsce dziecięcych twórców też nie brakuje. Do najpopularniejszych należą Mela Modela, VlogNikolTV, Misia i Ja, dużo widzów mają też kanały Marcela i Miłosza Mazura, a także vlog Hejka Tu Lenka oraz jej trzyletni (!) brat prowadzący kanał Siema tu Marcel. Cechy wspólne tych youtuberów? Młody wiek, a także fakt, że za karierę odpowiedzialni są ich rodzice.

Na wielu dziecięcych kanałach co miesiąc pojawia się nawet kilkanaście filmików, w nich młodzi twórcy pokazują fanom swoje życie. Można zobaczyć, że się uczą albo że chodzą po zakupy z rodzicami. Pojawiają się oczywiście recenzje zabawek, a także całkowicie zmyślone historie, którymi rodzice–scenarzyści starają się zainteresować młodą widownię.

Przekraczanie granic prywatności

W dokumentowaniu rodzinnego życia nie ma nic złego. Sam to robię, na swój Instagram wrzucam zdjęcia swoje i dzieci. Każdy rodzic chętnie włącza kamerę w telefonie podczas szkolnych uroczystości, spotkań rodzinne czy wyjazdów wakacyjnych.

Tyle, że w ostatnich latach ten rodzinny ekshibicjonizm rodziców osiągnął wyższy poziom. Oversharing i sharenting, pojęcia opisujące nadmierne eksponowanie prywatności dzieci w sieci, to zjawisko znane właściwie każdemu, kto zaglądał kiedykolwiek na Instagram.

Zbudowanie popularnego kanału na Youtubie to ciężka praca. Trzeba nie tylko tworzyć ciekawe treści dla odbiorców, trzeba też robić to regularnie. Dziecięca widownia bardzo łatwo traci zainteresowanie swoimi ulubieńcami, jeśli nie mają im nic ciekawego do zaproponowania.

– Nie możesz pozwolić sobie na przerwę w nagrywaniu – tłumaczy mi Iwona (imię zmienione). Na co dzień pracuje w agencji zajmującej się influencerami. – Jeśli stracisz tempo, twój kanał przestanie być widoczny. Nawet jeśli będziesz mógł poszczycić się dużą liczbą subskrybentów, nie przełoży się ona na liczbę odtworzeń filmów. A to oznacza, że nie zarobisz.

Wiele osób, i starszych, i młodszych, w takiej sytuacji przeżywa załamanie. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co czują dzieci. Zarabiały tyle, że żyła z tego cała rodzina, a nagle to się kończy, bo kanał traci popularność – mówi Iwona.

Tajemnica sukcesu kilkuletnich youtuberów jest bardziej skomplikowana. To dzieci są gwiazdami sieci, ale niemal wszystkie materiały, które pojawiają się na tych dziecięcych kanałach, tworzą rodzice. Oni też zajmują się współpracą komercyjną z firmami.

– Są takie kanały dziecięce, na których miesięcznie pojawia się 20 filmów. Dzieciaki nie rozstają się z telefonem, a rodzice chodzą z nami krok w krok i wszystko filmują – opowiada Iwona.

Według niej największym problemem jest brak ustalonych reguł dotyczących tworzenia filmów na Youtubie, w których pojawiają się nieletni.

– Przez lata słuchaliśmy historii o dziecięcych aktorach z Hollywood wykorzystywanych przez rodziców. Ale przecież w przemyśle filmowym istnieją jasne reguły, wiadomo ile godzin dziecko może spędzić na planie, ile musi zarobić i tak dalej – mówi Iwona.

Youtube nie oferuje takich gwarancji. Nikt nie sprawdza, czy kilkulatki, które pojawiają się w filmikach bijących rekordy oglądalności, nie są cynicznie wykorzystywane przez pazernych rodziców.

Dzieci mogą w ogóle nie zdawać sobie sprawy, że dzieje im się jakaś krzywda. Jeśli kamera towarzyszy ci właściwie od urodzenia, takie życie staje się dla ciebie normalnością.

Dlatego nie wydaje ci się dziwne że, zamiast iść na rower z kolegami, musisz w ciągu weekendu nakręcić 5 filmików. Dla kilkulatków obecność przed kamerą, nawet jeśli operatorem jest ojciec czy matka, to biznes – jeśli twój kanał rozwija się i pojawiają się reklamodawcy, to zabawa się kończy, a pojawiają się poważne zobowiązania, a w ślad za nimi – deadline’y, których trzeba dotrzymywać.

Tworzenie filmów na Youtube'a wymaga czasu, więc każdy youtuber, nawet kilkuletni, żyje w permanentnym stresie. Kolejny filmik musi pojawić się w sieci w ustalonym terminie, no i musi być przynajmniej tak dobry jak poprzedni – a najlepiej jeśli będzie jeszcze lepszy, zbierze więcej wyświetleń i więcej polubień.
– Zauważyłam, że rodzice, nawet ci z pozoru ogarnięci, nie rozumieją, jak wielki wpływ ma to wszystko na ich dzieci – tłumaczy Iwona. – W pewnym momencie na ukochane dziecko zaczynasz patrzeć jak na pracownika. Oczekujesz że wykona swoją pracę bo, jeśli się nie spisze, pieniędzy nie będzie.

Rodzice nie muszą nawet tego mówić, dzieci i tak błyskawicznie wyczuwają takie rzeczy. Gdy ich kanał notuje gorsze wyniki oglądalności, zaczynają się martwić tym, że spełniają oczekiwań rodziców.

Kilka tygodni temu Marcin Mazur, popularny youtuber, ojciec Miłosza i Marcela (również obecni na Youtubie) wypowiedział się na temat twórców wideo, którzy jego zdaniem zbyt biznesowo podchodzą do obecności w sieci.

– Zobaczyłem na jednym z kanałów, że w ciągu ostatnich trzech tygodni pojawiło się tam 19 filmów. Czyli praktycznie codziennie pojawia się jeden film. Nie wiem kiedy oni są to w stanie robić. (...) To rodzice podejmują decyzję. Są kanały, które regularnie wrzucają filmy. A to oznacza, że musisz je nagrać. (...) I wszystko, co robisz jest robione kosztem czegoś.

Nie chodzi o to, że jest to kosztem nauki, ale swobody dzieci – tłumaczył Mazur w swoim vlogu.

Jak łatwo zarobić na swoim dziecku

– Ludzie cały czas zgłaszają się do nas ze swoimi dziećmi. Czasami ciężko się na to patrzy. Widzisz trzylatka, który ledwie umie mówić, ale już jest wykorzystywany przez rodziców do reklamowania zabawek na Youtubie – opowiada Iwona.

Dodaje, że na kanałach dziecięcych często pojawiają się reklamy produktów udające zwyczajne "vlogowe" filmiki. Dorosłych bawi, gdy znana instagramerka wrzuca zdjęcie, na którym przytula się do butelki z płynem do zmiękczania tkanin. Kilkuletni widzowie nie rozumieją takich rzeczy.

A zwłaszcza najmłodszym powinno się wyjaśniać, że 8-latek którego oglądają, zachwyca się prezentowanymi przez siebie zabawkami, bo ktoś zapłacił za to jego rodzicom, a nie dlatego, że je lubi.

Mało, który youtuber jest w stanie długo utrzymać status gwiazdy. Gdy dobra passa się kończy, twórcy nie wiedzą co ze sobą zrobić, popadają w depresję, nie radzą sobie z życiem.

Gdy jesteś dzieckiem, które dzięki zabiegom rodziców zyskało popularność w sieci i zarabia na utrzymanie całej rodziny, moment, w którym to się skończy może być traumatyczny. Czy rodzina nie przestaną cię kochać? Czy koledzy będą się z tobą bawić?

W 2019 roku kobieta, która prowadziła popularny kanał dziecięcy „Fantastic Adventures” trafiła do więzienia, gdy wyszło na jaw, że znęcała się nad dziećmi biorącymi udział w kręconych przez nią filmikach – jeśli miały kłopot z zapamiętaniem swoich kwestii, atakowała je gazem pieprzowym albo podtapiała w wannie z lodowatą wodą.

To jeden z najbardziej przejmujących przypadków, ale niestety nie pierwszy w historii Youtube'a. O ilu podobnych jak dotąd nie usłyszeliśmy?

– Nic się nie zmieni. Firmy chcą się reklamować na kanałach dziecięcych, więc młodzi youtuberzy będą promowani na Youtubie – komentuje Iwona. – Rodzice nie zwracają uwagi na to, co ich dzieci robią w sieci, więc tym łatwiej jest wcisnąć pierdoły nieświadomym dzieciakom. A przecież tylko o to chodzi.