Ojcostwo po przerwie. Faceci o tym, jak zostaje się ojcem kolejny raz, gdy już wyszedłeś z pieluch
Najpierw jest pierwsze dziecko, a z nim twój dom zamienia się w chaos. Masz poczucie, że mieszkasz w skłocie, w którym codziennie ktoś wywraca wszystko do góry nogami. Żyjesz jak zombie, opanowujesz sztukę snu na stojąco, w półminutowych interwałach. Pieluchy zmieniasz na biurku, karmisz w łazience, ubierasz w kuchni. Żywisz się nadzieją, że to wszystko pewnego dnia się skończy.
Tak zazwyczaj wyobrażają to sobie ojcowie jedynaków i jedynaczek. Drugie dziecko, zwłaszcza gdy pierwsze jest już starsze, brzmi jak zapowiedź huraganu nawiedzającego miasto, którego mieszkańcy wciąż próbują pozbierać się po poprzednim. Czy tak jest zawsze? Otóż niekoniecznie.
– Miałem 19 lat, gdy dowiedziałem się, że zostanę ojcem – wspomina Wojtek. Dzisiaj ma 37 lat, pracuje jako programista i jest ojcem 17-letniej Marysi oraz 9-letniej Hani. – Gdy oznajmiłem rodzicom, że będę miał dziecko, mój niepijący ojciec bez słowa sięgnął do barku i nalał sobie kieliszek wódki. Podobno też poszedł do moich starszych braci i ochrzanił ich za to, że nie dali mi prezerwatyw.Nie wiedziałem, co mnie czeka
– Jeśli chodzi o ojcostwo, nie miałem pojęcia, co mnie czeka – opowiada Wojtek. – Szkoły rodzenia nie były wtedy tak popularne jak dzisiaj. Zaliczyliśmy spotkanie z pielęgniarką, w godzinę próbowała przekazać nam niezbędną wiedzę. Przez pierwsze lata życia Maryśki mieszkaliśmy z moimi rodzicami. Bardzo nam pomagali, ale takie relacje nigdy nie są ani słodkie, ani łatwe.
Po przeprowadzce do własnego mieszkania zaczęliśmy starać się o drugie dziecko. Nie chciałem z tym zwlekać ze względu na różnicę wieku między rodzeństwem. Po niespodziance, którą sprawiła nam Marysia, nie spodziewałem się problemów z zajściem w ciążę. Ostatecznie jednak nasze córki dzieli aż 8 lat.
Młodsza, Hania, po porodzie ważyła niecałe 2 kg. W porównaniu do innych dzieci na porodówce była malutka i krucha. Okazało się jednak, że opieka nad nią była o wiele łatwiejsza niż przy Marysi. Przy pierwszym dziecku wszystkiego się uczysz. Przy drugim wszystko wiesz.
Wszystko się zmieniło, gdy Marysia poważnie zachorowała. Walka o jej zdrowie trwała kilka lat. Do dzisiaj pamiętam rozmowy z malutką Hanią o tym, dlaczego spędzam czas w szpitalu, zamiast się z nią bawić. To najtrudniejsze wspomnienia – opowiada Wojtek.
– Teraz Maryśka jest już nastolatką, ma konto na Instagramie, kosmetyczkę pełną mazideł i własne zainteresowania. Hania z kolei chodzi dopiero do trzeciej klasy podstawówki. Mają zupełnie różne problemy, ale potrafią się dogadać na tyle, że mogę je zostawić w domu i pójść z żoną do kina czy knajpy. Mam trochę luzu i mogę nadrabiać zaległości z młodości. Jak dobrze pójdzie, będę dziadkiem przed 40-tką. Żartuję, zamordowałbym Maryśkę za to – śmieje się Wojtek.
Piotr, 43-letni właściciel agencji PR, ma trójkę dzieci. Najstarsza, Ania, skończyła 10 lat. Są też trzyletni Szczepan i roczny Wojtek. – Przed pojawieniem się drugiego dziecka byłem szefem działu „Alkohole” w jednym z magazynów dla facetów. Imprezowałem, ale przy jednym dziecku człowiek ma sporo luzu.Tego żywiołu nie da się ogarnąć
Byłem jednak świeżo po rozwodzie, więc nie był to spokojny okres w moim życiu. Zamieszkaliśmy razem z moją nową partnerką i córką z pierwszego małżeństwa. Na początku wszyscy chodziliśmy wokół siebie na palcach. Na wieść o drugiej ciąży mega się ucieszyłem. Zawsze chciałem mieć dużo dzieci – wspomina Piotr.
– Przy pierwszym dziecku dopadła mnie gadżetomania i kupowałem dużo plastikowych bzdetów dla bobasa. Nawet samochód zmieniłem. Byłem tak zielony, że na dobrą sprawę nie zastanawiałem się, jak to będzie. Dopiero gdy zobaczyłem moje pierwsze dziecko w szpitalu, zrozumiałem, że w moim życiu pojawił się nowy człowiek i za chwilę wszystko się zmieni. Przestraszyłem się…
Przed narodzinami Szczepana wydawało mi się, że wszystko już wiem. Pierwsze zderzenie z rzeczywistością miało miejsce w szkole rodzenia. Gdy Szczepan pojawił się w naszym domu, zdałem sobie sprawę, jak bardzo wyparłem trudne doświadczenia z przeszłości. Opowiadałem wszystkim, że moja najstarsza córka grzecznie spała, jadła i że nie było z nią żadnych problemów. Tymczasem była zwyczajnym, wrzeszczącym dzieckiem.
Byłem bardzo zmęczony tym podwójnym rodzicielstwem. Gdy Szczepan przyszedł na świat, akurat założyłem firmę, kupiłem też mieszkanie i po pracy woziłem książki czy meble do naszego nowego lokum.
Do tego jeszcze musiałem dogadać się z byłą żoną, by nie stracić kontaktu z córką z pierwszego małżeństwa – mówi Piotr. – Pędziłem na łeb, na szyję, by odebrać ją ze szkoły, zabrać na spacer i pogadać z nią o Pokemonach. Bywało ciężko. Pewnego wieczoru, gdy przebierałem Szczepana, „strzelił” kupą w moją stronę. Zrobiłem unik, więc zawartość pieluchy wylądowała na pościeli. Byłem tak zmęczony, że zamiast zmienić prześcieradło, odwróciłem je tak, by plama znalazła się w nogach łóżka – wspomina Piotr ze śmiechem.
– Teraz mam trójkę dzieci i stwierdzam, że tego żywiołu nie da się ogarnąć. W domu nieustannie jest hałas i nic nie działa. Nie jestem w stanie złożyć prania, bo któreś z dzieci za chwilę przyleci i wypieprzy wszystkie ubrania w kosmos. O zaplanowaniu randki z żoną nawet nie wspominam.
Nie wyobrażam sobie jednak innego życia. Takie ojcostwo odmładza. Moi kumple mają nastoletnie dzieci, więc niebawem mogą zostać dziadkami. Ja tymczasem siedzę w pieluchach i chodzę na plac zabaw. Stałem się dzięki temu młodszy o 10 lat.
– Moja historia jest trochę inna – mówi Tomek, 49-letni dziennikarz radiowy i muzyk. Ma dwie córki, trzyletnią Zosię i dwumiesięczną Michalinę. – Największą zmianą dla mnie były narodziny pierwszej córki. Gdy się urodziła, miałem 46 lat.Przywykłem do wygodnego życia
Długo byłem sam i przyzwyczaiłem się do wygodnego życia. Koncentrowałem się na pracy i na muzyce. Chodziłem na koncerty, grałem też w zespole. Kilka razy w tygodniu mieliśmy próby. Lubiłem spotkania ze znajomymi, w ten sposób odreagowywałem stres. Tak przynajmniej wtedy mi się wydawało.
Zanim został ojcem, sprawował jedynie opiekę nad dwoma psami. – Gdy okazało się, że będę ojcem, zacząłem dużo czytać, rozmawiałem też z kolegami, którzy już mieli dzieci. Wiedziałem, czego nie chcę robić, bo zależało mi na tym, by nie popełniać błędów mojego ojca – wspomina Tomek.
Zosia szybko została „córeczką tatusia”. – Pamiętam chwilę, gdy byliśmy z malutką Zosią na spacerze. Niespokojnie spała w wózku, w pewnej chwili otworzyła oczy, spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i powiedziała „tatuś”. Potem westchnęła i zasnęła. Mnie zaś natychmiast spociły się oczy – Tomek zawiesza głos.
– Chcieliśmy, by nasza córka miała rodzeństwo. Oczywiście, gdy okazało się, że będziemy mieli drugie dziecko, wpadłem w popłoch, bo nie byłem pewien, czy damy sobie radę. Na szczęście wiedza zdobyta przy pierwszym dziecku bardzo się przydała.
Teraz jestem domatorem jak nigdy dotąd. W moim życiu wszystko zmieniło się o 180 stopni. Mam nowe cele i zupełnie inne priorytety – opowiada Tomek. – Do domu wracam jak na skrzydłach, a ojcostwo mnie odmładza. Poza tym mam trzy cudowne kobiety u swego boku, więc staram się robić wszystko, by nasze życie było łatwe, mądre, ciekawe i inspirujące. Przede wszystkim jednak – dobre.