Nie, moje dzieci nie są wyjątkowe. Twoje też nie, więc pogódź się z tym, bo nie ma w tym nic złego
Po tym jak zostaniesz ojcem, prawdopodobnie przyjdzie ci do głowy, że twoje dziecko będzie lepsze i mądrzejsze od rówieśników, którzy otaczają go najpierw w żłobku, potem w przedszkolu, szkole i liceum. Pękasz z dumy, bo jako pierwsze tak szybko zaczęło mówić - albo samo sięgnęło po pierwszą książkę? Może twoje dziecko ładnie rysuje albo świetnie kopie piłkę? W takich chwilach w głowie ojca pojawia się myśl: „Czeka je świetlana przyszłość, bo gołym okiem widać, że jest wyjątkowe, ma talent”.
Zapewne w takiej sytuacji powiedziałbyś sobie: "Wyjątkowy z niego/niej człowiek”. Niestety problem polega na tym, że twoje dziecko zapewne wcale nie jest i nigdy nie będzie wyjątkowe. I, prawdę powiedziawszy, nie ma w tym nic złego.
Gdy napisałem jakiś czas temu tekst o tym, że nie chcę mieć dużo pieniędzy, jeden z czytelników w komentarzu określił mnie mianem “szaraczka”. Jego zdaniem nie jestem nikim wyjątkowym, a jedynie gościem, który nie umie zarabiać pieniędzy i tę nieumiejętność usprawiedliwia swoim "wyborem". Przeczytałem to i pomyślałem: dobrze, nawet jeśli jestem szaraczkiem, czy coś w tym złego?Zawsze niezły. Nigdy wyjątkowy
Czułem się z tym bardzo dobrze. Byłem doceniany przez mamę, chwalony przez nauczycieli, przedstawiany przez bliskich jako ktoś wyjątkowy. Tyle, że nie byłem wyjątkową osobą. Bo moje osiągnięcia wcale takie nie były. No dobrze, może z wyjątkiem wygranej w konkursie wiedzy o Radiu Maryja.
Oprócz mnie w Kangurze (ogólnopolski konkurs matematyczny dla uczniów) wyróżniono tysiące innych dzieci w Polsce. Zapewne miały nawet lepsze wyniki ode mnie, bo szczytem moich możliwości było wygranie kilku nagród w postaci długopisu. A że wyróżniałem się na tle kolegów i koleżanek z klasy? Rzeczywiście to niesamowite dokonanie jeśli w dodawaniu jesteś lepszy od innych 10-latków.
Myślałem też, że jestem niezłym pianistą, do momentu gdy jedna z nauczycielek na egzaminie do średniej szkoły muzycznej stwierdziła, że nie wie jakim cudem w ogóle dostałem się do jakiejkolwiek szkoły muzycznej.
Brałem udział w konkursach pianistycznych, ale nigdy nie zdobyłem nawet wyróżnienia. Oczywiście – byłem wyjątkowy, bo byłem jedynym dzieckiem mojej matki, które grało na jakimś instrumencie, ale w sumie nie było we mnie nic szczególnego. Może poza tym, że jako jedna z trzech osób w Polsce (były trzy kategorie wiekowe) wygrałem konkurs wiedzy o Radiu Maryja, z okazji 10. urodzin radiostacji.
To samo tyczy się również moich dzieci. Są wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Ale zarazem – nie są. To, że mój syn jako dwulatek mówił pełnymi zdaniami, oznacza tyle, że jest jednym z miliarda dzieci w historii ludzkości, które to potrafiły. Im jestem starszy, tym bardziej wydaje mi się, że rozumiem, a przynajmniej jestem w stanie dostrzec błędy rodzicielskie, które moi rodzice popełnili w stosunku do mnie.Nie jesteś środkiem Wszechświata. Twoje dziecko też nie
Jednym z nich było wychowanie mnie właśnie w poczuciu, że jestem kimś wyjątkowym. Wszystko było okej dopóki przynosiłem ze szkoły świetne stopnie, ale jeśli na nich opierało się przekonanie o mojej wyjątkowości to czy, gdy przestałem być najlepszy w klasie, automatycznie nie byłem już tym, kogo wcześniej kochała moja mama?
Czy to, że ktoś grał ode mnie lepiej w piłkę, szybciej pływał, albo nawet to, że teraz zarabia więcej ode mnie, sprawia, że staję się nikim i powinienem się tego wstydzić?
Ponieważ w oczach mojej mamy byłem wyjątkowy, uważałem, że MUSZĘ być wyjątkowy. Lepszy od innych. A jeśli nie jestem wyjątkowy w oczywisty statystycznie sposób, oznacza to, że zawodzę samego siebie, bo nie wykorzystuje potencjału (tego legendarnego potencjału, o którym mówi każda szkolna psycholog), który posiadam.
Każde dziecko z czasem zauważy, że powtarzane mu przez całe dzieciństwo słowo "wyjątkowy" coraz rzadziej bywa stosowane w dorosłym świecie. Dostrzeże też, że inni są lepsi od niego w rysowaniu, śpiewaniu czy recytowaniu wierszyków.
Ja byłem przekonany, że będę kimś wielkim – w końcu tak mówiła moja mama. Może, gdybym miał świadomość, że jestem zwyczajnym chłopcem, byłoby mi łatwiej pogodzić się z tym, że nie jestem najlepszy, najmądrzejszy i „naj” w dowolnej kategorii. Mało kto jest. Tyle, że wcale nie trzeba być wyjątkowym, aby wykazać swoją wartość dla świata.
Wiem, że łatwo mi to mówić, ponieważ zapisałem się złotymi głoskami w historii Radia Maryja i w ten sposób osiągnąłem statut osoby wyjątkowej. Ale uwierzcie mi, bycie najlepszym jest przereklamowane. Jako społeczeństwo szukamy nieustannie kolejnych sposobów na to, aby czuć się lepszymi od innych. Walczymy o popularność w mediach społecznościowych, uprawiamy swoisty kult jednostek i marzymy o własnej wielkości, co potrafi zaburzyć psychikę ludzi w każdym wieku.
Nie ma nic złego w tym, że ktoś chce być wyjątkowy. Ale dobrze wiedzieć, że większość z nas taka nie jest – i bycie wyjątkową osobą wcale nie jest konieczne do tego, by mieć szczęśliwe życie. To dotyczy również dzieci. Pozwólmy naszym synom czy córkom żyć w świecie, w którym wyjątkowość jest naprawdę wyjątkowa.
W 2012 roku do sieci trafiło przemówienie nauczyciela z jednej z amerykańskich szkół. Mówił on uczniom coś zaskakującego: że nie są wyjątkowi. W USA jest 37 tysięcy szkół średnich. W każdym uczą się setki nastolatków. Każda ze szkół ma swoich sportowców, najlepszych naukowców i najzdolniejszych młodych dziennikarzy.
Dzieciaki powinny mieć tego świadomość. Im później to zrozumieją, tym trudniej będzie im się pogodzić z tym, że świat nie kręci się wokół nich. Jak powiedział David McCullough: “Zdaniem astrofizyków Wszechświat nie ma środka, dlatego nie możesz nim być”.
Moje dzieci będą normalnymi ludźmi. Nie ma w nich nic wyjątkowego. Będą dobre w paru rzeczach i beznadziejne w wielu innych. Jeśli będą o tym wiedziały, wierzę, że ich życie będzie łatwiejsze. Bo bycie sobą jest o wiele ważniejsze od walki o to, by stać się kimś wyjątkowym.