Takiego ślubu nie da się zapomnieć. Mężczyźni wspominają swoje największe weselne wtopy

Andrzej Chojnowski
Są w życiu mężczyzny naprawdę ważne wydarzenia, takie które na długo zostają w pamięci. Pierwsza rata kredytu hipotecznego. Promka na gry w serwisie Steam. Zbity ekran w nowym iPhone'ie. I jest też ślub oraz wesele. Najczęściej zostają po nich zdjęcia, na których wyglądasz jak przerażona sarna w światłach TIR-a, do tego w źle dobranym garniturze. Trudno, ważne że tych chwil sprzed ołtarza nikt ci nie odbierze.
Miłe złego początki – to dobre podsumowanie każdego wesela Fot: Warner Bros
Do tego masz pamiątkowy film za kupę siana, którego i tak nigdy nie obejrzysz. No i zostają wspaniałe wspomnienia. A nie, czekaj – wspomnienia niekoniecznie. One potrafią być różne, nie zawsze kolorowe. Oczywiście nie mówimy od razu o weselach w stylu tego, co w „Grze o tron” wymyślił George R. R. Martin, ale czasem po ślubie i weselu pan i panna młoda latami leczą traumy. Czasem bywa też po prostu śmiesznie. Skąd to wiem? Zapytałem kilku mężów o ich wspomnienia.

Wirujący seks

– To jest bardzo filmowa sytuacja, zdaję sobie sprawę. Dosyć banalna jak na ślub. Ale ja w ogóle nie jestem tak zwanym „ciekawym człowiekiem” – śmieje się 41-letni Wojtek. – Chodzę po górach, oglądam seriale, z ubrań najbardziej lubię bluzy z kapturem, na wakacje z żoną najczęściej jeździmy nad Bałtyk. Jestem dość przewidywalny. Wesele też mieliśmy po bożemu, zjechała rodzina, był tort, barszczyk z pasztecikami, pan z kamerą, ładne dekoracje.


Mieliśmy też ten swój pierwszy taniec, bez którego nie może być wesela. Wybraliśmy utwór z "Dirty Dancing”, bo żona chciała zatańczyć jak ta para w filmie. Oboje lubimy „Dirty Dancing”, wiem ze to banalne, no ale już mówiłem, jestem przewidywalny. Pasowałbym jako typowy Polak do roczników statystycznych GUS-u – śmieje się Wojtek.

– Trochę trenowaliśmy ten taniec wcześniej, ale za mało, no bo przed ślubem wiadomo, że ciągle coś. Za dużo spraw na głowie. Do tego nigdy nie należałem do osiłków, w szkole zawsze wolałem lekcje informatyki, a nie WF. Taniec zaczęliśmy dobrze, szło nam okej, zaczynałem się wczuwać i ruchy wychodziły mi coraz lepiej, ale żona uparła się, że chce zrobić taki skok jak w filmie, kiedy ona się wybija, a Patrick Swayze ją podnosi.

Tu pojawił się problem. Zagapiłem się trochę, gdy zaczęła brać rozpęd. Kiedy spojrzałem, zobaczyłem, że żona do mnie biegnie, a potem już niewiele pamiętam. Wesele trzeba było przerwać, bo wyrżnąłem głową w podłogę i straciłem przytomność. Moja żona z kolei złamała ząb. Powieźli nas oboje na SOR, w tym smokingu i sukni. Tam mieliśmy dalszy ciąg wesela. Dzisiaj się z tego śmiejemy, ale wtedy przez kilka dni miałem straszny ból głowy, gorszy niż przy kacu - śmieje się Wojtek.

Gwiazdy filmowe

Moje wesele było niemal perfekcyjne. Wszystko się udało, przyjechali wszyscy goście, nie wpadł nikt niezapowiedziany. Jedzenie było spoko, dla nikogo nie zabrakło. Kasa też się zgadzała, goście nie żałowali siana – opowiada Tomek, który ślub brał dwa lata temu.

Lokal super, wynajęliśmy bardzo klimatyczną salę weselną, do tego zespół mojego kumpla, który na co dzień gra rokendrola, ale specjalnie dla mnie panowie spięli włosy i całą noc cisnęli "Majteczki w kropeczki" i takie tam, żeby goście byli zadowoleni. Jest tylko jeden kłopot, bo niestety nagranie z wesela, choć istnieje, ale tylko tyle można o nim powiedzieć. Że istnieje.

Problem polegał na tym, że ekipa filmowa dorwała się do wódki. Nie wiem jak, mieli przykazane, żeby nic nie brać do ust. Wiadomo, że jednego bym im nie odmówił w takim dniu, ale oni przyjęli znacznie więcej. Nie wiem, ile dokładnie, ale w trzeciej godzinie wesela kamerzysta i jego kumpel zaczęli tak dokazywać, że nie dało się wytrzymać. Z czasem zrobiło się naprawdę źle.
Fot: Splitshire/Pexels
Powiem tylko, że jeden z nich zwymiotował na stół i trochę też na tort – przyznaje Tomek. – Masakra. Musieliśmy ich wyrzucić, a właściwie wynieść, bo ten co wymiotował, nie nadawał się już do niczego. No ale, że tak powiem, smród pozostał. Jedyny film jaki mamy, nakręcił mój wujek swoją starą Nokią. Ale wiadomo jaki może być filmik z Nokii wujka - rozkłada ręce Tomek.

Orzeł czy reszka?

Z wesela mamy dobre wspomnienia – opowiada 31-letni Michał, który żenił się latem tego roku. Ze ślubu – trochę gorzej, można powiedzieć, że są bolesne. Było tak: wychodziliśmy z kościoła. Czekali tam na nas goście czyli standardowo. Miało być sypanie ryżem, ale ktoś wymyślił, że lepiej po staremu, rzucić monetami.

Spodziewaliśmy się deszczu jednogroszówek, no bo kto rzuca większymi nominałami. Niestety, ktoś z gości przejął się za bardzo tym sypaniem i rzucił jakąś ciężką monetą. Podejrzewam, że to było pięć złotych, no bo przecież nie nakrętka… W każdym razie moneta poleciała w tak dziwny sposób, że trafiła w moją żonę. A dokładnie w prawe oko.

Zrobiło się niewesoło, oko podeszło krwią – zamiast jechać na wesele, wynajętym Mercedesem oklejonym kwiatami i wstążkami pojechaliśmy na ostry dyżur, ale potem wróciliśmy i żona z opatrunkiem bawiła się do rana. Nie muszę jednak dodawać, że nie przepada za zdjęciami z naszego wesela.

Gdzieś dzwonią. Tylko gdzie?

To jest w ogóle niesamowita historia, aż trudno mi w nią uwierzyć, ale tak było rzeczywiście – opowiada 38-letni Krzysiek. – Tak się złożyło, że na ślub musiałem dojechać sam, więc wziąłem taksówkę. Podałem kierowcy nazwę kościoła, ale nigdy nie byłem dobry w te klocki, zawsze mi się te kościoły mylą, bo nie jestem szczególnie religijny, więc trudno mi zapamiętać, który jest który.

Byłem mocno zestresowany, no ale jaki miałem być w dniu własnego ślubu? – śmieje się Krzysiek. – Taksówkarz elegancko zawiózł mnie pod wejście, goście już czekali, nie patrzyłem na twarze, bo trema, do tego mam wadę wzroku, więc z daleka średnio widzę.

Wbiegam do kościoła, lecę w stronę ołtarza, a tam jakiś typ z moją przyszłą żoną. O co chodzi? Mój wyraz twarzy w tamtym momencie musiał być epicki. Jestem krótkowidzem więc musiałem podejść bliżej żeby zobaczyć co tam się wyprawia. Patrzę i widzę, że to zdecydowanie nie jest moja żona. Pomyliłem kościoły – Krzysiek zanosi się śmiechem.
Fot: Jeremy Wong/Pexels
– Byłem tak zestresowany, że na pamięć wybrałem kościół w którym miałem komunię i bierzmowanie. Na swój ślub się spóźniłem, ale ksiądz zaczekał, choć nie był szczęśliwy, a teściowie mieli takie miny jakbym im narobił na dywan. Na szczęście żona przed ołtarzem była ta właściwa. I nadal jest – śmieje się Krzysiek.

Czarna dziura

– To wraca do mnie wciąż jako koszmar - mówi Janek. Muszę mu obiecać, że nie podam prawdziwego imienia, bo nadal mu wstyd. – Ślub był w trudnym dla mnie okresie, budowaliśmy dom, to pochłaniało mnóstwo pieniędzy, dlatego uroczystość próbowaliśmy zrobić w wersji maksymalnie budżetowej. Nie było wielkiej sali, zrobiliśmy wesele w domu u wujka, bo miał spory dom.

Postanowiliśmy z żoną, że „przytniemy” na strojach ślubnych. Ona pożyczyła suknię od koleżanki, ja – od mojego szwagra. Miał ślubny garnitur, bardzo ładny, czarny. Tylko, że on jest trochę mniejszy ode mnie. Szczególnie w dolnych partiach, że tak powiem.

Raz go założyłem, jakoś leżał, może nie było mi w nim superwygodnie, ale pomyślałem, że dam radę w kościele, a po ceremonii i tak się przebiorę. Wiedziałem tylko, że nie powinienem za często siadać, bo spodnie mogą nie wytrzymać, czułem że w okolicach pasa nie leżały dobrze. Niestety, usiałem i wtedy puścił szew na tyłku, o czym niestety nie wiedziałem. Stałem całą uroczystość tyłem do wszystkich gości z rozprutymi spodniami. Ludzie mieli pewnie niezłą bekę. Nikt mi nie powiedział. Chciałem wszystkich zabić za to, ale tłumaczyli że nie chcieli przerywać tak ważnej uroczystości. Dopiero kiedy wyszliśmy z kościoła, mój stary szepnął mi na ucho, co się wydarzyło i stanął za mną żeby mnie zasłaniać. Jakoś wsiadłem do samochodu, a wesele spędziłem w dżinsach. Ile wstydu się najadłem, to wiem tylko ja.