Ujawniono samochód z najnowszego filmu o Bondzie. Jest niezbyt sportowy, za to cały w błocie
Żaden film o Jamesie Bondzie nie może się udać bez udziału efektownych i drogich samochodów. Agent 007 najbardziej lubi oczywiście szybkie supersamochody (to, jak wsiada do nich w smokingu pozostaje słodką tajemnicą brytyjskiego wywiadu), ale auta sportowe nie wjadą wszędzie. Czasem trzeba sięgnąć po mocniejsze argumenty...
Najpierw ktoś strasznie wkurzy 007, potem będą się ścigać, potem szefowa Bonda opierdzieli go za to, że wydaje za dużo pieniędzy/za dużo pije/za dużo imprezuje/za mało siedzi za biurkiem, potem pojawi się kobieta, dla której James straci głowę (w wersji "na bogato" – więcej niż jedna), potem coś wybuchnie, ale garnitur Jamesa jakimś cudem pozostanie nienaruszony – a potem wszystkie te wątki poskładają do kupy scenarzyści i zobaczymy finał, w którym dobro (zakrapiane solidną ilością Vodka Martini) mimo wszystko zwycięży.
Fot: materiały prasowe
Fot: materiały prasowe
James Bond znany był z tego, że zawsze miał do dyspozycji najlepsze i najbardziej efektowne auta na świecie. Potem jednak coś się popsuło i nagle zobaczyliśmy Daniela Craiga w Fordzie Mondeo („Casino Royale”). Ten obrazek dla fanów serii filmów o agencie Jej Królewskiej Mości był niczy przeciągnięcie prętem po klatce – tego po prostu nie da się „odzobaczyć”.
Wygląda jednak na to, że wszystko wreszcie wraca na właściwe tory. W najnowszej części przygód Bonda, No Time to Die, ostatniej z udziałem Daniela Craiga, nie spodziewamy się ani Fordów Mondeo, ani Opli w dieslu, ani hulajnóg elektrycznych. Czego w takim razie możemy oczekiwać – oprócz flotylli wspaniałych Astonów Martinów – od DB5 po najnowszą Valhallę? Land Rovera Defendera.
Klasyczna, kultowa wręcz angielska terenówka, która w tym roku otrzymała całkowicie nowy, jeszcze bardziej seksowny wygląd, będzie miała sporą rolę do odebrania w „No Time to Die”. W zaprezentowanym właśnie filmie pokazano, w jaki sposób na planie filmu katowane były Defendery i jak kaskaderzy przeganiali je po trudnym terenie (chyba nie trzeba tłumaczyć, kogo gonili…).